Miesięczne archiwum: kwiecień 2020

Syrop z mniszka i forsycji

W tym roku postanowiłam zrobić syrop z mniszka nieco inaczej, niż zwykle. Czytałam sporo o prozdowotnych właściwościach forsycji więc dorzuciłam jej kwiaty do mniszków, na odpowiednim etapie. Szczerze mówiąc, zrobiłam tak już w ubiegłym roku, ale zapomniałam o gotującym się syropie i ..zrobił mi się karmel ! Przypomniałam sobie wtedy o znanym z rodzinnego domu sposobie na „dosmaczenie” czystej wódki, tzw. „przypalance”. Zrobiłam więc z tego karmelu nieco takiej niby-nalewki . Bardzo to było smaczne a jakie zdrowe 🙂 W tym roku już pilnowałam, syrop z mniszka i forsycji udało mi się zrobić tak, jak trzeba i zapakować w słoiczki. No, z malutkim wyjątkiem- ale o tym później 🙂

SYROP Z MNISZKA I FORSYCJI

  • 300 główek mniszka lekarskiego
  • 2 szklanki kwiatów forsycji
  • litr wody
  • pół kilo cukru i 2 łyżki cukru z wanilią
  • sok z 1 cytryny

W większości przepisów na miodek czy syrop z mniszka podane są proporcje na klasyczny syrop, czyli kilo cukru na litr wody – kto chce, może tak zrobić. Ja robię mniej słodki i udaje mi się zazwyczaj, tylko, że pasteryzuję słoiczki tak, jak kompoty. Sporadycznie zdarza mi się, że syrop sfermenuje- wtedy przeznaczam go na ocet.

Syrop z mniszka i forsycji zrobiłam mieszanym sposobem.

Kwiaty najpierw rozkładamy na jasnym podkładzie ( ja w ogrodzie na stole ) i czekamy, aż wyjdą z nich „lokatorzy „. Potem  moczymy w zimnej wodzie przez kilka godzin, następnie stawiamy na gaz i gotujemy 15 minut. Pod koniec gotowania dodajemy sok z cytryny i wyłączamy palnik. Ja na tym etapie dodałam kwiaty forsycji, bo ich nie zaleca się gotować, tylko moczyć w syropie. Zostawiamy wywar wraz z kwiatostanami i cytryną na 24 godziny. Potem przecedzamy przez gęste siko,  wsypujemy cukier  i gotujemy 2 godziny bez przykrycia, na małym ogniu, często mieszając,  by utworzył się syrop. W tym roku gotowałam nieco krócej, ponad godzinę, by uniknąć problemów takich, jak rok temu. Poza tym wolę mniej gęsty syrop i mniejsze straty witamin przy gotowaniu.

Syrop z mniszka i forsycji nalewamy do słoików, zakręcamy, odwracamy do góry dnem i pozostawiamy do wystudzenia. Ja dodatkowo pasteryzuję 10-15 minut w garnku z wodą do 3/4 wysokości słoików pod przykryciem.

Gdy nalałam syrop w przygotowane słoiczki, zostało mi około pół szklanki. Wlałam go do małej , 200 ml butelki i dopełniłam czystą wódką, robiąc prozdowotną nalewkę, podobną do tej – przyda się w tym roku jak nigdy.

O antywirusowych właściwościach forsycji pisałam przy okazji octu i herbatki , taki wzbogacony syrop mniszkowy nie tylko jest smaczny, ale pomoże nam przy infekcjach. Pamiętajmy, że istotnym elementem walki z koronawirusem jest wzmacnianie naszej odporności na każdy sposób, zdrowe odżywianie się, wspomaganie ziołami. Dbajmy o siebie w tych trudnych czasach.

Smacznego i na zdrowie !

syrop z mniszka i forsycji

Deser banoffee z ananasem

deser banoffee

Na pomysł tego deseru wpadłam spontanicznie , gdy zostało mi kajmaku od wielkanocnych mazurków. Banana miałam już tylko jednego, ale w lodówce spoczywała połówka świeżego ananasa, który wzbogacił ten pyszny deser. Zamiast kruchych ciastek miałam herbatniki, sprawdziły się bardzo dobrze. Wzbogaciłam też deser banoffee masą serową z odciśniętego jogurtu i bitej śmietany. Przy jej ubijaniu nie obyło się bez przygód, bo moje stanowisko do miksera na kuchennym blacie wymaga chyba zmiany…

DESER BANOFFEE

  • 1/3 puszki kajmaku
  • 300 ml śmietanki 30 %
  • 2-3 łyżki cukru-pudu
  • łyżka cukru z wanilią
  • jogurt naturalny 400 ml
  • duży banan, sok z cytryny
  • pół ananasa
  • 4 małe paczki herbatników
  • kawałek czekolady
  • listki mięty

Jogurt wylałam na sitko wylożone gazą i odcedziłam na serek. Śmietankę ubiłam z cukrem-pudrem , połowę odłożyłam do miseczki, do drugiej dodałam miksując serek z jogurtu i cukier z wanilią. Herbatniki pokruszyłam drobno, bo wolę do deserów takie a nie drobno zmielone. Banany pokroiłam w plasterki i skropiłam cytryną. Ananasa pokroiłam na kawałki.

W szerokich szklankach układałam po kolei pokruszone hernatniki, na nie położyłam plasterki banana i sporą łyżkę kajmaku. Na to położyłam warstwę masy serowo – jogurtowej i kolejno – herbatniki, dla odmiany ananas, znów kajmak i bitą śmietanę. Na wierzch starłam czekoladę i ozdobiłam listkami mięty.

Deser banoffee wyszedł pyszny, ale jego wykonanie wymagało sporo pracy i dobrej organizacji w kuchni. Mam na blacie stanowisko do miksera , ale przy tak wieloskładnikowym deserze muszę sobie wszystko dobrze ustawić, by praca dobrze mi poszła.

Jak już wspomniałam, przy ubijaniu miałam małe problemy, bo śmietanka rozpryskiwała mi sie poza miskę brudząć kuchenny blat. Musiałam też porozkładać wszystkie elementy deseru tak, by było mi wygodnie go zrobić, podgrzać lekko kajmak, bo za późno wyjęłam go z lodówki… Przy tym wszystkim okazało się, że w mojej dość ciasnej kuchni przydało by się inne ustawienie mebli . Tak w ogóle to są już stare i warto by je zmienić. Trudno mi będzie dobrać gotowe tak, by wszystko w kuchni ustawić tak, jak trzeba. W moim przypadku optymalnym rozwiązaniem będą meble kuchenne na wymiar. Można będzie wszystko dopasować do położenia zlewu, zmywarki, kuchenki , kontaktów i zrobić dogodne miejsce do pracy tak, by obywało się bez przygód. Kolor , faktura blatów , rozmiary szafek nie będą wtedy problemem.

Wieloskładnikowe słodkości, takie, jak deser banoffee w mojej wersji nie będa już wtedy problemem. Jak komuś zostało kajmaku od mazurków to polecam go zrobić, a tak w ogóle to jest doskonały comfort food na dzisiejsze , trudne czasy, wiec warto uprzyjemnić sobie życie takim deserem.

Smacznego !

deser banoffee

Chleb pszenny z płatkami owsianymi

chleb pszenny z płatkami owsianymi

Udało mi się w tych trudnych czasach kupić drożdże i dzięki temu, jak zwykle na Święta upiekłam drożdżowe chlebki. Wiem, że sporo osób woli te na zakwasie, ale ja tak lubię wszystko, co drożdżowe, od racuszków przez placki z kruszonką do pizzy , że i chlebki wolę te na drożdżach. O ile ten niezbędny produkt udało mi się kupić, o tyle mąka inna, niż pszenna to teraz towar bardzo trudny do zdobycia. Mam w czeluściach szafki resztę mąki żytniej i dodałam jej do chlebka mieszanego z czarnuszką, drugi też chcialam urozmaicić i wpadłam na pomysł, by dodać platki owsiane, takie zwykle śniadaniowe. Dorzucilam ziarna słonecznika, nieco ziół i powstał pyszny chleb pszenno-owsiany. Do świątecznych przysmaków pasował doskonale.

CHLEB PSZENNY Z PŁATKAMI OWSIANYMI

  • 30 dkg mąki pszennej
  • 15 dkg płatków owsianych błyskawicznych
  • 25 g drożdży i łyżeczka cukru
  • ok. 1, 5- 2 szklanek letniej wody
  • 2-3 łyżki nasion słonecznika
  • łyżeczka soli
  • po łyżeczce ulubionych suszonych ziół – dałam oregano, majeranek i bluszczyk kurdybanek

Najpierw rozrobiłam drożdże – dodałam łyżeczkę cukru, roztarłam je, wlałam trochę letniej wody , rozmieszałam i posypałam łyżką mąki. Odstawiłam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Do miski wsypałam mąkę i płatki, zioła, słonecznik , wymieszałam, wsypałam sól.    Wlałam rozczyn i resztę letniej  wody – trzeba jej dać tyle, by ciasto dobrze się mieszało, nie kleiło ale też nie było za suche. Wymieszałam i wyrabiałam ukośnymi uderzeniami drewnianej łyżki  około dziesięć minut. Przykryłam ściereczką i odstawiłam w ciepłe miejsce do podwojenia objętości, na  około pół godziny.
Przełożyłam ciasto do natłuszczonej keksówki  i zostawiłam znów do wyrośnięcia na 10 minut. Przed włożeniem do piekarnika ponacinałam ciasto ukośnie w kilku miejscach, by swobodnie uchodziło z chleba powietrze.

Piekłam, razem z tym pszenno- żytnim , w piekarniku nagrzanym do 180 C około 50 minut, aż wierzch się zrumienił a chlebki z boków odstawały od foremki. Po wyjęciu z keksówki studziłam je na kratce.

Chleb pszenny z płatkami owsianymi smakował ciekawiej, niż zwykły pszenny, dobry był z masłem , pod domowe wędliny, super wyjadało się nim oliwę ze światecznych sałatek. Zachował długo świeżość – dziś jeszcze, tydzień po jego upieczeniu, dojadałam resztę i tylko skórki były nieco za twarde. Cieszę sie, ze tak mi się udał i na pewno go powtórzę, może z nieco innymi dodatkami.

Smacznego !

chleb pszenno-owsiany z bliska

Peklowana pierś kurczaka na wędlinę

peklowana pierś kurczaka

Taką formę wielkanocnej wędliny wypróbowałam rok temu, inspiracją był półgęsek, bo tak właśnie go się pekluje przed dalszą obróbką. Jednak gęsi nie zawsze są dostępne a jak się zrobi inny drób w podobny sposób, to i peklowana pierś kurczaka czy kaczki super smakuje. Lekko różowy kolor to nie efekt soli peklowej, której staram się unikać, tylko dwudniowego moczenia w zwykłej solance z przyprawami. Pokazywałam już podobną domową wędlinę z kurczaka, taka forma , pozbawiona kości w środku jest bardziej zwarta i lepiej smakuje. Wprawę w jej formowaniu zdobyłam na warsztatach z gęsiną.

Peklowana pierś kurczaka jako wędlina

  • podwójna pierś z kurczaka bez kości
  • 2 szklanki wody z rozpuszczonymi 2-ma łyżkami grubej soli
  • ząbek czosnku
  • łyżka majeranku, liśc laurowy, ziele angielskie i pieprz w ziarnach
  • rosół lub wywar z warzyw do zaparzenia
  • kawałek wędzonego boczku

Podwójną pierś z kurczaka odcinamy ostrożnie od kości, uważając, by została w całości, a nie w dwóch częściach. Możemy zostawić skórę, wtedy będzie bardziej soczysta.

Rozpuszcamy sól w połowie szklanki gorącej wody, dodajemy przyprawy, mieszamy z resztą wody, studzimy. W naczyniu o odpowiedniej wielkości zanurzamy pierś kurczaka w solance i wstawiamy do lodówki na dwie -trzy doby. Rano i wieczorem obracamy mięso, by lepiej się zapeklowało.

Po wyjęciu mięsa z solanki lekko je płuczemy , składamy razem i mocujemy za pomocą sznurka , jak półgęsek ( widać to na zdjęciu). Gotujemy rosół lub wywar z warzyw z kawałkiem wędzonego boczku, gdy zacznie wrzeć, wrzucamy zrolowaną pierś z kurczaka i gotujemy na malutkiej mocy palnika, tak, by wywar tylko „mrugał”. Powoli, ze dwie godziny, albo i dłużej. Sprawdzamy, czy mięso jest gotowe, wbijając widelec – jeśli płyn, który z niego wypłynie jest pzrejrzysty i klarowny a widelec wchodzi bez oporu, nasza peklowana pierś kurczaka jest gotowa. Zostawiamy ją w wywarze do zupełnego ostudzenia, już zimną wyjmujemy do odcedzenia na sicie. Potem kroimy w plastry.

peklowana pierś kurczaka po pokrojeniu

Na wywarze możemy ugotować barszczyk, czerwony lub biały , możemy też potraktować go jako bazę na żurek.

Smacznego !