Mimo, że cała trójka moich dzieci złożyła mi życzenia i niespodzianki, jest mi dzisiaj smutno… Po raz pierwszy ja nie mam komu złożyć życzeń w tym dniu. Mama odeszła w marcu, powoli się z tym godzę ale wszystkie święta i takie dni, jak dzisiejszy są niezwykle trudne…
Zawsze, jak do mojej Mamy przyjeżdżały w odwiedziny dzieci i wnuki wszyscy czekali na słynną galaretkę Babci Heli, bo tak nazywały Mamę wszystkie liczne wnuki i nawet prawnuki. Pisałam o tym jakiś czas temu tutaj
Wtedy podałam przepis na tę galaretkę. Ja zrobiłam w wersji z truskawkami, bo kompoty z malin wypiliśmy zimą.
Wracając do tej galaretki – ja i moje siostry próbowałyśmy ją robić, według Mamy przepisu, ale nie smakowała tak, jak ta u Mamy. Myślę, że po prostu była mocno przyprawiona matczyną i babciną miłością….
Galaretkę robi się dla każdego osobną porcję, w pucharkach lub kubeczkach. Mnie po zrobieniu porcji dla nas ( zrobiłam z dwóch galaretek, truskawkowej i poziomkowej, a dla Weganki na samym soku z agarem) zostało galaretki , więc do tężejącej dodałam bitą śmietanę i zrobiłam piankę :
Dzieci jeszcze nie wiedzą , że zrobiłam tę legendarną galaretkę, Mała jest na wycieczce, duzi mają dłużej zajęcia – ciekawa jestem, czy im będzie smakowała. Niech już wrócą, bo strasznie się rozkleiłam oglądając stare zdjęcia, w tym ulubione mojej Mamy :