Miesięczne archiwum: październik 2019

Domowa musztarda z ogórkiem kiszonym i jalapeno

domowa musztarda z ogórkiem

Od kilku lat wkręciłam się w domową produkcję naturalnych octów i wykorzystuję je na rózne sposoby. Jednym z nich jest wykorzystanie ich do domowych musztard , które zauważyłam w książkach ze staropolskimi przepisami. Dopytałam też o szczegóły ich robienia chefów kuchni na warsztatach. Ale tę musztardę z kiszonym ogórkiem i jalapeno zobaczyłam u znajomego blogera, który szukał takiej gotowej, ze sklepu. Nie widziałam etykiety , więc po prostu intuicyjnie , na podstawie dotychczasowych doświadczeń stworzyłam przepis. Dodałam do niej estragon , bo sprawdza mi się w daniach z dodatkiem kiszonych ogórków a w staropolskich przepisach często jest dodawany do musztardy. Przyznam, że smak wyszedł obłędny, nie bez znaczenia jest też ważny skladnik musztardy – moje kultowe kiszone ogórki. Wykorzystałam też domowy ocet z pomidorów, który zrobiłam tą samą metodą, co jabłkowy. Na zdjęciu jest reszta musztardy, bo ledwo zdążyłam zrobić zdjęcia 🙂

DOMOWA MUSZTARDA Z KISZONYM OGÓRKIEM I JALAPENO

  • 3 łyżki gorczycy
  • pół szklanki dobrego octu ( miałam pomidorowy)
  • 2 średnie kiszone ogórki
  • łyżka papryki jalapeno z zalewą ( ze słoika)
  • sól, pieprz czarny i ziołowy
  • pół łyżeczki suszonego estragonu
  • trochę cukru lub miodu dla złamania smaku

Gorczycę zalałam octem w słoiku na dwa dni, by zmiękła. Ten sposób robienia bazy do musztardy poznałam na warsztatach kulinarnych od jednego z chefów kuchni odtwarzającego staropolskie przepisy.

Gorczycę wraz z dwoma łyżkami octu , w której się moczyła wkładamy do blendera . Dodajemy pokrojone kiszone ogórki i łyżkę papryczek jalapeno ze słoika wraz z zalewą. Dosypujemy trochę soli, cukru, oba pieprze i estragon i miksujemy wszystko niezbyt dokładnie , tak, by musztada nie była zupełnie gładka. Sprawdzamy smak, jeśli trzeba doprawiamy jeszcze, by zbalansować smaki.

Dla mnie to było odkrycie kulinarne, połączenie klasycznego smaku musztardy z kiszonymi ogórkami , podostrzenie ich papryczkami – sztos jak mawiają niektórzy . Chyba następną porcję zrobie dodając do kiszonych ogórków nieco ukiszonej z nimi papryki a może też i jabłko. Pole do eskperymentów kulinarnych z wykorzystaniem domowych octów i kiszonek się otwiera 🙂

Smacznego !

musztarda z ogórkiem kiszonym

Suszone owoce w kuchni-jak je jeść dla zdrowia i urody ?

O tym, że owoce są zdrowe, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Akcja pięć porcji warzyw i owoców w ciągu dnia odbiła się w naszym społeczeństwie szerokim echem. Dziś jednak chcielibyśmy opowiedzieć o produktach nieco przetworzonych, czyli o suszonych owocach.

Wokół nich narosło sporo nieścisłości. Jedni uważają, że warto je jeść, inni, że trzeba ich unikać, zwłaszcza, jeśli chcemy zrzucić zbędne kilogramy. A jeśli już w ogóle chcemy je spożywać, to czy dodawać je do gotowanych potraw, czy stosować jako samodzielną przegryzkę między posiłkami? Chcecie poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania i wątpliwości? Zapraszamy do lektury.

Suszone owoce – superwitaminowi bohaterowie

Owoce są bogatym źródłem wielu witamin i minerałów. To niezaprzeczalny fakt. A czy wiedzieliście, że ich suszone odpowiedniki potrafią mieć tych witamin i składników mineralnych zdecydowanie więcej? Świetnym przykładem są morele. Jeśli wybierzemy niesiarkowane owoce, dostępne w SklepAgnex.pl, otrzymamy prawdziwy koktajl witaminowy w skondensowanej i zdrowej formie.

Pomówmy jednak o konkretnych liczbach. Świeże owoce mają około 96 ug/100 g witaminy A. W przypadku suszonych moreli, ilość wzrasta aż do 180 ug/100 g. Analogicznie sytuacja wygląda przy żelazie. Świeże owoce mają go około 0,4 mg/100 g produktu, suszone – 2,6 mg/100 g.

Sytuacja wygląda podobnie w przypadku innych owoców, jak śliwki i figi, które stanowią fenomenalne źródło błonnika, wapnia i magnezu.

Czy można jeść suszone owoce, jeśli chcemy się odchudzać?

Suszenie owoców polega na pozbawianiu ich wody. Ich spora objętość zostaje drastycznie zmniejszona, co świetnie widać na przykładzie rodzynek. Niestety, wraz z wodą nie znikają jednak kalorie, dlatego też niewielkie morele mają ich dokładnie tyle, co świeże odpowiedniki, a z łatwością możemy zjeść ich zdecydowanie więcej.

Trzeba zatem podchodzić do jedzenia z wielką rozwagą i dozować sobie ten przyjemny smakołyk w niewielkich porcjach, zwłaszcza jeśli jesteśmy na diecie odchudzającej.

Warto też zauważyć, że pomimo wysokiej kaloryczności, suszone owoce są równocześnie bogatym źródłem błonnika, dzięki czemu poprawiają metabolizm i regulują przemianę materii. Dlatego powinny być obecne w zrównoważonej diecie, również tej nastawionej na zrzucanie kilogramów.

Jak wykorzystywać suszone owoce w kuchni?

Suszone owoce warto jeść samodzielnie, jako przyjemną i zdrową przekąskę, pamiętając o zachowaniu umiaru. Można także dodawać je do sałatek i surówek, na przykład do tartego selera z odrobiną jogurtu naturalnego, orzechów włoskich i rodzynek.

Wiele osób używa ich także do musli i owsianek, Wzbogacając skład posiłku oraz dostarczając zwiększoną ilość składników odżywczych i energii na cały dzień.

Nie zapominajmy również, że suszone owoce stanowią fenomenalny dodatek do różnych gotowanych potraw. Sprawdzają się jako dodatek do farszu wegetariańskich pierogów z serem lub kaszą. Osoby jedzące mięso mogą wykorzystać je do roladek, dzięki czemu podkreślą smak ulubionych potraw.

Suszone owoce pokochają także łasuchy, gdyż z łatwością wykorzystamy je jako przyjemny dodatek do wielu ciast i ciasteczek, a nawet domowych batoników owocowych.

Suszone owoce – bogactwo smaku i zastosowań

Morele, żurawina, winogrona to tylko wybrane smaki, które powinniśmy wprowadzić na stałe do codziennej kuchni. Potrafią zastąpić kaloryczne słodycze, a przy tym rozbudowują możliwości kulinarne.

Można po nie sięgać o każdej porze roku, gdyż w odróżnieniu od świeżych owoców nie są uzależnione od sezonów.

Co ważne, suszone owoce można bez trudu kupić w sklepach, wybierając oczywiście miejsca stawiające na zdrową żywność ze sprawdzonych źródeł. Jeśli chcemy przygotować je samodzielnie, również nic nie stoi na przeszkodzie. Można to zrobić tradycyjnie, na słońcu, po wcześniejszym usunięciu pestek lub pokrojeniu szczególnie dużych owoców na plastry (dotyczy np. jabłek, gruszek). Jeśli nie mamy tyle cierpliwości lub czas, zawsze można skorzystać z pomocy piekarnika lub specjalnych suszarek.

Bez względu na to, którą metodę wykorzystamy, pamiętajmy, że suszone owoce to bogactwo smaków i zdrowia, z którego powinniśmy korzystać przez cały rok. A które z nich Wy lubicie najbardziej?

Pasztet z grzybów i kurczaka

pasztet z grzybów i kurczaka

W tym roku mamy urodzaj grzybów , nawet w suchych okolicach, w których mieszkam. Wybrałam się więc i ja na grzyby i nazbieraliśmy ich całkiem sporo. Częśc ususzyłam, by były do wigilijnych dań, kanie usmażyłam na obiad , resztę udusiłam i ugotowałam. Postanowiłam też zrobić zupę grzybową na reszcie niedzielnego rosołu i przy okazji wpadłam na pomysł by wykorzystac mięso z rosołu i upiec z nim pasztet na bazie grzybów duszonych z cebulą. Wyszedł bardzo smaczny a zapasy przeirobonych grzybów zostały dobrze wykorzystane. Bazą były podgrzybki, prawdziwki i maślaki, widoczne na poniższym zdjęciu w pierwszej fazie zbierania – było ich znacznie więcej :

PASZTET Z GRZYBÓW I KURCZAKA

  • miska uduszonych z cebulą grzybów
  • tyle samo objętościowo mięsa z kurczaka ugotowanego w rosole
  • warzywa z rosołu – marchew, seler, por i pietruszka
  • jajko
  • 2-3 łyżki tartej bułki
  • sól, pieprz do smaku
  • czosnek granulowany
  • szczypta majeranku i estragonu ( opcjonalnie)

Najpierw na oleju z dodatkiem masła podsmażyłam grzyby , dodając pokrojoną dużą cebulę. Podlałam je odrobiną rosołu i poddusiłam do miękkości. Wystudziłam.

Dorzuciłam obrane mięso kurczaka z rosołu, jedną marchewkę by pasztet nie był za słodki i resztę warzyw ugotowanych też w rosole. Prócz zwykłego selera miałam też łodygę selera naciowego. Zmiksowałam mięso i warzywa razem z grzybami i cebulą, można też zmielić wszystko w maszynce do mięsa. Wbiłam jajko , wymieszałąm i zagęściłam tartą bułką. Doprawiłam solą ( ostrożnie, bo mięso miało już swój smak) i pieprzem, dorzuciłam też nieco majeranku i estragonu, bo lubię te zioła w pasztetach. Kto lubi inne, może sobie doprawić do smaku tym, co mu pasuje.

Włożyłam masę grzybowo-mięsną do wysmarowanego tłuszczem naczynia żaroodpornego i piekłam w !80 C około 25 minut, aż masa się ścięła i na wierzchu utworzyła apetyczna skórka.

Pasztet z grzybów i kurczaka jedliśmy na zimno, na kanapki i doskonale na nich smakował. Na ciepło też trochę spróbowałam, zaraz po upieczeniu i był równie smaczny. Polecam wszystkim, którzy chcą zrobić z grzybów coś innego, niż zazwyczaj. Pogoda dopisuje, grzyby jeszcze też , zaczęcam do wypróbowania przepisu.

Smacznego !

Sałatka z figami i fetą

sałatka z figami

Figi to bardzo wdzięczne owoce, smakują dobrze same w sobie ale stają się ciekawsze, jak ich słodki smak przełamie się czymś wyrazistym i słonym a miękką teksturę uzupełni czymś chrupiącym . Sałatka z figami, którą wymyśliłam oparta jest na domowych zasobach z ogrodu, lodówki i spiżarni. Winogrona, rucola, mięta, orzechy i marynowana cukinia są z ogródka, ocet jabłkowy do przyprawienia to mój domowy , feta też jest mojej produkcji , zrobiona z wiejskiego twarogu. Dodałam też miodu, który figi w towarzystwie orzechów bardzo lubią . Całość wyszła pyszna, no cud, miód i orzeszki 🙂

SAŁATKA Z FIGAMI I FETĄ

  • kilka fig
  • garść rucoli
  • kubek winogron
  • 2 łyżki marynowanej cukinii ( można dać ogórek)
  • ok. 14 dkg fety ( miałam domową)
  • kilka orzechów włoskich
  • czerwona cebula
  • łyżka miodu
  • 2 łyżki octu winnego lub jabłkowego
  • garśc listków mięty
  • pieprz ziolowy ( opcjonalnie)

Figi kroimy na kawałki, układamy na rucoli, dorzucamy kulki winogron i marynowaną cukinię. Mieszamy z pokrojoną w cienkie plasterki czerowną cebulą, dorzucamy na wierzch fetę. Posypujemy miętą, kawałkami orzechów włoskich, polewamy octemi i miodem. Można wstawić sałatkę na kilkanaście minut do lodówki, ale na świeżo też pysznie smakuje. Wprawdzie to nie figa z makiem i pasternakiem ale za to, jak już wspomnialam, cud, miód i orzeszki . Pyszne smaki późnego lata i wczesnej jesieni.

Smacznego !

sałatka z figami i fetą

Czekośliwka na dwa sposoby

czekośliwka

Ten pyszny dżem śliwkowy z dodatkiem czekolady obiecywałam sobie zrobić od kilku lat, ale inne zajęcia mi na to nie pozwalały. Dopiero w tym roku, gdy moje drzewo w ogrodzie uginało się od śliwek, prócz zwykłego dżemu, takiego, jak rok temu powstała też czekośliwka. To nie są węgierki, bo tych miałam niewiele, tylko letnie, pyszne i bardzo słodkie śliwki dojrzewające pod koniec lipca. Tak wyglądała pojedyncza gałązka a było ich wiele :

Najlepsze powidła i dżemy są z późnych węgierek, bo są najsłodsze i niewiele cukru trzeba do nich dodawać. Ja do swoich też nie dodawałam dużo, ale w pewnym momencie przesadziłam i dlatego druga wersja czekośliwki jest tylko z dodatkiem kakao, takiego jak do wypieków. Nam nawet bardziej smakowała, ale zacznę od tej tradycyjnej .

CZEKOŚLIWKA

  • 2 kg śliwek
  • ok. 1/2 kg cukru
  • ok. 1/3 szklanki wody
  • 30 dkg gorzkiej czekolady albo 30 g kakao
  • łyżeczka-dwie cynamonu

Czekośliwkę zaczęłam robić tak, jak każdy tradycyjny dżem, czyli od rozgotowania owoców z niedużą ilością wody i ich odparowania. Oczywiście najpierw pozbawiłam śliwki pestek , dzieląc je na połówki, bo tak się wygodniej gotuje. Gdy masa śliwkowa zgęstniała , dosypałam cukier i po wymieszaniu gotowałam na niedużym ogniu często mieszając . Gdy dzem odparował ponownie, wsypałam podzieloną na kwałki czekoladę, rozgotowałam i odparowałam jeszcze trochę ponownie, dodając cynamon do smaku. Jak czekośliwka wylana na zimny talerzyk nie rozlewa się naokoło, jest gotowa.

Druga partię robiłam kilka dni później, gdy śliwki były jeszcze bardziej dojrzałe i słodkie. To do tej części dodałam samo kakao ( i też cynamon), bo dżem był bardzo słodki. Przyznam, że nam też bardzo smakowała, może nawet ciekawiej, niż ta z czekoladą.

Po włożeniu do słoików na gorąco , zakręciłam je , postawiłam do góry nogami i przykryłam ręcznikiem. Niestety dwa słoiki się nie zamknęły i poszły od razu do deserów, na grzanki i na kanapki . Następnym razem lepiej je zapasteryzuję w garnku, jak dżem.

Smacznego !

Spotkanie Ludzi Myślących Sopot 2019 -relacja

zdjęcie zbiorowe z gośćmi specjalnymi -fot. Paweł Lęcki

O Spotkaniu Ludzi Myślących w Sopocie słyszałam od kilku blogowych znajomych. Chwalili jego niezwykłą, twórczą atmosferę i to zachęciło mnie, by w tym roku tam pojechać. Organizuje je Instytut Zdrowego Rozsądku, w tym osoby, które przedtem pracowały przy Blog Forum Gdańsk i przyznam, że znalazłam tam atmosferę pierwszego spotkania, w 2010 roku, kiedy blogsfera zaczynała się rozwijać i dyskutowano o roli blogera i jego misji. Od tamtego wydarzenia minęło sporo czasu, zarówno blogosfera jak i Internet sporo się zmieniły. Dlatego tematem najważniejszym teraz był problem coraz częstszego hejtu, fake newsów , braku porozumienia między ludźmi i co możemy zrobić, by to zmienić.

organizatorzy – Kuba Kaługa, Ida Mokwa- Kaługa i Marta Szadowiak

Zaczęła Marta Klimowicz, socjolożka internetu i nie było to rozpoczęcie optymistyczne. O tym, jak zatruty jest Internet przekonujemy się obserwując fale hejtu i kłótnie nie tylko na Facebooku i twitterze, manipulacje fake newsami. Poza tym anonimowość w komentarzach pod wiadomościami daje ludziom poczucie bezkarności i wywołuje pokłady nienawiści. Najczęściej żródłem tych zachować jest bezmyślność. Gdy zastanawialiśmy się nad remedium pojawił się temat edukacji i coraz gorszego jej poziomu. Nie zdążyłam zabrać głosu w dyskusji, więc napiszę tutaj – każdy, kto ma dzieci nie powinien liczyć tylko na edukację szkolną i to, że ukształtuje ona młodego człowieka. Takich rzeczy , jak logiczne myślenie, uważność, empatia , szacunek dla innych – musimy nauczyć dzieci w domu i to już od początku. Dla dzieci trzeba znaleźć czas, rozmawiac z nimi , słuchać tego co mówią, odpowiadać na pytania, pozwalać na kreatywne zabawy , mimo, że jest przy tym bałagan, dawać przykład samemu- choćby czytając książki. Nie piszę tego sobie a muzom, wypraktykowałam to z powodzeniem na trójce swoich dzieci.

Nie zdążyłam też dodać, że ja sama jestem przykładem pozytywnego działania Internetu. Od czasu gdy młodsza córka założyła mi bloga ( ponad 11 lat temu) moje życie zmieniło się o 180 Stopni. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, nawiązałam przyjaźnie, zaczęłam jeżdzić na różne spotkania i wydarzenia . Odzyskałam pewność siebie.

przerwa na kawę, Teatr na Plaży, fot. Paweł Lęcki

O tym , jak otwierać głowy i przełamywać utarte schematy przekonaliśmy się podczas warsztatów kreatywnych z Przemkiem Staroniem ( nauczyciel roku 2018) i Jędrkiem Sołowijem. Podzieleni na grupy zrobiliśmy burzę mózgów wymyślając podczas 15 minut 100 pomysłów na to, jak zmusić ludzi do myślenia . Zadanie miało nam uzmysłowić, co czujemy podczas takiej pracy. Ja czułam się w żywiole działając bez ograniczeń, grupa przyjęła moją sugestię by nie liczyć pomysłów, bo szkoda na to czasu i w rezultacie mieliśmy ich chyba najwięcej. O tym, jak sie te pomysły weryfikuje dowiedzieliśmy się poznając metodę kapeluszy de Bono.

Jak wiele złego stało się od poprzedniego roku mieliśmy okazję przekonać się podczas rozmowy z gośćmi specjalnymi, prezydentami Gdańska i Sopotu ( na pierwszym zdjęciu) . Spotkanie miało tytuł : jak być lustrem, gdy się jest celem . Pani Aleksandra Dulkiewicz opowiadała o tym ile hejtu spotykało jej poprzednika i jak mawiał „to się źle skończy”. Niestety skończyło się tragicznie a i jego następczyni ma niełatwe zadanie. Powiedziała, że czasem zbywa niedorzeczne zarzuty śmiechem lecz siła rażenia niektórych przytłacza ją niemalże fizycznie. Trudno jest pełnić swoje obowiązki pod taką presją, ale oboje starają się i mimo wszystko nieźle dają sobie radę. W Sopocie byłam ostatnio z 10 lat temu, sporo się zmieniło.

O tym, czy za przyczyną internetu trafiamy znów do językowej jaskini opowiadała autorka bloga Mówiąc inaczej , Paulina Mikuła. Jej zdaniem nie jest tak źle, wprawdzie operujemy często skrótowcami i zwrotemi angielskimi, ale tymi ostatnimi inaczej. Nie są one jak dawniej prostymi zapożyczeniami, ale ewoluują i wzbogacają język. Staje się on bardziej plastyczny i dostosowany do epoki, jednak warto pamiętać o jego bogactwie i poprawności. Używanie zdań wielokrotnie złożonych moze być przyjemnością i przywilejem, mimo, że przy wpisie na blogu wyświetla się kiepski współczynnik czytelności i uwagi, że zdania są za długie… Jak widać, jestem tego samego zdania 😉

Na zdjęciu powyżej widać kawę w kubku termicznym – organizatorzy poprosili by zabrać je i bidony do wody ( w Sopocie spokojnie mozna pić kranówkę). Obik stoi moje ciasto, które tradycyjnie ze sobą zabrałam i poczęstowałam nim starych i nowych znajomych. Poza tym obiady, które dostaliśmy były wegańskie i w ekologicznych opakowaniach. Jak widać, ludzie myślący dbają o naturalne środowisko :

Jedną z fantastycznych osób, które poznałam była autorka fanpage Miluju i majuju – Vitia, która w doskonały sposób ilustrowała to, co się działo na scenie i widowni :

Następny dzień rozpczął się prelekcją i dyskusją z Jolą Szymańską o tym, czy Internet ma być czarno-biały, na przykładzie zdroworozsądkowego podejścia do katolicyzmu. Oto, jak zilustrowała to Vitia :

Potem były kolejne warsztaty kreatywne, na temat fake newsów i sposobów ich rozpoznawania. Prowadził je przedstawiciel Wojowników Klawiatury, mający wprawę w weryfikowaniu i wyjaśnianiu nieprawdziwych wiadomości. Najpierw rozróżnialiśmy prawdziwe i fałszywe wiadomości , potem ćwiczyliśmy w grupach konstruowanie tych drugich, by dowiedziweć się, jak łatwo jest manipulować. Przy dyskusji o tym, w jaki sposób je rozpoznawać po raz kolejny padło słowo : Myśleć – i weryfikować w kilku wiarygodnych źródłach . Niestety tych jest coraz mniej, a sprawa jest ważna. Dezinformacja wpłynęła juz na niejeden wynik wyborów, a i w obecnej kampanii politycy powołują się na fake newsy, które czasem i po weryfikacji żyją własnym życiem…

Kolejnym gościem specjalnym była p. Elżbieta Tatarkiewicz- Skrzyńska, 95-letnia pełna wigoru i ciekawa życia osoba, bratanica prof. W Tatarkiewicza , uczestniczka Powstania Warszawskiego. Rozmawiała z nią Basia Grabowska.

Pani Ela opowiadała o tym, jak dawniej ludzie radzili sobie w trudnych sytuacjach. Wojna przerwała jej naukę, więc najważniejsze dla niej było tajne nauczanie, by zdać maturę i zdobyć edukację. Dopiero później dołączyła do konspiracji i przeszła szkolenie łączniczki i sanitariuszki. Cechy, wyrobione w sobie wtedy – odpowiedzialność, punktualność, wtażliwość na drugiego człowieka pozostały jej do dziś. Pięknie powiedziała o tym, że patriotyzm jest różny w zależności od sytuacji – to nie tylko walka czy uczestnictwo w ważnych dziejowych przemianach, ale też edukacja, praca czy troska o drugiego człowieka. Zapis rozmowy można odsłuchać tutaj . Najstarszej prelegentce z dużym zaciekawieniem przysłuchiwała się najmłodsza uczestniczka – 7-letnia Marysia, która przyjechała z Supertatą .

Po tym spotkaniu przyszedł czas na podsumowującą dyskusję. Zadaliśmy sobie trudne pytanie – co możemy zrobić, by sprzeciwić się złu opanowującemu Internet i skierować go na dobre tory. Zadanie niełatwe i większość pewnie powie – co ja mogę, co my możemy. Jak powiemy, że nic się nie da, to nic się nie zmieni. Każdy z nas, mający jakąś przestrzeń w sieci może coś zrobić. Nawet ja, prowadząc blog kulinarny ( bo, mimo, że sporo piszę relacji, przepisy nadal tu dominują) . I tu wrócę do pierwszego Blog Forum Gdańsk – gdy zastanawiałam się, czy blogując mam jakąś misję , odkryłam , że tak : podając przepisy i okoliczności ich powstania zachęcam innych, by ugotowali cos dobrego, zebrali się razem przy stole i zaczęli rozmawiać. Może najpierw o jedzeniu a potem o życiu. Przy dobrym jedzeniu przyjemniej się rozmawia a w sytuacjach patowych można skierować uwagę na to, co jest na stole i zmnienić temat.

Ważne jest też, by wysłuchac zdania i argumentów osób, które mają inne poglądy. Nie dzielić na my i oni, starać się znaleźć punkty wspólne i pozytywy, od tego zacząć rozmowę. I przede wszystkim dawać przykład własnym zachowaniem. Drobne gesty i działania to kropla drążąca skałę , z kropel składa się ożywczy deszcz niosący zmiany.

przesłanie – autor Vitia maluje