Natalię z bloga Kulinarne podróże poznałam …dzięki temu cyklowi 🙂 Zauważyła „koci wpis” z Maciusiem Majany i zapragnęła przedstawić swoje koty na moim blogu ! Bardzo mi miło, że poznałam kolejną zakręconą kulinarną blogerkę i mam nadzieję , że spotkamy się kiedyś na jakimś blogerskim spotkaniu.
Jak koty pojawiły się w Twoim życiu?
Dom bez zwierząt jest pusty, cichy, nikt na Ciebie nie czeka, nikt z rana nie trąca noskiem, ‚wstawaj’! Jako dziecko miałam pieska, mój chłopak zawsze miał w domu koty. Stwierdziliśmy, że już dość czasu mieszkamy sami i padło na adopcję kotów. Od początku chcieliśmy kocie rodzeństwo, co dwa koty to nie jeden 🙂
Teraz, gdy są już u nas dobrze ponad dwa lata, wydaję się nie pamiętać, jak było ‚przedtem’, bez nich! Kocham je miłością absolutną! 🙂
Co w nich lubisz najbardziej?
Kocham wszystko! Każdy ma zupełnie inny charakter, ich wzajemna interakcja jest naprawdę fascynująca. Uwielbiam jak razem coś robią, coś knują, zastanawiam się tylko co się w tych kocich główkach dzieje. Taki ‚koci gang’. I Emi i Witek to masakryczne pieszczochy, nigdy nie mają dość, można robić z nimi wszystko. Sporo też psocą, czasem walczą aż leje się krew (dosłownie!), a potem śpią jeden na drugim, zwinięte w jeden koci kłębek.
Emi codziennie śpi ze mną, nosek w nosek. Ten moment, kiedy zasypiam i budzę się wtulona w jej ciepłe, pachnące futerko, jest niezmiennie najpiękniejszy.
Mięso! Jak to prawdziwi mięsożercy 🙂 Dostają świeżego kurczaka, najczęściej całe skrzydełko lub podudzie. Mamy wtedy w domu sceny jak z ‚national geographic’, każdy przeciąga swoją zdobycz w swoje ulubione miejsce i słuchać tylko trzask łamanych kości 🙂 Jedzą też serduszka z kurczaka, czasem żołądek, kawałek indyka. Witek lubi wołowinę, Emila obsesyjnie wylizuje noże z masła i talerzyki z oliwy.
Oba podkradają starty parmezan i wylizują skrupulatnie opakowanie po serku wiejskim.
Dla zainteresowanych kwestiami żywienia kotów, odsyłam do mojego artykułu – klik
Koty w kuchni
To przecież ich ulubione miejsce! 🙂 Wchodzą dosłownie wszędzie, i jak były małe mieliśmy z tym problem. Z anielską wręcz cierpliwością przygotowywałam posiłki ściągając naprzemiennie z blatu raz jednego raz drugiego malucha. Teraz jest już znacznie lepiej, wystarczy ściągnąć raz 🙂 Siedzą w kuchni zawsze jak coś gotuję, zaglądają do misek i garnków. Absolutnie nie mogę zostawiać nic na wierzchu – są w stanie otworzyć i zjeść naprawdę wszystko np. Emi jest w stanie zeskoczyć ze stołu z … 0,5 kg torebką cukru pudru w zębach, z czystej kociej ciekawości chce zobaczyć co tam też w środku jest 🙂 Emila często siedzi w zlewie, sprawdzając czy nie uchowała się czasem gdzieś kropelka oliwy, Witek ochoczo wkłada łapki do torebki z mąką, cukrem… Trzeba chować naprawdę wszystko!
Emi i Wituś uwielbiają też kulinarne sesje zdjęciowe – chcą być na każdym ujęciu! Czasem muszę się nieźle nagimnastykować chcąc mieć kadr bez kota 🙂
Wiele takich. Często, patrząc na nie, płaczemy ze śmiechu 😀
Zabawnie było, gdy jako maluchy, dorwały karton mleka, który nieopatrznie zostawiałam na 5 minut, pijąc kawę w innym pokoju. Po chwili tknęło mnie – jest za cicho, gdzie dzieci?! Wchodzę do kuchni, a tam armagedon. Karton przewrócony, podziurkowany ząbkami, i ze stołu na podłogę płynie w o d o s p a d mleka. W tym wodospadzie koty, okrągłe z przepicia jak dwie małe kulki… Masakra. Witek siedział i ulewało mu się górą… Nie muszę chyba opowiadać co potem działo się w kuwecie.
Żeby było zabawniej, ciąg dalszy historii nastąpił już kolejnego dnia. Tym razem odkręciły sobie butelkę z oliwą z oliwek 🙂 Całe koty i całe mieszkanie w oliwie 🙂 Od tego czasu zaczęłam doceniać ich spryt. Chowam wszystko.
Mówiłam już, że kocham moje koty?
Dziękuję za rozmowę 🙂
Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .