Koty to zwierzęta przypisywane czarownicom. A czyż gotowanie nie ma sobie czegoś z magii ? Myśląc nie tyle o smaku potrawy ale o upodobaniach naszych bliskich, którzy będą ją jedli , odprawiamy nad garnkami czary, doprawiając jedzenie tak, by smakowało jak najlepiej. To pewnie dlatego wiele blogerek i blogerów kulinarnych związanych jest z kotami, skutecznie przy tych czarach pomagającymi. Nie napisałam – są właścicielami, bo koty nie mają właścicieli , one tylko pozwalają nam się zbliżyć do siebie bardziej lub mniej…
W blogosferze prowadzę internetowo i nie tylko bogate życie towarzyskie, dlatego już dawno zauważyłam, że mruczących przyjaciół blogerek i blogerów kulinarnych jest bardzo wiele. Postanowiłam je kolejno, w miarę możliwości co sobotę przedstawiać. Zainspirowałam się cyklem Gosi Oczko „Kulinarni czytają ” i zrobię to w podobnej formie – odpowiedzi na te same pytania. Ale jeśli ktoś chce przedstawić swoją kocią historię na swój sposób – proszę bardzo.
Każdy z blogerów kulinarnych chętnych do zaprezentowania swojego pupila może do mnie napisać na adres : grazyna0071@wp.pl
Aby łatwo było znaleźć cykl Kulinarne koty , zrobiłam specjalną kategorię z boku bloga.
Zaczynam od Misi i Aleksandra – kotów Gosi Oczko. W tytule napisałam – multiblogerki, bo Gosia prócz swoich kulinarnych – Koty kuchenne Oczka i ( Foto) Kosa w talerzu, prowadzi jeszcze blog Czytelniczy ( ze wspomnianym cyklem Kulinarni czytają ) a dodatkowo wraz z Agą makaronowy blog Pasta i basta.
Oddaję wreszcie głos pierwszemu gościowi. Oczko poznałam trzy lata temu, dzięki Drugiej Makaroniarze – Adze. Przyjechały mnie odwiedzić, potem spotkałyśmy się na Blog Forum i na kliku warsztatach kulinarnych. Bardzo lubię zupy Gosi, podziwiam jej niebanalne zdjęcia i współdzielę czytelniczą pasję.
Jak kot pojawił się w twoim życiu ?
Przede wszystkim wszystko miało być zupełnie inaczej, niż wyszło to ostatecznie 😉
Kiedy koty w domu były jeszcze tylko śpiewką przyszłości – plan zakładał zakocenie od razu
w pakiecie dwoma małymi dachowcami ze schroniska dla zwierząt. Owszem, marzyliśmy z panem R. o niebieskim rosyjskim, ale z góry założyliśmy, że nie będziemy wydawać pieniędzy na nowego kota, skoro tyle innych życiowych nieszczęść czeka na dom, a my możemy im go zapewnić. Nie ponosząc przy tym już na starcie tysięcznych kosztów.
Jednak niebieski (zwany przez nas również szarakiem) najwyraźniej był nam pisany 😉 Okazało się, że niezbyt daleka znajoma właśnie się przeprowadza, a na nowe miejsce niestety nie będzie mogła zabrać swojego kota. I choć z bólem serca, to będzie musiała się z nim rozstać. Szukała więc dla niego dobrego domu, którym to domem została nasza Gawra 🙂
I tak już sobie funkcjonujemy z Aleksem ponad dwa lata.
Niecały rok temu, bo w sierpniu 2013 roku dołączyła do nas Misia. Kiedy zamieszkał z nami niebieski Aleksander, kwestią czasu było to, kiedy dostanie kocią siostrę lub brata. Wszak na początku zakładaliśmy dwa koty. I właśnie o drugim zaczęłam przebąkiwać niecały rok po tym, kiedy zamieszkał z nami Aleks.
Przeglądałam na FB strony fundacji zajmujących się bezdomnymi kotami (Koteria, Pruszkowski Dom Tymczasowy, Zwierzaki z Mińska i Jokot, śledziłam tez poznański Koci Pazur) oraz co jakiś czas przeglądałam stronę internetową warszawskiego schroniska na Paluchu.
Zakochałam się w trzech kotach. Dwa pojechały do innych domów (za późno zgłosiłam akces), a trzecia kotka z charakteru była typowana na klasycznego kociego jedynaka, a my już przecież mieliśmy Aleksandra. Szukałam zatem dalej. I wtedy zakochałam się w tym spojrzeniu…
I już wiedziałam, że to ten kot, nie inny musi do nas dołączyć.
A jak wyglądały pierwsze dni dwóch kotów razem w naszym domu, można przeczytać na Kotach Kuchennych Oczka. http://belkoty.blogspot.com/2013/08/watek-niekulinarny-czyli-co-dwa-koty-to.html
Lekturę polecam szczególnie tym, którzy stoją przed decyzją wzięcia drugiego kota. Dzięki kilku prostym zasadom udało mi się wprowadzić na teren Aleksandra nowego kota bez bitw, agresji i – tak, mogę tak stwierdzić – w harmonii 😉
Co w nim lubisz najbardziej ?
Oba moje koty, to dwa różne charaktery. Ba! ich charakter w miarę tego im dłużej się znamy – również się zmieniają.
Aleks, jako jedynak był wielką przylepą. Uwielbiał przesiadywać na moich kolanach, tulić się i spać między nami. To pewnie również wynik tego, że siedząc sam w domu, kiedy my w tym czasie byliśmy w pracy, był bardzo stęskniony za towarzystwem. Kiedy pojawiła się Misia stał się bardziej niezależny, częściej wybiera samotne przebywanie w pokoju, w którym akurat nikt nie siedzi i przestał z nami spać w łóżku. Czasem jednak zbiera mu się na czułości i na te kolana i tak się ładuje 😉
Za to bardziej się zaktywizował, zdarza mu się prowokować do zabawy, więcej brykać po domu i trochę stał się gadułą (szczególnie, kiedy próbuje namówić do zabawy Misię, albo jej szuka).
Misia, jako kot po przejściach na początku była bojaźliwa (zanim trafiła do fundacji – żyła gdzieś na wiosce i spała z kurami w kurniku; po dawnych czasach brak jej dolnego lewego kła). Jednocześnie jednak lgnęła do nas, ale jeszcze z zachowaniem bezpiecznego dystansu. Kiedy jednak po 4 miesiącach sama z siebie odważyła się wejść na kolana, tak teraz nie ma dnia, kiedy kotka nagle się teleportuje obok któregoś z nas. Mało tego – rozbestwiła się już na tyle, że w nocy anektuje coraz większą część poduszki i bezpardonowo wpycha się pomiędzy nas.
Rozpisałam się o nich, a jeszcze nie odpowiedziałam na pytanie 😉 Co w nich lubię najbardziej?
Lubię kiedy wpychają mi się na kolana, na których właśnie trzymam laptopa, lubię kiedy Misia ociera się o moje nogi pozostawiając na czarnych sztruksowych spodniach mnóstwo białej sierści, lubię, kiedy Aleks budzi mnie delikatnie packając mnie rano łapką po policzku, dając znać, że właśnie przyszła pora na śniadanie, lubię obserwować, kiedy Misia bawi się zabawkami, a Aleks szaleńczo gania po domu. Generalnie – lubię w nich wszystko.
Kot w kuchni .
Mamy kota „górskiego” i kotkę „nizinną”. Kiedy gotuję w kuchni, Aleks często obserwuje sytuację z wysokości lodówki lub tuż pod sufitem siedząc na górnej szafce, a Misia na podłodze kręci ósemki ocierając się o moje nogi. Często jednak po prostu wylegują się na blacie lub siedzą na parapecie przy otwartym, osiatkowanym oknie.
Co jada Twój kot ?
Oboje jedzą BARF, czyli surowe, suplementowane mięso. Więcej o tym naturalnym sposobie żywienia można poczytać na Barfowym forum: http://www.barfnyswiat.org/index.php
Najzabawniejsza historia
Niektórych rzeczy w kuchni nie mogę zostawiać bez dozoru. Tyczy to się głównie otwartego jogurtu naturalnego. Jest duża szansa, że któryś z kotów zanurzy w nim swoje wibrysy. Nie wspominam o surowym mięsie, bo wiadomo, że tego to już w ogóle bez dozoru zostawić nie mogę (pamiętajcie, że koty z surowych mięs nie powinny jeść w ogóle wieprzowiny). Mam też niebieskiego amatora tart i kruchych ciasteczek – jeżeli nie schowa się tego przed kocim wzrokiem do szafki, na 100 % zostaną obgryzione 🙂
Dziękuję za rozmowę 🙂
Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .