Był sobie świąteczny zając
Co nosił prezenty kicając
Az raz się pogubił
I jajko pogrubił
Zrobiło hałasu pękając !
Taki limeryk przyszedł mi do głowy dziś rano razem z pomysłem na te jajeczka. Jeśli chcecie poczytać więcej wierszyków powstałych przy okazji blogowych dań i nie tylko, zajrzyjcie na odpowiednią podstronę – wystarczy kliknąć u góry w odpowiednie miejsce.
Zachciało mi się w tym roku jajek z domowej czekolady, jakie robiłam wieki temu dla najstarszej córki, gdy w sklepach było trudno o słodycze… A wpadłam na ten pomysł, gdy przy porządkach w lodówce znalazłam resztę wisienek zatopionych w wiśniówce. Poza tym miałam kawałek suchego ciasta biszkoptowego, które pokruszyłam drobniutko i zastąpiłam nim część mleka w proszku. Tak, że te czekoladowe nadziane jajeczka to też coś w rodzaju bajaderek. Można zrobić je tylko na mleku w proszku.
CZEKOLADOWE JAJECZKA NADZIANE PIJANYMI WIŚNIAMI
20 wisienek z wiśniówki
1/2 kostki dobrej margaryny ( dałam Palmę z Kruszwicy)
3 łyżki mleka
3 łyżki kakao
łyżka mąki ziemniaczanej
1/2 szklanki cukru
3/4 szklanki pokruszonego drobno biszkopta
3/4 szklanki mleka w proszku ( zwykłe niebieskie)
wiórki kokosowe i pokruszone płatki migdałowe do obtaczania
Margarynę ( na maśle kiepsko wychodzi , za bardzo się lepi), mleko, cukier i kakao rozpuszczamy w misce w mikrofalówce ( 2 min na 600 W) albo w garnku. Nie musi się zagotować. Mieszamy dokładnie do połączenia składników, dodajemy mąkę ziemniaczaną ( masa ma lepszą strukturę), mieszamy. Nadziewamy wisienki na widelczyk, maczamy w polewie i odkładamy na talerzyk do zastudzenia, potem do lodówki. Do reszty polewy dodajemy najpierw pokruszony biszkopt, a gdy przestygnie do temperatury pokojowej- mleko w proszku. Masa musi być tak gęsta, żeby się dała nabrać na łyżkę.
Odstawiamy do lodówki na 1, 5- 2 godziny. Potem nabieramy do ręki kulkę masy, spłaszczamy, wkładamy wisienkę otoczoną polewą, oblepiamy ją masą i formujemy jajeczko, tocząc je w dłoniach. Mnie z tej porcji wyszło 20 jajeczek – tyle wiśni mi zostało. Potem część obtaczamy w wiórkach kokosowych lub innych bakaliach, ale nie jest to konieczne. Wstawiamy na kilka godzin do lodówki, a potem obdarowujemy nimi naszych najbliższych.
Ja schowam w zimnym miejscu, bo tylko córcia o nich wie – pomagała mi robić. Panowie będą mieli niespodziankę, no chyba, że zajrzą na bloga… to całkiem możliwe, bo mój mąż śledzi ostatnio z zainteresowaniem postępy mojej nowej strony…
Aha, zdjęcia są robione na nowej serwetce, przeznaczonej do przykrycia koszyka ze święconką. Serwetki też mozna zobaczyć klikając u góry na odpowiednią podstronę.
Smacznego !