Miesięczne archiwum: sierpień 2016

Kandyzowane listki mięty i likier miętowy

kandyzowane listki mięty

Dziś po raz 1500 zasiadam przed komputerem by zrobić wpis na bloga . Od maja 2008 roku  tyle się nazbierało ! Na starym blogu, który wisi sobie na bloog.pl widać, ile dni istnieje – 3033, więc mniej więcej co drugi dzień publikuję. I wciąż mam nowe pomysły, w zapasie nieco sfotografowanych dań. Ostatnio jest też dużo relacji, bo nie brak ciekawych wydarzeń kulinarnych, w których biorę udział. Czasem mam potrzebę napisania o czymś spoza kulinariów, luźno z nimi związanym, dodałam więc na blogu nową kategorię dziennikarską – Artykuły o życiu.

Wpis numer 1000 był w sierpniu trzy lata temu, kto jest ciekawy, może zajrzeć – jest tam nieco historii bloga. Po raz kolejny napiszę, jak bardzo się cieszę, że dzięki temu, że go prowadzę poznaję wielu wspaniałych ludzi i przeżywam super przygody, nie tylko kulinarne.

1500 wpisów

Wraz 1500 wpisem na blogu na facebookowej stronie bloga liczba polubień zbliża się też do tej samej liczby 🙂 mam nadzieje, że osiągnie ją lada dzień, kto chce polubić i dostawać codziennie sezonową propozycję na obiad w cyklu „dziś na obiad proponuję” oraz inne bieżące i aktualne ciekawostki, to proszę bardzo – klik, klik 🙂 , albo z boku, w zakładkach.

fanpage 1488

Przejdźmy do przepisu – kandyzowane listki mięty zauważyłam na blogu Komarki i ujęły mnie swoja urodą. Są doskonałym i aromatycznym dodatkiem do deserów, tortów czy drinków.

Przygotowanie ich jest proste, wymaga tylko cierpliwości – każdy listek smarujemy lekko ubitym  białkiem i maczamy w drobnym cukrze z obu stron, kładziemy do wyschnięcia w przewiewnym i zacienionym miejscu, najlepiej na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Latem takie listki wysychają w ciągu kilku godzin , najlepiej jednak zostawić je na dobę. Potem trzymamy w pudełku.

Jedną porcję tych listków oddałam na aukcję Allegro na rzecz hospicjum dla dzieci na Blog Conference Poznań, reszta jest przeznaczona na specjalne okazje. Zabieram się za kolejną transzę , by zdążyć przed jesienią. To dość żmudne zajęcie, ale jak się lubi miętę i pomyśli o efekcie, to może być nawet relaksujące .

Teraz pora na równie przyjemny miętowy wytwór, czyli likier. Przepis dostałam od znajomej i jest on prosty : Likier powinien mieć około 16 % alkoholu, więc nie robiłam go na spirytusie, tylko na czystej wódce. Poza tym w pierwszej fazie, macerowania się liści mięty , zapomniałam o nim – stał sobie spokojnie na kominku i zamiast tydzień, macerował się miesiąc. Wyszło mu to na dobre, bo krótko po zmieszaniu z syropem już nieźle smakował. Poza tym – nie bardzo wiem, skąd w prezentowanych w sieci likierach taki piękny zielony kolor. Mi wyszedł zielono-brązowy, jak herbata miętowa. Wiem  jakie rośliny dają piękną zieleń, ale wolałam nie ryzykować i nie psuć smaku, a dodanie barwników sztucznych w ogóle nie przyszło mi do głowy.

LIKIER MIĘTOWY

Gałązki świeżej mięty, dużo, ile wejdzie do słoika

szklanka dobrej czystej wódki

1, 5 szklanki wody

3/4 szklanki cukru

Umytą miętę upychamy w słoiku i zalewamy wódką na tydzień albo i dłużej.

likier miętowy1

W międzyczasie potrząsamy słoikiem, ja tak robiłam na początku, potem zapomniałam, więc wstrząsnęłam solidnie tuż przed odcedzeniem. Liście dobrze wycisnęłam.

Z cukru ( można jego część zastąpić miodem) i wody gotujemy syrop, studzimy. Mieszamy z odcedzonym alkoholem i odstawiamy na jakiś czas, im dłużej, tym lepiej. Ja swój zrobiłam w butelce po 10-letnim Porto, więc zyskał dodatkowy smaczek.

Likier jest dobry sam ( popijany do kawy i czegoś słodkiego) , jako dodatek do deserów , może być też bazą letnich drinków, ale wtedy lepiej zrobić nieco mocniejszy.

Na świętowanie 1500 wpisu na blogu nadaje się doskonale.

Smacznego i na zdrowie !

likier miętowy

Festiwal Smaku w Grucznie – relacja z oceny i wydarzeń

gruczno schab w ziołach

Tydzień temu zapraszałam na Festiwal Smaku w Grucznie, dziś pora na relację. W tym roku zobaczyłam trochę Gruczno „od kuchni” , bo miałam przyjemność oceniać produkty w konkursie o Grand Prix w jury VIP.

gruczno identyfikator

Praca była bardzo przyjemna, bo produkty wystawione do oceny są  doskonałej jakości . Profesjonalne jury pod kierunkiem profesora Dumanowskiego osobno przyznawało tytuły smaku roku w poszczególnych kategoriach i tu dokładnie oceniano na punkty według szczegółowych kryteriów , dlatego było sporo rozbieżności.

Na górnym zdjęciu widać schab dojrzewający z Rancza Słończ od Jana Filipskiego, który jury VIP nagrodziło Grand Prix. Poniżej nieco innych wystawionych do oceny produktów :

gruczno sery

Sery nie zachwyciły jury, ja jednak jestem ich wielką amatorką i posmakowały mi bardzo takie, jak np. solny kozi czy ziołowy o nazwie Smak lata.

gruczno sery 1gruczno kiełbasy 1

gruczno gęsie szyjkigruczno poledwiczki

Smakowały mi też bardzo faszerowane gęsie szyjki, ich autorzy zostali nagrodzeni za promowanie smaków regionu, polędwiczki swojskie też urzekły smakiem wiele osób.

Najdłużej zatrzymałam się przy ślimakach firmy z Grudziądza, zrobiły wrażenie na wielu osobach i szkoda, że zostały uznane za zbyt mało regionalne i nie dostały nagrody, może dlatego, że były też składnikiem zupy hiszpańskiej. Te klasyczne, podane po burgundzku były doskonałe, może gdyby trafiły do zwykłej zupy rybnej, doczekały by się uznania …

gruczno ślimaki

Nagrodę przyznawaliśmy metodą głosowania. W jury były osoby zajmujące się gotowaniem hobbistycznie, ale mające o nim pewną wiedzę. Tą ostatnią zrobił na wszystkich wrażenie Krytyk kulinarny Artur Michna, który zwracał uwagę na takie szczegóły, jakie innym nie przyszły by do głowy. W swobodnej atmosferze, w cieniu dużego drzewa większością głosów nagrodziliśmy schab dojrzewający z ziołach i przyznaliśmy wyróżnienia olejom z Semco – z kozieradką i z nasion rokitnika. Wszystkie wyniki można znaleźć na stronie Festiwalu, jak widać oceny jury profesjonalnego znacznie się różniły…

gruczno pigwowiec

Na  samym festiwalu  byłam pierwszego dnia, niejako ” z marszu” wracając z Gdańska, dotarłam tam z przygodami ogólnodostępną komunikacją ( pozdrawiam sympatyczną towarzyszkę podróży, panią Elżbietę, z którą nie dałyśmy się zwieść wskazówkom kierowcy PKS i poszłyśmy polną drogą na skróty). Było gorąco, więc napoje cieszyły się sporym powodzeniem. Umówiłam się tam z Asią z Królestwa garów , po poczęstunku przy stoisku z serami z Wiżajn poszliśmy skosztować cudownie chłodnego i orzeźwiającego cydru.

gruczno spotkanie

Wodę z pobliskiego Ostromecka w kilku smakach można było kupić na kilku stoiskach. O tym, że odwiedzający Festiwal goście jednak za mało jej pili dowiedziałam się od mojego siostrzeńca Pawła, który był w Grucznie jako ratownik medyczny i kierowca karetki. Na co dzień jest informatykiem , to on mi przeniósł bloga na własną stronę internetową 🙂 Służbowo dostali kupony na jakieś szaszłyki, zadbałam więc, by spróbowali prawdziwych regionalnych dań , m. in . szarych klusek ze skwarkami z gęsiny i pierogów od Hodowców Gęsi białej :

gruczno pierogi

Odwiedziłam też moją współtowarzyszkę podróży do Alzacji i jej organizatora, czyli Mirkę Wilk i Piotra Lenarta, prezentujących dania z jagnięciny . Pierogi Mirki z jagnięciną zostały nagrodzone jako smak regionu 🙂

gruczno mirkagruczno piotr

To stoisko , jak i poprzednie było mocno oblegane , kto spróbował , ten cieszył się pysznymi smakami. Jak zwykle najwięcej osób kupowało sery i miody, bo z nich Festiwal w Grucznie słynie. Było nieco stoisk identycznych jak niedawno w Poznaniu, wybór regionalnych produktów był jednak znacznie większy. Zabrakło warsztatów , pokazów i konkursów kulinarnych – o nie pytali mnie często blogerzy planujący wybrać się w niedzielę i z tego powodu albo i z przyczyny  deszczu nie wszyscy na miejsce dotarli.

O nagrodach profesjonalnego jury dowiedziałam się ze strony, bo podczas gali wręczania akurat zgadałam się z nowo poznanymi znajomymi na temat drogi powrotnej do Bydgoszczy ( informacji o zwykłej komunikacji nie było , a złapanie sieci w dolinie Strugi graniczyło z cudem). Wyjechałam z zakupami i bonusem od Asi – konfiturą z zielonych orzechów, co z tego zrobię, to pokażę innym razem.

Smacznego !

gruczno sery2

Jacek i placek czyli moje taśmy prawdy

placek ze śliwkami 1

Tegoroczne lato przyniosło mi wiele niespodzianek, nie tylko kulinarnych. Mimo nieciekawej pogody w moim życiu działo się wiele. Jubileusz 90 -lecia mojej byłej uczelni ( Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu ) i wydana z tej okazji książka zmobilizowały mnie do spotkań z przyjaciółmi ze studenckich lat. Oprócz zgranej grupy z Teorii Ekonomii mieliśmy też kultowe Studenckie Studio Radiowe FiD, gdzie podczas przygotowań i realizacji codziennych audycji dla kompleksu akademików na Winogradach przeżyliśmy wiele niezapomnianych chwil.

fid

Były to trudne lata w naszej historii, kryzysu, stanu wojennego, braku niemal wszystkiego a dla nas jednak najpiękniejsze w życiu. Przyjaźnie zawarte wtedy trwają do dziś, spotykamy się od czasu do czasu , mamy o czym rozmawiać i nie tylko… O jednym z tych spotkań pisałam na blogu już ładnych klika late temu – klik, klik.

Było wśród nas kilka osób grających na gitarze i nie tylko grających ale też komponujących i piszących teksty. Najpierw udało mi się namówić na śpiewanie przy gitarze dysponującą nadal pięknym sopranem Ulkę ( ballady , piosenki rajdowe, repertuar Kaczmarskiego i Gintrowskiego – klasyka lat 80-tych ). Po spotkaniu u nas spędziliśmy kilka dni u Uli nad jeziorem, o czym pisałam w tym wpisie. Tam okazało się, że Ulka ma taśmę z ponad 20-ma piosenkami naszego studyjnego barda, Jacka Malinowskiego. Część z nich , nagranych ze starej studyjnej taśmy i przegranych na płytę mam w domu, a także w muzyce telefonu i tabletu, ale niektórych wersji nie znałam albo słabo pamiętałam. A na jednej z nich, śpiewanej w większym gronie rozpoznałam …swój śmiech. To ten niższy, właścicielką wyższego jest sopranowa Ulka 🙂 Mijają lata – voila !

To piosenka z tych kabaretowych, Jacek ją odtworzył po latach w zmienionej wersji dla kolegi- współautora na okrągłe urodziny, można ją znaleźć na You Tube.

Prócz nich nasz bard śpiewał protest-songi , najsławniejszy z nich mówi o dramacie stanu wojennego, to przejmująca  Pieśń o Żołnierzu polskim .

Jacek studiował filozofię, więc prócz utworów żartobliwych, satyrycznych i owych protest-songów tworzył poruszające teksty z ciekawą muzyką ( czy nie przypomina Wam to kogoś, kogo często słucham , również na koncertach i dla kogo piekę ciasto ?  🙂

Jedna z moich najbardziej ulubionych to Biegnę wciąż :

Kiedy korzystając z kilkudniowego pobytu w Bydgoszczy ( stamtąd blisko do Gdańska) zawiozłam Jackowi pendrive z nagraniami, okazało się, że część z nich umieścił kiedyś  jego kolega w sieci. Posłuchaliśmy, porozmawialiśmy o tym, które z tych tekstów są aktualne, które historyczne, a które zyskały nowy wymiar 🙂 Jedna z tych żartobliwych, pt „Rolnik musi żonę mieć ” mogłaby być czołówką popularnego programu 🙂

Są też takie bardzo życiowe, losy się różnie plotą , pierwsza z listy ( Anioł Stróż) bardzo pasowała do naszej rozmowy o zmianach preferencji życiowych odbytej niedawno na plaży w Sopocie , gdy przy okazji See Bloggers zajadaliśmy mój placek i chipsy jabłkowe :

Jacek i

Tym razem zawiozłam Jackowi mój placek ze śliwkami ( zdjęcie na górze), zrobiłam mu ku uciesze rodziny małe kuchenne rewolucje z papierówkami w roli głównej ( nie lubię być porównywana do Magdy Gessler, nie jestem blondynką 😉 i nagle stał się cud : gitara, która leżała odłogiem długie lata ( z małymi wyjątkami) zabrzmiała znów, głos barda nic się nie zmienił a ja wróciłam w czasy studenckiej młodości i przez kilka godzin czułam się, jak za najlepszych lat swego życia 🙂

Kto chce posłuchać więcej nagrań Jacka , może je znaleźć tutaj : klik, klik.

Tamte czasy były zupełnie inne, często gdy słuchałam Korteza, to myślałam o tym, jakby potoczyły się losy Jacka gdyby w czasach naszej młodości  był Internet, prywatne wytwórnie płytowe… A propos – moja przygoda z ciastem dla Korteza zaczęła się też dzięki przyjacielowi ze studenckiego radia .  Nie wiem, jak jest teraz, ale więzi przyjacielskie z tamtych lat były wyjątkowo silne i od czasu do czasu musimy się spotykać i przeżyć coś z atmosfery czasów młodości.

Każdy ma takie taśmy prawdy, na jakie zasłużył. Ja w piosenkach Jacka odnalazłam różnorodną atmosferę lat studenckich i swój beztroski śmiech 🙂

Bardzo się cieszę, że udało mi się namówić Jacka, by znów zagrał i zaśpiewał … Wybacz Kortez, ale w oczekiwaniu na Twoją drugą płytę wieczorami na dobranoc teraz słucham Jacka …

jacek z gitarą

Zaproszenie na Festiwal Smaku w Grucznie

identyfikator

Festiwal Smaku w Grucznie  to najstarszy tego rodzaju festiwal w Polsce, z bogatą tradycją. Jego zaczątkiem był Festiwal miodu w Chrystkowie, gdzie można podziwiać zabytkową chatę mennonicką, odrestaurowaną dzięki Towarzystwu Przyjaciół Dolnej Wisły, organizatorów Festiwalu Smaku.

chrystkowo

W tej formie odbywa się od 2006 roku, w uroczej dolinie Strugi, przy Starym Młynie, zabytkowym obiekcie również odnowionym przez Towarzystwo. W dolinie rozkładają się sprzedawcy regionalnych produktów, m.in serów ( zdjęcia sprzed roku):

gruczno sery

Nie brak też wędlin i to nie tylko ze świnki :

gruczno kiełbasa

Organizowane są konkursy : smaku w poszczególnych kategoriach , miodów, nalewek, a także Grand Prix , przyznawane przez osobne jury , w którym w tym roku miałam przyjemność wziąć udział.

Relacja z ubiegłorocznego Festiwalu Smaku w Grucznie jest na blogu – klik, klik, w tym roku atrakcji i pyszności na pewno nie zabraknie ( zaręczam, bo sporo już próbowałam podczas oceny).  Wiadomości na bieżąco można śledzić na Facebooku.

gruczno panorama

Gruczno jest położone w Dolinie Wisły, między Bydgoszczą a Świeciem. Bydgoszcz ostatnio bardzo wypiękniała, otworzyła się na wodę, więc warto poświęcić trochę czasu, by przejść się nad Brdą, Kanałem, po Rynku czy po Wyspie Młyńskiej.

Festiwal zaczyna się w tę sobotę, 20 sierpnia o 10 i trwa do niedzieli, do 16-tej.

Do zobaczenia 🙂

bydgoszcz nad Brdą

Sałatka z grillowanych warzyw z bundzem i kabanosami

received_1406077349421622

Czasami robię sałatki specjalnie po to, by podkreślić smak jakiegoś dodatku. Ta jest po to, by wyeksponować moje zakupy z Festiwalu Smaku w Poznaniu – bundz z czosnkiem niedźwiedzim od Góralek i pyszne kabanosy od Pawełka z Rolmięsu ( Autostragan). Pomyślałam, że sezonowe grillowane warzywa, w tym moja cukinia z ogrodu plus koktajlowe urocze pomidorki ( też własne, będą pasowały do tych dobroci doskonale.

SAŁATKA Z GRILLOWANYCH WARZYW Z BUNDZEM I KABANOSAMI

1/2 średniej żółtej cukinii

1/2 bakłażana

czerwona papryka

kilka pomidorków koktajlowych, żółtych i czerwonych

nieco ugotowanej fasolki szparagowej

ok. 10 dkg bundzu z czosnkiem niedźwiedzim, pokrojonego w kostkę

2-3 kabanosy

bazylia zwykła i fioletowa, natka pietruszki, oregano

ocet jabłkowy, oliwa

sól, pieprz z młynka i ziołowy

Cukinię i bakłażana pokroiłam w plastry, posoliłam i po 20 minutach, jak puściły wodę, osuszyłam. Położyłam na grillowej patelni wraz z paskami papryki i grillowałam po kilka minut z każdej strony ( można też  na grillu ogrodowym). Ciepłe warzywa położyłam na talerzu, dodała, fasolkę, pomidorki, kawałki bundzu i kabanosów, posypałam przyprawami i ziołami. Na koniec skropiłam domowym octem jabłkowym i oliwą, niewiele, bo grillowane warzywa już jej trochę miały.

Sałatka wyszła pyszna , warzywa podkreślały doskonale smak sera i kabanosów.

Cieszę się z własnych warzyw , pomidory mają smak nieporównywalny do tych ze straganów czy sklepów. Cukinii mam tyle, że myślę o przetworach z niej. Mama mojej koleżanki ma jakiś super przepis na jej wykorzystanie i chce mi go przesłać tradycyjną metodą, bo nie jest ” w sieci” . Miała problem ze skopiowaniem, ale znalazła jego rozwiązanie przy pomocy urządzeń takich, jak na  http://www.wroclawksero.pl/ , czekam więc na przesyłkę.

A póki co robię sałatki i placuszki.

Smacznego !

received_1406077826088241

Placek drożdżowy ze śliwkami, imbirem i orzechową kruszonką

 

received_1406747862687904

Ten placek upiekłam na ubiegły weekend, w piątek , bo tego dnia był koncert na poznańskiej scenie nad jeziorem Malta . Kto mnie zna, ten już się domyśla, że skoro jest z imbirem, to był przeznaczony dla wykonawcy związanej tematycznie piosenki , Korteza. To kontynuacja mojej niezwykłej przygody pod hasłem Ciasto dla Korteza, o której pierwszy raz pisałam tutaj. Imbirem i cynamonem były przesypane owoce do placka – śliwki i jabłka z mojego ogrodu, a kruszonka wzbogacona orzechami. Zwykle do drożdżowego ciasta dodaję tajemny składnik mojej Mamy – nieco smakowego alkoholu. Tym razem było to coś, co powstało gdy zgodnie ze słowami piosenki „sypnęłam cukru, narwałam bzu” – czyli aromatyczna nalewka z kwiatów dzikiego bzu. Ciasto zostało entuzjastycznie powitane przez ekipę ( tym razem koncert był w wersji trio, czyli prócz gitarzysty Domana Kortezowi towarzyszyła wiolonczelistka Justyna ) a recenzje z koncertu były doskonałe.

Dla zainteresowanych podaję przepis :

PLACEK DROŻDŻOWY Z SEREM , OWOCAMI Z  IMBIREM I ORZECHOWĄ KRUSZONKĄ

3  szklanki  mąki pszennej

2 łyżki  stopionego masła i 2 łyżki oleju

30 g drożdży

3/4 szklanki mleka

serek homogenizowany brzoskwiniowy ( 250 g)

3 jajka

5 łyżek cukru

szczypta soli

łyżka nalewki z kwiatów dzikiego bzu

3 jabłka, 4 duże śliwki, cynamon i imbir

kruszonka, taka, jak tutaj, mielone orzechy zamiast wiórków kokosowych

Najpierw roztarłam drożdże z łyżeczką cukru, dodałam letnie mleko ( 1/3 szklanki ), posypałam łyżką mąki i odstawiłam do wyrośnięcia. W międzyczasie stopiłam i przestudziłam masło ,  wymieszałam cukier  z jajkami ubijając lekko.

Owoce ( z ogrodu)  pokroiłam, przesypałam cynamonem i imbirem

Do miski wsypałam mąkę i sól, dodawałam stopniowo mieszając : wyrośnięty rozczyn, jajka z cukrem, resztę mleka, serek , olej i  stopione masło w temperaturze pokojowej. Wyrabiałam drewnianą łyżką aż ciasto zaczęło odstawać od brzegów miski i pojawiły się pęcherzyki powietrza.Dolałam nieco aromatycznej nalewki z dzikiego bzu, którą w tym roku zrobiłam z dodatkiem truskawek . Postawiłam przykryte w ciepłym miejscu do podwojenia objętości, na około pół godziny.

Włożyłam ciasto do wysmarowanej olejem formy  i postawiłam w ciepłym miejscu, by lekko podrosło. Potem położyłam na nim przesypane owoce i posypałam kruszonką.

Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 180 C na około 50 minut.

Pachniało bajecznie, w domu poszło nieco już prosto z blachy, ekipa Korteza zajadała z apetytem, następnego dnia poczęstowałam jeszcze znajomych spotykanych podczas Festiwalu Dobrego Smaku w Poznaniu. Miałam intensywne dwa dni, nie tylko pod względem kulinarnym, rozmawiałam też o nowych technologiach , takich jak znalezione na http://www.chromecrm.com/crm/

Kolejny koncert w Pyrlandii już 10 września, będzie zamówiony przez Korteza sernik, może taki, jak na zdjęciu poniżej.

Smacznego !

sernik jogurtowy1

Stół Mieszka i Dobrawy i inne atrakcje Festiwalu Dobrego Smaku

mural 1

W tym roku Ogólnopolski Festiwal Dobrego Smaku w Poznaniu wyszedł poza Stary Rynek. W  pierwszym dniu, w piątek po spacerze po Rynku zajrzałam w drodze na Maltę na Śródkę, gdzie odbywało się kolejne już Ruszt-owanie. W  Vine Bridge zjadłam pyszny grillowany cammembert z porzeczkowym sosem i musem z kalafiora i białej czekolady, potem przeszłam się obok nowego muralu ( na zdjęciu, wymiar 3D to złudzenie) , żałując , że nie mam czasu i miejsca na grillowe dobroci Wspólnego Stołu. Spieszyłam się na inne wydarzenie , koncert Korteza na Malcie a w torbie miałam ciasto. Resztę szczegółów innym razem.

W sobotę spóźniłam się na atrakcje Zielonego Targu, ale nabyłam to i owo i porozmawiałam ze znajomymi, z ulgą dowiadując się, że plany ogrodzenia terenu na razie są odłożone. Wróciłam na Rynek na stoisko Cook Up, na warsztaty kuchni tajskiej z Sergiuszem Hieronimczakiem.

sergiusz

Poznałam fajnych ludzi, gotowałam w parze ze znanym z imprez kulinarnych dziennikarzem radiowym. Pad thai z tofu , jajkiem i ziołami , z chrupiącymi kiełkami i orzeszkami smakował wyśmienicie, częstowaliśmy nim też widzów, ja sympatycznego chłopaka z dredami ze Śląska, który zapalił się do gotowania . Chciałeś Chopie zdjęcie na blogu , to masz 🙂 coś niewyraźne wyszło, ale to efekt pozytywnego zamieszania.

sergiusz1

Przechodząc przez Rynek spotkałam stoisko z ostrygami, gdzie Piotr Michalski z restauracji Toga zachęcał festiwalowych gości do ich próbowania 🙂

Ostrygi

Natomiast w samej restauracji jego żona, Ewa czarowała w towarzystwie Jana Kuronia i Michała Seydy dania z produktów dostępnych w Wielkopolsce w połowie X wieku przy pomocy nowoczesnych technik kulinarnych, bo na tym polega idea Stołu Mieszka i Dobrawy – projektu miasta Poznań z okazji 1050 lecia Chrztu Polski. A oto menu 🙂

menu toga1a

Autorzy dań zapytani o to, czy to trudne zadanie, odpowiedzieli, że nie – współczesna moda kulinarna na dzikie rośliny i kasze jest zgodna z założeniami projektu :

liście Toga

Przed kolacją profesor Jarosław Dumanowski , historyk zajmujący się kulinariami , w uroczy i zajmujący sposób opowiedział o tym, jakie zmiany kulinarne wniosło wprowadzenie chrześcijaństwa na tereny Polski ( na zdjęciu na pierwszym planie sprawca całego zamieszania, czyli szef Festiwalu Wojtek Lewandowski).

profesor1

Lubiący sobie dogadzać kulinarnie mieszkańcy Wielkopolski ( jest to potwierdzone w wykopaliskach) nagle dowiedzieli się, że muszą pościć i to „umartwianie się ” wymaga drogich i mniej dostępnych ryb, białego chleba i wina do obrzędów, oliwy- czyli produktów z południa Europy. Lubiane mleko i sery, też zakazane w poście były zastępowane mlekiem i serami z migdałów ( weganie, cieszycie się ? 😉 Na szczęście na naszych terenach ryby słodkowodne były dostępne a i grzybów  w lasach nie brakowało:

jesiotr toga

Wspominana w kronikach Galla Anonima „siedemdziesiątnica ” to dawny czas Wielkiego Postu, było więc tego umartwiania sporo, a ulubione świnki, słonina i piwo musiały być zastępowane mniej dostępnymi surowcami. Niezadowolenie z tego było m. in. przyczyną wojen za czasów Mieszka II. Kasze bez okrasy też nie smakują zbyt dobrze… Ktoś z gości kolacji ( dziennikarze i znawcy kulinariów) wyraził powątpiewanie , czy ówcześni mieszkańcy Wielkopolski lubili sobie dogadzać kulinarnie ( używano dużo octu i miodu, smaki słodko-kwaśne były dominujące) . Mnie się wydaje, że jedzenie to jedna z najłatwiej dostępnych przyjemności i skoro ludzie odkryli, że jeść muszą, to dość wcześnie starali się tę czynność uczynić przyjemną .

deser toga

Do dań próbowaliśmy win z Moraw od Roberta Makłowicza ( sugestia – przywiezione przez Dobrawę ? 🙂 , a Profesor Dumanowski raczył nas niezwykłymi octami od pana Siadaka, m.in piwnym ( zrobionym wg. starej receptury z dobrego piwa i niezwykle mocnym) i takim z dzikiego bzu , który porównywałam z moim ( był o wiele słodszy).

ocet

Tu przepraszam za jakość zdjęć, lecz oświetlenie było słabe a mój aparat padł niedawno…

Mnie najbardziej smakowała zupa rybna na jesiotrze z kluseczką z lina , bulion był bardzo delikatny :

zupa Toga

Przy tak pysznych i niezwykłych daniach rozmowy przy stole toczyły się w ożywiony sposób, w naszej części stołu m.in. z red. naczelną Kuchni Anną Wrońską wymieniałyśmy rodzinne doświadczenia w zakresie kiszonek, z sąsiadem radiowcem rozmawialiśmy o zaletach domowego chleba i dzikiej kuchni, z Elą Polcyn z Wyborczej zgadałyśmy się o sielawach jedzonych w tej samej knajpce na Kaszubach, korzystałam też z bliskości Profesora Dumanowskiego i pytałam go o opinie na temat regionalnych produktów. Pozbierałam nowe autografy do swojej książki i żałowałam, że nie mogłam zostać dłużej, by nie męczyć syna-kierowcy. Na szczęście na straganach festiwalowych na Rynku nabyłam nieco przysmaków dla niego ( pokażę innym razem ). Festiwal trwa do jutra włącznie, kto nie był, niech zajrzy do aktualnego  programu i skorzysta z pozostałych atrakcji.

z kuroniem1

Smoothie z papierówek, mango i porzeczkowej galaretki

smoothie1a

Papierówki już się kończą, są teraz dojrzałe, kremowe i soczyste, doskonałe do robienia z nich koktajli. Największą ich amatorką jest w domu córka , początkowo nie bardzo jej jabłka do tego pasowały, ale ją przekonałam.

papierówki

Lubię łączyć swojskie smaki z egzotycznymi, dodałam więc do koktajlu dojrzałe mango, a dla podkreślenia smaku – kilka łyżek domowej galaretki z papierówek i porzeczek. Smak wyszedł wyśmienity .

SMOOTHIE Z PAPIERÓWEK, MANGO I JABŁKOWO-PORZECZKOWEJ GALARETKI

dojrzałe mango

3-4 pokrojone papierówki, ze skórką , bez gniazd nasiennych

3 łyżki galaretki jabłkowo-porzeczkowej

szklanka wody

Wkładamy owoce do blendera, dodajemy galaretkę, wodę i miksujemy. Kilka listków mięty dopełni smaku, ale córka nie miała ochoty, więc tym razem nie dodałam. Koktajl wyszedł wyśmienity, dodatek aromatycznej galaretki i miks mango ze swojskimi papierówkami dały nadzwyczajny efekt.

Lubię bardzo swój dom i ogród latem, mimo, że wymaga sporo pracy, to bardzo przyjemnie jest wyjść kawałek, pozbierać to i owo i zrobić z tego coś pysznego. Rozmawiałam ostatnio ze znajomą , którą czeka przeprowadzka na nowe osiedla warszawa na temat zalet i minusów mieszkania w dużym mieście, mnie na razie pasuje tak, jak jest. Zimą może nie jest tak atrakcyjnie, ale póki co cieszę się latem, swoimi owocami i warzywami.

Smacznego

smoothie3a

 

Relacja z See Bloggers 2016 kulinarnym okiem

seeb z oliwia

Od czwartego już letniego spotkania blogerów w Gdyni minęło  kilka tygodni, ale wrażenia wciąż są żywe. Gościł nas Pomorski Park Naukowo-Technologiczny, a miał spore zadanie, bo uczestników było około 1000. Impreza byłą podzielona na strefy według zainteresowań blogerów. W edukacyjnej odbywały się ogólnodostępne wykłady, parentingowa była przygotowana na dzieci towarzyszące mamom, w podróżniczej były interesujące dla wszystkich prezentacje ( z ciekawością wysłuchałam tej o zwiększaniu ruchu na blogu), w strefie beauty aż kręciło się w głowie od różnorodności kosmetyków, makijaży i warsztatów. Mnie najbardziej interesowały atrakcje kulinarne i zaczęłam od warsztatów z Oliwią Bernady pod egidą Netto, Siemensa i Fit&Easy :

seeb warsztaty1

Jak zwykle prócz gotowania zbierałam autografy blogerów i sław kulinarnych, poznawałam nowe osoby i odnajdywałam „na żywo” znane z sieci, jak Gosię z Pieprz czy Wanilia czy poznaną niedawno Renatkę z Pieguskowej Kuchni 🙂

seeb z Renatką1

Byłam w grupie, która robiła pstrąga pieczonego z salsą pod boczkiem, smak doskonały o zapachu nie wspominając :

seeb pstrąg

Nie trzeba było brać udziału w warsztatach by pysznie zjeść, bo o smaczne soki i słodkie przekąski dbali sponsorzy : Netto, Fit&Easy, Orzechy kalifornijskie, o inne napoje Cola. Kolejne warsztaty zaliczyłam już w niedzielę, bo chciałam skorzystać z okazji, że jestem nad morzem i wybrać się trochę na plażę 🙂

seebplaża

Wieczorem odbyła się impreza w stylu boho, drinki były ciekawe ( maliny, mmmm), szkoda tylko, że muzyka zbyt głośna i brak warunków do pogadania, bo poumawiałam się ze znajomymi i nie sposób było ani się znaleźć, ani porozmawiać , jak to było na Blog Conference w Poznaniu, gdzie skrzyknęliśmy się na kulinarnej grupie do jednego stolika. Na szczęście przed imprezą poznałam zakręconą Asię z Niekonwencjonalna.com i coś tam razem będziemy kombinować… Przynajmniej miałam okazję wypróbować strój w stylu boho, następnego dnia przy stoisku z kosmetykami też przybrałam podobny look 😉

seeb imprezaseeb kosmetyki1

W niedzielę po zwiedzeniu stoisk z kosmetykami dalej zabrałam się za gotowanie . Najpierw kibicowałam Bitwie Blogerów, którą wygrał duet : Raj podniebienia i Odcienie kuchni , dzięki odważnemu zestawianiu kontrastowych smaków, które zachwyciły jury :

seeb bitwa

Gotując z Tomkiem Jakubiakiem ( robiłam tatar z łososia z dodatkiem smażonej choriso , podany z chipsami z tortilli, obok był chłodnik z truskawek podany ze smażonym śledziem), skorzystałam z okazji uzupełnienia mojej książki o autografy jego i Josefa Celeste i zrobienia pamiątkowych zdjęć :

seeb z jozefseeb z tomkiem

Na koniec Maciej Nowicki pokazał nam, jak odtwarzać dawne smaki – kaczka duszona w winie i deser z pieczonego z sokiem pomarańczowym rabarbaru były doskonałe. Na tych warsztatach poznałam Zosię z Rumpelowo i jaka była moja radość, gdy zobaczyłam ją na siedzeniu naprzeciwko w pociągu powrotnym z Gdyni 🙂 Podróż w stronę Poznania minęła nam błyskawicznie i ciekawie, mimo sporego opóźnienia pociągu.

Brawa dla organizatorek strefy kulinarnej- Czosnkowej Ani  i Julity a Wrzącej kuchni, jak i dla organizatorów całej imprezy  – Ani i Jakuba z Fashionable.

Wróciłam pełna wrażeń , bardzo zadowolona i z planami powrotu za rok 🙂

seeb jury

 

Ogony wołowe po włosku

ogony wołowe po włosku1

To danie jest zainspirowane pewnym blogerskim spotkaniem we włoskiej knajpie, na które nie dotarłam . Ogony wołowe były tam pokazową potrawą i bardzo byłam jej ciekawa, bo lubię takie nietypowe mięsa. W czasach niedoboru mięsa w sklepach ( tak, pamiętam to 😉 kupowałam ogony wołowe, gotowałam na nich rosół a potem tym mięsem  robiłam pyszne pierogi, podobne do tych.

Na podstawie relacji jednego z uczestników , który o sposobie robienia dania wie od włoskiego szefa kuchni spróbowałam zrobić ogony , dodając prócz pomidorów sezonowe warzywa. Wyszło danie w stylu ratatuille, z mocno włoskimi akcentami. Najpierw , tak jak włoski chef, ugotowałam ogony w rosole.

OGONY WOŁOWE DUSZONE W WINIE Z WARZYWAMI

ok kg ogonów wołowych w kawałkach ( wybrałam te grubsze)

na rosół : włoszczyzna, ziele angielskie, pieprz w ziarnach

szklanka czerwonego wytrawnego wina

trochę oliwy

kilka pomidorów ( mogą być z puszki, ja dałam świeże, mięsiste)

cukinia, żółta i zielona fasolka szparagowa, mały bakłażan

duża cebula, kilka ząbków czosnku

świeża bazylia, oregano, natka pietruszki, tymianek, szałwia, mięta ( po łyżce albo i dwie)

sól, pieprz czarny i ziołowy, papryka słodka i ostra

Najpierw ugotowałam ogony w rosole, wrzucając je do prawie wrzącej wody z przyprawami i dodając marchewki, pietruszkę, seler i pora. Gdy były „al dente”, prawie miękkie, wyjęłam , osuszyłam i podsmażyłam na oliwie razem z pokrojoną dużą cebulą. Gdy się mocno zrumieniły, podlałam je winem i nieco rosołem. Po  godzinie duszenia na małym ogniu i podlewania stopniowo rosołem, dorzuciłam czosnek, pokrojone pozostałe warzywa, przyprawy  i zioła i dusiłam długo na wolnym ogniu do miękkości, aż mięso łatwo odchodziło od kości  a warzywa prawie się rozpadły.

Mięso w sosie warzywno-ziołowym wyszło pyszne, rozpływało się w ustach. Na domowy makaron już nie miałam siły, ale zjedliśmy je z rzucanymi kluseczkami.

Myślę, że takie danie można spokojnie przygotować na imprezę dla rodziny czy przyjaciół, na pewno zrobi wrażenie. Zwykle na takich uroczystych spotkaniach trzeba zadbać o zastawę. Ja lubię białe serwisy, ostatnio widziałam takie na https://www.bellodecor.com.pl/ . Można sobie wybrać takie, które nam pasują, dobrać też do nich odpowiednie sztućce czy inne akcesoria do dekoracji stołu. Do białych talerzy czy filiżanek pasują też kolorowe elementy, ciekawie zestawione na pewno ożywią stół. W fazie przygotowania potrawy przydadzą się też inne przybory kuchenne z bellodecor.pl, jak garnki czy noże .

Podane na dobrze zaaranżowanym stole potrawy cieszą oko, ale o smaku też należy pamiętać. Ten rodem z Włoch, z moimi modyfikacjami na pewno pozostanie w pamięci gości i domowników. Ja już mam zamówienie na powtórkę.

Smacznego !

ogony wołowe po włosku