W ubiegłym tygodniu nasza Wielkopolska Grupa Blogerów Kulinarnych miała wspaniałą okazję do integracji. Dzięki aktywności i znajomościom Moniki z Pin -up -cooking-looking dostaliśmy zaproszenie na posiłek w Dark Restaurant w Poznaniu. Jak nazwa wskazuje, jedzenie odbywa się w całkowitej ciemności i na dodatek goście nie wiedzą, jakich dań próbują.
Dark Resturant to jedyna taka restauracja w Polsce i jedna z 14 w świecie. Działa od siedmiu lat. Można w niej spróbować nie tylko dań ze znanych wszystkim składników, ale też Bizzare Food, czyli takich ciekawostek, jak smażone larwy mącznika, sos z krwi wieprzowej czy bycze jądra w tempurze. Szef kuchni, pan Radek Nejman stara się też dobierać zaskakujące połączenia, na przykład banany z czosnkiem . To, że jemy w zupełnych ciemnościach sprawia, że wyobraźnie pracuje i próbujemy domyślić się, co jemy. Często zgadujemy, bo ciemność wyostrza zmysł smaku.
Ale od początku – najpierw musieliśmy podać organizatorom, na jaki zestaw się decydujemy ( mniej więcej połowa wybrała bizzare) , czego nie lubimy i na co jesteśmy uczuleni. Spotkaliśmy się silną grupą najpierw w sali oświetlonej niewielką lampą, witając się z tymi blogerami, którzy do wspólnych imprez teraz dołączyli.
Wymieniliśmy ploteczki i organizatorzy opowiedzieli nam o restauracji i panujących w niej zasadach. Nikt nie może zobaczyć podawanych tam dań, bo owiane są mrokiem tajemnicy. Za to po posiłku goście spotykają się z szefem kuchni, zgadują, co jedli i dowiadują się od niego prawdy.
Na stole znajdują się sztućce, ale potrzebniejsza jest miska z wodą do mycia rąk , bo większość woli jeść palcami. Po przydzieleniu numerków do sali udaliśmy się gęsiego za kelnerem, trzymając ręce na swoich ramionach. Kelnerzy obsługiwali nas w noktowizorach. Przed każdym na wyciągnięcie ręki była kostka ( na pierwszym zdjęciu), którą należało ponieść w razie problemów.
Po zajęciu miejsc zaczęliśmy się dzielić wrażeniami na temat naszych odczuć. Wydedukowaliśmy, że siedzimy przy jednym stole, rzędami na przeciwko siebie. Stół był na szerokość wyciągniętych dwóch rąk, co wypróbowałam podając rękę siedzącej naprzeciwko Ani z Everyday Flavours – ale nie od razu, bo najpierw trafiłam w …jej miskę z wodą !
Próbowaliśmy też odgadnąć kolor obrusa, padały typy, że zielony, bordowy, granatowy… Dostaliśmy do picia wino lub sok i jakoś obyło się bez ich wylania. Wesoły nastrój udzielił się prawie wszystkim, choć niektórym koleżankom wyobraźnie pracowała i czuły się nieswojo w ciemnościach. Mnie było całkiem dobrze, może dzięki temu, że słyszałam znajome głosy. A wyglądało to tak :
Pojawiło się światełko noktowizora i kelner przyniósł przekąski. Talerz był prostokątny, to wyczułam. Najpierw powąchałam danie , pachniało mięsem i czymś słodkim. Spróbowałam – mięso, ale o specjalnej konsystencji. Smakowało trochę jak różowa wołowina smażona na krwisto, ale przyszła mi też do głowy metoda sous-vide – opakowane próżniowo mięso gotowane w niskiej temperaturze. Do tego wyczułam kiełki i krojone w paseczki warzywa i jakiś sos z drobinkami, który wydawał mi się puree z figi. Wszystko było bardzo pyszne i korzystając z ciemności uczyniłam powiedzenie „palce lizać ” faktem i zjadłam sos z talerza do końca. Dłonie umyłam.
Zwolennicy bizzare’a mieli więcej do zgadywania – coś pomarszczonego wydawało im się świńskim uchem. Do tego jakieś niby kulki smakujące parmezanem…
Danie główne pachniało rybą i kawałki delikatnej smażonej ryby były na talerzu na podłożu z warzywnego sosu smakującego selerem. Obok coś w kształcie walców , wydawało się panierowane- może ser, a może jakiś owoc morza, albo też warzywo typu pasternak … Trudno było zgadnąć. To danie postanowiłam jeść łyżką, ale na łyżkę nagarniałam jedzenie palcami. Od koleżanek jedzących Mood Food ( zestaw poprawiający nastrój) słyszałam o kulkach otoczonych w sezamie, a zwolennicy bizzare’a rozpoznali banany z czosnkiem, inni pierogi… Te nie od razu – koleżanka zwierzała się nam, że trafiła na coś okrągłego i śliskiego i dopiero wyobraźnie poszła w ruch 🙂
Wśród wesołych rozmów , zgadywania i domysłów czas nam szybko minął i mrużąc oczy wyszliśmy za kelnerem do światła :
Teraz szef kuchni wyjaśnił nam, co jedliśmy. Mięso nieźle trafiłam- wołowina sous -vide, kiełki, warzywa a sos to nie żadne figi, tylko zmielone orzeszki z octem balsamicznym ! Wspaniała i delikatna ryba, to był stek z rekina a panierowane walce, to smażone placki z kaszy z serem i ziołami. To wszystko na selerowym sosie. Do tego marynowane warzywa, które w większości rozpoznałam.
Zwolennicy hardkorowych dań dostali m. in. bycze jądra w tempurze, kulki o smaku parmezanu to smażone larwy mącznika, a śliskie okrągłe to pierogi z nadzieniem z wołowego ogona na sosie z krwi.
Szef kuchni, pan Radek Nejman ciekawie opowiadał o swojej pracy, przytaczając anegdotki. Podziękowaliśmy gospodarzom za wspaniałe wrażenia i przepyszne dania i rozstaliśmy się w miłej atmosferze. Na koniec dla mnie miły osobisty akcent – Właściciel lokalu, który nas tak miło ugościł , okazał się moim kolegą z liceum i rozpoznał mnie, mimo, że od matury minęło już lat nie powiem ile. Jarku- dziękujemy za niezapomniany wieczór !