Miesięczne archiwum: maj 2011

Placuszki jogurtowe z akacją i wegańskie z babką

 

 

 

 

 

 

 

Wybrałam się nazbierać kwiatków akacji żeby je ususzyć na herbatkę i przy okazji wykorzystać jako dodatek do placuszków jogurtowych. Podobne pokazywała też Pinkcake, ale ja wpadłam na ten pomysł równolegle , smażyłam je w ubiegły piątek. Kiedyś już podobne robiłam, ze dwa lata temu, ale z płatków przesypanych cukrem, które zostały mojej córce od jakiegoś deseru. Teraz dodałam czyste płatki, które pracowicie poodrywałam od zielonych końcówek :

 

 

PLACUSZKI JOGURTOWE Z PŁATKAMI AKACJI

szklanka mąki

szklanka płatków akacji

mały jogurt naturalny

łyżeczka proszku do pieczenia

2 jajka

łyżeczka cukru

szczypta soli

olej do smażenia

Jajka roztrzepujemy z cukrem i solą, dodajemy jogurt, płatki akacji i mąkę z proszkiem, dokładnie mieszamy. Ciasto powinno mieć konsystencję gęstej śmietany, jeśli jest zbyt gęste, możemy dodać trochę mleka lub wody.

Kładziemy łyżką na patelnię z rozgrzanym olejem ( cienka warstwa) po kilka placuszków, przykrywamy pokrywką i smażymy, aż się od spodu zrumienią a na wierzchu zetną. Przewracamy i dosmażamy bez przykrycia. Podajemy posypane cukrem-pudrem, można polać je np. syropem z czarnego bzu

Ponieważ te placki są z jogurtem i jajkami, zrobiłam też placuszki wegańskie dla córki, na słono i z dodatkiem listków babki :

 

 

 

WEGAŃSKIE PLACUSZKI Z LIŚĆMI BABKI

 

szklanka mąki

1/4 szklanki oliwy

1/2 szklanki wody gazowanej

garść posiekanych liści babki

sól, pieprz czarny i ziołowy

majeranek, tymianek

łyżeczka proszku do pieczenia

olej do smażenia

Oliwę ubijamy lekko widelcem z wodą gazowaną, żeby wyszła emulsja. Dodajemy mieszając mąkę z proszkiem i robimy ciasto o konsystencji jak powyższe. W razie potrzeby zagęszczamy mąką albo rozrzedzamy wodą. Dodajemy posiekaną babkę , sól, pieprz i zioła. Smażymy tak , jak powyżej. Można zjeść z sosem pomidorowym, czosnkowym albo nawet z keczupem.

Obydwie wersje placuszków bardzo nam smakowały, a te z akacją wyszły bardzo delikatne i były pyszne, nawet bez żadnych dodatków. Smacznego !

 

Sałatka leśna z płatkami akacji i dwie wygrane !

Tę sałatkę można spokojnie zrobić na pikniku, prawie w całości, zabierając ze sobą tylko pokrojone zielone ogórki z cebulką w sosie winegret i sól. Resztę produktów można znaleźć na leśnej łące czy polanie. Ja zrobiłam tę sałatkę w czasie ostatniego pobytu na działce, babkę lancetowatą znalazłam na łące nad jeziorem, szczaw też tam był, ale okazało się, że rośnie i w lesie tuż za domkiem. Akacje wprawdzie już przekwitają, ale w cieniu można znaleźć jeszcze ich słodkawe i białe kwiaty. Tak nam smakowała, że zabrałam z lasu produkty i powtórzyłam ją w domu. Do domowej dodałam trochę kruchych liści sałaty.

O tym, że można jeść babkę lancetowatą( to te podłużne liście)  i zwykłą oraz o ich zdrowotnych zaletach dowiedziałam się z gazety „Natura i ty”, kupowanej przez moją córkę, a którą to gazetę zabrałam sobie do poczytania. Przejdźmy więc do sałatki.

SAŁATKA LEŚNA Z PŁATKAMI AKACJI

ogórki z cebulą w sosie winegret

garść liści młodego szczawiu

garść liści babki lancetowatej

kilka liści sałaty ( opcjonalnie)

garść obranych płatków akacji

szczypta cukru, szczypta soli

Liście szczawiu i babki dokładnie umyć, najlepiej wypłukać pod bieżącą wodą, ale w warunkach piknikowych można to zrobić wodą z butelki w pojemniku na żywność. Pozbawić ogonków- są wtedy przyjemniejsze do jedzenia, bo ogonki bywają twarde. Solimy je i dajemy im zmięknąć przez 10-15 minut.

W międzyczasie obieramy z zielonych końcówek płatki akacji.

Zmiękczone liście polewamy sosem winegret, mieszamy z ogórkami z cebulą, dodajemy szczyptę cukru dla złamania kwaśności ( można cukier dodać do winegretu), posypujemy płatkami akacji  i zajadamy ze smakiem. Babka sama w sobie nie ma wyrazistego smaku, trochę jest podobny do liści szpinaku. Całą sałatka  smakuje świeżością i pachnie lasem. Smacznego !

P.S. Wspaniała wiadomość – wygrałam konkurs Smako _ Łyka w Gali i mój  sobotni przepis na kurczaka w jabłkowej marynacie ukaże się w czerwcowej Gali 🙂

P.S.S. I jeszcze jedna informacja – ta właśnie sałatka zdobyła nagrodę w konkursie „Wymyśl swój przepis” organizownym przez „Smaki Wrocławia„.

Kugel ziemniaczany

 

 

Jako, że jestem mieszkanką Pyrlandii ( dla niezorientowanych – Wielkopolska, kraina pyry, czyli ziemniaka), wybrałam w ramach festiwalu Żydowskie Smaki klasyczny kugel ziemniaczany. Jadłam kiedyś taki w restauracji żydowskiej w Krakowie i bardzo mi smakował. Spytałam kelnera o recepturę, wyjaśnił mi oględnie, ale zapamiętałam tyle, co potrzeba. Dokładny przepis mam z książki „La cuisine des Juifs Polonais”, ale w niej nie było wyjaśnione co zrobić z cebulą… Ot, takie niedopatrzenie. A ja z rozmowy z kelnerem zapamiętałam, że dodaje się przysmażoną cebulę i tak też zrobiłam.

Przepis był na 1,5 kg ziemniaków i trzy jajka, ja na naszą dużą rodzinę amatorów ziemniaczanych dań zrobiłam z dwóch kilogramów i czterech jajek, rozłożyłam ciasto na dużej płaskiej blasze, takiej , na której robię pizzę. I udało się, choć  miałam trochę tremy…

 

KUGEL ZIEMNIACZANY

 

2 kg ziemniaków, obranych i drobno startych

4 jajka

2 cebule

20 dkg macy

sól, pieprz do smaku

oliwa do przysmażenia cebuli i wysmarowania formy

Ziemniaki trzeba zetrzeć na drobnej tarce, ja przepuściłam je przez sokowirówkę, po czy dodałam sok z powrotem, bo jest on potrzebny. Macę namoczyłam, odcisnęłam i rozdrobniłam. Drobno pokrojoną cebulę przysmażyłam na oliwie. Żółtka oddzieliłam od białek, dodałam je do ziemniaczano-macowej masy z cebulą, białka ubiłam, wymieszałam delikatnie, doprawiłam solą i pieprzem.

Czy ten przepis, może z wyjątkiem macy, nie przypomina Wam babki ziemniaczanej z Polski Wschodniej ? To kolejny dowód na przenikanie się kultury kulinarnej !

Masa okazała się dość gęsta, rozłożyłam ją na dużej płaskiej blasze , w której robię pizzę, upiekłam w 180 C około pół godziny, potem przełączyłam na górną grzałkę , podniosłam temperaturę do 200 C i przez około 10 min dopiekłam górę na złoto i chrupiąco.

Wczoraj już pokazałam kawałek do grillowanego kurczaka, bo właśnie do drobiu jest polecany ziemniaczany kugel. Nam bardzo smakował, moje domowe  poznańskie Pyry były wręcz zachwycone i poprosiły o częste powtórki.Smacznego !

A dziś we Wrocławiu zaczyna się Festiwal Kultury Żydowskiej SIMCHA

Będą pogadanki o żydowskim jedzeniu i warsztaty kulinarne. Miałam na nich być, ale kłopoty ze zdrowiem pokrzyżowały moje plany… Szkoda mi, bo kuchnię żydowską bardzo lubię.

 

 

Grillowany kurczak w marynacie jabłkowo-cynamonowej

Dostałam propozycję zrobienia dania inspirowanego jednym ze smaków  Smako-Łyka firmy Żywiec Zdrój i z wykorzystaniem tego napoju. Początkowo chciałam zrobić coś słodkiego, jakiś wypiek czy zimny deser, ale w końcu zdecydowałam się na wykorzystanie jabłkowego Smako – Łyka do zamarynowania kurczaka przed grillowaniem.

Dlaczego smak jabłkowy ? Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że to jeden z moich ulubionych smaków i sok jabłkowy wykorzystywałam już do marynowania mięsa , na przykład w czasie akcji jabłkowej, którą prowadziłam dwa lata temu.

Gdy myślałam nad składnikami marynaty, podążałam drogą skojarzeń – jabłka pasują do cynamonu, z cynamonem i herbatą robiłam kiedyś udka drobiowe, pasuje do tego jeszcze imbir i pieprz ziołowy. Dodałam też trochę oliwy, bo mięso z piersi kurczaka jest samo w sobie dość suche . A białe wino to doskonały składnik każdej marynaty…Przejdźmy więc do przepisu :

GRILLOWANY KURCZAK W JABŁKOWO-CYNAMONOWEJ MARYNACIE

4 filety z kurczaka

marynata :

1/2 szklanki napoju jabłkowego Smako-Łyk

1/4 szklanki mocnej czarnej herbaty

łyżka oliwy

3 łyżki białego wina

sól do smaku

1/2 łyżeczki cynamonu

1/4 łyżeczki pieprzu ziołowego

1/2 łyżeczki imbiru

Filety z kurczaka lekko rozbijamy, tylko tyle, by nadać im odpowiedni kształt i nieco spłaszczyć. Posypujemy solą według uznania.

Z napoju Smako-Łyk, ostudzonej herbaty,wina, oliwy , cynamonu, imbiru i pieprzu ziołowego robimy marynatę dokładnie mieszając składniki w miseczce, po czym zanurzamy w niej mięso i wstawiamy do lodówki na kilka godzin. Co jakiś czas przekładamy je i mieszamy. Jeśli planujemy tego kurczaka na obiad, najlepiej zrobić to zaraz po śniadaniu.

Przed grillowaniem ( ja to zrobiłam na patelni, ale można też na grillu klasycznym) wyjmujemy kurczaka z marynaty i odcedzamy na sicie, żeby się lepiej grillował.

Kładziemy kawałki kurczaka na posmarowanej lekko olejem lub oliwą , rozgrzanej patelni grillowej , zmniejszamy moc palnika i smażymy po kilka minut z obu stron. Na grillu klasycznym każdy na pewno ma swój sposób grillowania, nie będę nikogo pouczać…

Podajemy z dowolnym dodatkiem pasującym do kurczaka  – ja akurat miałam kugel ziemniaczany, który zaprezentuję jutro , ale może być ryż, polenta a nawet grzanki czy bagietka. Do tego jakaś sezonowa surówka lub sałatka – ja dałam sałatę z pomidorami w winegrecie. Popijamy oczywiście pozostałym Smako- Łykiem 🙂

Mięso z tej marynaty okazlo się pyszne, czuć bylo lekką nutę jablkową z dodatkiem cynamonu i imbiru, wzmocnioną aromatem białego wina.

Jak sądzicie, na jaką okazję pasuje takie danie ? Jeżeli mój kurczak w marynacie z jabłkowego Smako-Łyka spodoba się organizatorom konkursu i ukaże się w czerwcowej Gali, to trzy osoby , autorzy najciekawszych propozycji otrzymają bony upominkowe DUKA. Szczegóły na stronie organizatora konkursu  tutaj

Smacznego !

P. S. Zdjęcie przepisu zdobyło nagrodę i zostało opublikowane w lipcowej Gali 🙂

Szparagi w trzech odsłonach

 

 

Za szparagami to ja nie przepadam, lubię tylko zupę z nich. Szukałam zielonych, ale w pobliżu mojego miasteczka ( Środkowa Wielkopolska) są plantacje białych i zielone trudno znaleźć. Skapitulowałam wobec obfitości szparagów na targu i na straganach, oprócz zupy zrobiłam jeszcze tradycyjne szparagi gotowane polane tartą bułką zrumienioną na maśle ( zdjęcie u góry) i szparagi gotowane na zimno w sosie winegret. A zupę zrobiłam nieco inną, niż ta prezentowana rok temu (była na rosole) , w wersji wegańskiej, na oliwie i bulionie warzywnym. Ale po kolei.

 

WEGAŃSKA ZUPA SZPARAGOWA

 

2 pęczki białych szparagów

łyżka oliwy

bulion warzywny ( z suszonej włoszczyzny)

sól do smaku

Do wody wlałam łyżkę oliwy, dodałam suszoną włoszczyznę ( 2 łyżki) i pogotowałam 15 min, żeby bulion nabrał mocy. Potem wrzuciłam do  bulionu obrane szparagi i gotowałam do miękkości główek, same szparagi zostawiłam ale dente.

Wyjęłam połowę łyżką cedzakową i część  z nich wystudziłam do winegretu a część podałam z tartą bułką zrumienioną na maśle.

Resztę szparagów pogotowałam jeszcze trochę, po czym zmiksowałam i podałam tę zupę z grzankami z chleba pokrojonego w kostkę i podsuszonego w mikrofalówce.

szparagowa wegańska

 

 

SZPARAGI W SOSIE WINEGRET

 

ugotowane w bulionie z oliwą szparagi

3 łyżki oliwy

łyżka octu winnego

sól, pieprz czarny i ziołowy

zioła prowansalskie, tymianek

Z oliwy, octu i przypraw robimy sos winegret mieszając wszystko i ubijając lekko widelcem. Polewamy sosem wystudzone szparagi, mieszamy. Możemy je wykorzystać też do sałatek wieloskładnikowych. Smacznego !

 

 

 

 

 

Galaretki jak u Mamy

 

Mimo, że cała trójka moich dzieci złożyła mi życzenia i niespodzianki, jest mi dzisiaj smutno… Po raz pierwszy ja nie mam komu złożyć życzeń w tym dniu. Mama odeszła w marcu, powoli się z tym godzę ale wszystkie święta i takie dni, jak dzisiejszy są niezwykle trudne…

Zawsze, jak do mojej Mamy przyjeżdżały w odwiedziny dzieci i wnuki wszyscy czekali na słynną galaretkę Babci Heli, bo tak nazywały Mamę wszystkie liczne wnuki i nawet prawnuki. Pisałam o tym jakiś czas temu   tutaj

Wtedy podałam przepis na tę galaretkę. Ja zrobiłam w wersji z truskawkami, bo kompoty z malin wypiliśmy zimą.

Wracając do tej galaretki – ja i moje siostry próbowałyśmy ją robić, według Mamy przepisu, ale nie smakowała tak, jak ta u Mamy. Myślę, że po prostu była mocno przyprawiona matczyną i babciną miłością….

Galaretkę robi się dla każdego osobną porcję, w pucharkach lub kubeczkach. Mnie po zrobieniu porcji dla nas ( zrobiłam z dwóch galaretek, truskawkowej i poziomkowej, a dla Weganki na samym soku z agarem) zostało galaretki , więc do tężejącej dodałam bitą śmietanę i zrobiłam piankę :

 

 

Dzieci jeszcze nie wiedzą , że zrobiłam tę legendarną galaretkę, Mała jest na wycieczce, duzi mają dłużej zajęcia – ciekawa jestem, czy im będzie smakowała. Niech już wrócą, bo strasznie się rozkleiłam oglądając stare zdjęcia, w tym ulubione mojej Mamy :

 

Botwinka i chłodnik z niej

Sezon na botwinkę trwa a pogoda sprzyja chłodnikom, zrobiłam więc i zupę i chlodnik na jej bazie . Zupę z botwinki zjadła nasza Weganka, a chłodnik reszta rodziny. Zmieniłam trochę przepis, dodałąm do zupy z botwinki marchewki i młoda kalarepkę, żeby ją trochę usezonowić a od siebie dodałam też trochę naturalnego kwasu burakowego.

ZUPA Z BOTWINKI

pęczek botwinki

2 marchewki

pietruszka

kawałek selera

kalarepka

2-3 łyżki kwasu burakowego

Z włoszczyzny, kalarepki i pokrojonych młodych buraczków z botwinki gotujemy barszczyk, pod koniec dodajemy pokrojone liście buraczków. Na końcu przyprawiamy solą, szczyptą cukru dla złamania kwaśnego smaku i kwasem burakowym. Podajemy na ciepło lub na zimno.

Do ostudzonej zupy z botwinki dodajemy szkalnkę zsiadłego mleka i pół szklanki kwaśnej śmietany, ogórka pokrojonego w kostkę, posiekaną w kosteczkę cebulę oraz zieleninę – koperek i szczypiorek. Zajadamy na zimno – chyba nie ma lepszego obiadu w upalny dzień ! Smacznego !

Wybaczcie, jeśli piszę dziś trochę nieskładnie, ale jestem w stanie wskazującym po wypiciu we dwoje butelki szampana przy słuchaniu ballad rockowych z lat 80 -tych, z okazji bardzo ważnej dla mnie okrągłej i dość wiekowej rocznicy…

A teraz idę zrobić na kolację białą kiełbasę w piwie, bo wyczytałam na Facebooku, że dziś jest Międzynarodowy Dzień Piwosza ! Świętujemy więc 🙂

Efekty zamieszania przy pieczeniu babeczek

 

 

Kilka dni temu moja młodsza córka umówiła się z koleżanką na pieczenie babeczek. Zaplanowała upiec je w małych foremkach i wypełnić budyniem czekoladowym. Kruche ciasto było już wypróbowane, takie, jak na mazurek.

Upiekły dwie blachy małych babeczek a ciasta jeszcze zostało. Córka poprosiła mnie o jego wykorzystanie. Sięgnęłam po średnią formę do babki, którą wykorzystuję na Wielkanoc i wylepiłam ją resztą ciasta po czym upiekłam.

Miałam akurat otwarty mus jabłkowy, więc wymyśliłam nadzienie – mus zatopiony w galaretce agrestowej.Rozpuściłam galaretkę w szklance wody, jak ostygła i tężała, dodałam mus jabłkowy, wymieszałam i wlałam do upieczonej babeczki , po czym wstawiłam do lodówki, żeby zastygł. To ta babeczka na zdjęciu u góry.

Masy galaretkowo-jabłkowej wyszło mi sporo a od kruchego ciasta zostały trzy białka. Zrobiłam więc w mikrofalówce szybki placek kokosowy, według tego przepisu, tylko zamiast dwóch jajek dałam trzy białka a mleczko kokosowe zastąpiłam jogurtem. Myślałam, że na białkach i z kuchenki wyjdzie biały, jednak miał kolor jasnokremowy, więc posypałam go cukrem-pudrem :

 

Przekroiłam go w poprzek na pół i połowę z cukrem-pudrem zostawiłam w spokoju, a dół włożyłam z powrotem do formy i wylałam na resztę mus z galaretką a żeby nie wsiąknął w placek zrobiłam trochę masy pod spód, miksując masło z cukrem-pudrem i łyżką dżemu. Zastygał w lodówce.  Placek kokosowy z jabłkową górą okazał się rewelacyjny !

 

To jeszcze nie koniec – kilka babeczek zostało na następny dzień i zrobiłam z nich deser lodowy – lody były improwizowane, bo niespodziewanie zrobiło się gorąco – ubiłam śnieżkę, do połowy dodałam kakao i zamrażałam mieszając co pół godziny. Nałożyłam tych lodów w resztę babeczek i ozdobiłam kawałkami czekolady :

 

 

I tyle pyszności narobiłyśmy przy okazji pieczenia babeczek, w środku tygodnia, bez żadnej okazji. Ogłosiliśmy więc ten dzień Świętem Pieczenia Babeczek. Smacznego !

Żydowski kawior na akcję „Żydowskie smaki”

 

 

 

 

 

 

 

 

Niedługo we Wrocławiu (29 maja-3 czerwca) odbędzie się XIII Festiwal Kultury Żydowskiej, z dużym udziałem kulinariów. Szczegóły można zobaczyć  tutaj – kilk, klik

Ja bardzo lubię żydowską kuchnię a wiedzę o niej czerpię głównie z dwóch źródeł  – francuskiej książki o kuchni Żydów polskich „La ciusine des Juifs Polonais”, którą nabyłam w latach 90 -tych oraz z książki „Dwór” Isaaca Bashevisa Singera, noblisty polskiego pochodzenia piszącemu w jidisz.

 

Z książki dowiedziałam  się , że istnieją trzy rodzaje kuchni żydowskiej – kuchnia Żydów z Bliskiego Wschodu, kuchnia Żydów sefardyjskich, z okolic  Półwyspu Iberyjskiego i bliska nam kuchnia Żydów aszkenazyjskich, z Europy środkowo-wschodniej.

Książka, którą mam jest właśnie tej ostatniej kuchni poświęcona. Sporo w niej o związkach kuchni żydowskiej z kuchnią europejską i polską przede wszystkim. Oprócz osławionego już  karpia po żydowsku są w niej takie znane nam potrawy jak makowiec, barszcz ukraiński, chłodnik oraz typowe dla żydowskiej kuchni czulent, kugel w różnych rodzajach oraz słynne nadziewane gęsie szyjki – przebój żydowskich restauracji w Polsce i nie tylko.

A z książki Singera „Dwór” można dowiedzieć się, jakie potrawy są charakterystyczne dla licznych żydowskich świąt.

Na pierwszy wpis festiwalu ” Żydowskie smaki” wybrałam znany pewnie niektórym z nazwy ale nie zawsze z zawartości żydowski kawior. Składa się on ze smażonych wątróbek, jajek na twardo i cebuli. W książce była spora porcja, na dużą rodzinną uroczystość, ja zrobiłam z 1/4 podanej porcji :

 

ŻYDOWSKI KAWIOR

 

2 jajka na twardo

30 dkg wątróbki drobiowej ( miałam z kurczaka)

duża cebula

sól, pieprz

tłuszcz drobiowy

Wątróbkę podsmażyłam na grillowej patelni, lekko wysmarowanej tłuszczem. Jajka ugotowałam na twardo. Cebulę drobno posiekałam i udusiłam na tłuszczu z kurczaka ( wytopiłam tłuszcz z okolic kurzych udek).

Posiekałam drobno usmażoną wątróbkę i jajka, dodałam cebulę z tłuszczem, wymieszałam,  doprawiłam  pieprzem i solą.

Żydowski kawior je się na zimno, z chlebem i tak też podałam. Danie z prostych składników okazało się bardzo smakowite. Mam nadzieję, że uda mi się zrobić jeszcze kilka dań z mojej książki i pokazać je na blogu w czasie trwania akcji. Smacznego !

 

Pieróg drożdżowy z botwinkowym nadzieniem

 

Wczoraj byłam na targu i kupiłam botwinkę na zupę. Ale przeglądając blogi zauważyłam u Ani z Bajkorady wytrawne drożdżówki, z nadzieniem między innymi botwinkowym. Na moja sporą rodzinkę drożdżówek musiałabym dużo zrobić, poszłam więc na skróty i zrobiłam pieróg drożdżowy z nadzieniem z botwinkowych warzyw, wzbogacając częściowo jego wnętrze uduszoną z cebulą wątróbką, bo to ona miała być na drugie danie. Do nadzienia dodałam też pieczarek i zieleniny. Brzegi pieroga ( robię takowy w keksówce) zostawiłam bez wątróbki dla córek – jedna jest weganką a druga nie lubi wątróbki.

Taki pieróg robię często z różnymi nadzieniami, na wytrawnie i na słodko z owocami – na blogu jest z mięsem , z jagodami i jabłkami. Czasem do ciasta dodaję jajka, ale tym razem zrobiłam pieróg w wersji wegańskiej.

 

PIERÓG DROŻDŻOWY Z NADZIENIEM WARZYWNO – WĄTRÓBKOWYM

 

3 szklanki mąki

3 dkg drozdży

szklanka letniej wody

1/3 szklanki oleju

łyżeczka cukru

1/2 łyżeczki soli

miseczka ugotowanych warzyw z botwinki , z marchewką i kalarepką

25 dkg wątróbki

cebula, kawałek pora

15 dkg uduszonych pieczarek

łyżka posiekanej pietruszki i koperku

sól, pieprz, majeranek

olej do smażenia

Najpierw ugotowałam botwinkę z marchewką i kalarepką, o tym będzie innym razem, bo z części botwinki zrobiłam chłodnik a to dłuższa historia.

Wątróbkę udusiłam z cebulą i pokroiłam w kostkę. Pieczarki duszone miałam w lodówce, bo jak kupuję, to od razu je przerabiam i trzymam w lodówce w słoiku, do zup, sosów, zapiekanek itp.

Drożdże roztarłam w miseczce z łyżeczką cukru, dodałam trochę letniej wody, posypałam łyżką mąki i odstawiłam w ciepłe miejsce, żeby wyrosły. Dodałam je potem do miski z posoloną mąką, wlałam olej, resztę wody i wyrobiłam ciasto drewnianą łyżką, tak z 5 minut, aż zaczęło odstawać od brzegów miski. Przykryłam ściereczką i postawiłam obok garnka z gotującą się botwinką, żeby w cieple urosło, co trwało około pół godziny.

W międzyczasie wyjęłam część warzyw z botwinki i przesmażyłam je na oleju z cebulą, porem i przyprawami. Dodałam do nich pieczarki, zieleninę, doprawiłam solą, pieprzem i majerankiem, wymieszałam i połowę odłożyłam dla przeciwników  wątróbki. Do reszty dodałam posiekaną wątóbkę z cebulką, po czy włączyłam piekarnik na 180 C i natłuściłam keksówkę.

Gdy ciasto wyrosło, połowę włożyłam do keksówki, na brzegach ułożyłam warzywne nadzienie, w środku mieszane, przykryłam resztą ciasta ( takie ciasto ładnie się rozprowadza łyżką, nie trzeba wałkować). Postawiłam keksówkę w ciepłym miejscu na 10 min, żeby ciasto, jak mawiała moja Mama – ruszyło się.

Włożyłam do nagrzanego piekarnika, podwyższyłam temperaturę do 200 c i piekłam około 40 min, aż pieróg się zrumienił, a włożony na próbę patyczek wyszedł suchy.

Pieróg pasował bardzo smakowo do botwinki w dwóch wersjach, a syn, który początkowo patrzył nieufnie na nadzienie ( warzywa…), wziął sobie dokładkę. Córkom odkroiłam brzegi i nie obyło się bez przygód, bo młodszej przez pomyłkę dostał się kawałek wątróbki, ale było oburzenie … Smacznego !