Myślałam, że po zrobieniu kartaczy, poradzę sobie z każdym ciastem… Zastanawiałam się, dlaczego tak dawno nie robiłam tego dania, bo moja 13-letnia córka nie pamiętała go w ogóle! No i dzisiaj przypomniałam sobie, dlaczego! Nie lubię ciasta klejącego się do rąk tak, że nie mam wyczucia w palcach! No bo tak : drożdżowe wyrabiam drewnianą łyżką, ucierane – pałką, inne – mikserem, nawet ciasto na pierogi najpierw mieszam łyżką w misce, wyrzucam na blat, gdy się nie lepi… Tarty nie robię… A ciasto na kartacze było z początku za rzadkie, ale się nie kleiło…
Nie pamiętałam dokładnie przepisu, tylko to, że są gotowane ziemniaki i twaróg. Przeglądając blogi, widziałam to jedno jajko, to trzy, więc postanowiłam dać dwa. Ale potrzebowałam więcej ciasta, bo miałam 20 śliwek , więc w końcu dałam trzy i więcej wszystkiego innego. Przejdźmy do szczegółów :
KNEDLE ZE ŚLIWKAMI
4 duże ugotowane ziemniaki
kostka twarogu półtłustego
1 i ½ szklanki mąki
3 jajka ( lepiej dać 2)
1/3 kostki stopionego masła
szczypta cukru, szczypta soli
śliwki
Śliwki otworzyć, wydrążyć i wsypać w środek cukier waniliowy z cynamonem ( Trochę, moje były bardzo słodkie). Ugotowane ziemniaki rozgnieść na puch, podobnie ser. Dodać jajka, wymieszać, dodawać mąkę i ostudzone masło. Myślę, że trzeba dać ciastu odpocząć, ja tego nie zrobiłam. Ciasto powinno byc plastyczne. Na początku takie było, więc bez problemów brałam po kawałku, rozpłaszczałam, wkładałam w środek śliwkę i zawijałam ją, posypując ręce mąką i formując nieregularne kulki. Druga partia była fatalna, ciasto nie dało się odrywać, kleiło do rąk, nie mówiąc o formowaniu kulek… Odpoczęłam chwilę, oskrobałam i umyłam ręce, podsypałam trochę mąki do ciasta i wymieszałam. Nabierałam kawałki na omączoną rękę i z trudem owijałam śliwki i formowałam kule. A potem poszło jak z płatka – ciasto plastyczne, śliwki zawijały się bez problemów i w miarę cienką warstwą. Stąd wniosek, że ciastu trzeba dać odpocząć… Gotowałam we wrzącej wodzie, 5 minut od wypłynięcia, po tyle, ile weszło jedną warstwą. Na szczęście z gotowaniem nie było problemów i nie rozpadły się nawet te pechowe…
Podałam je posypane cukrem i cynamonem, polane jogurtem. Nie napiszę, ile zjadł mój syn, bo straciłam rachubę… Za kilka lat może znowu zrobię, chyba, że wymuszą to na mnie wcześniej…
Smacznego!