Ponad tydzień temu byłam na wyjeździe studyjnym projektu „Poznaj smak Doliny Wisły „, której trasa wiodła ” Między mostami” w okolicach Bydgoszczy , od Fordonu do Chełmna. Fordon , dawniej wieś a teraz nowa dzielnica Bydgoszczy – tutaj mieści się Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy i mieszka mnóstwo osób na nowych osiedlach. Od stycznia tego roku działa tu nowa linia tramwajowa i właśnie od niej zaczynałam. Kto jedzie do Bydgoszczy z Warszawy a ma na celu tę część miasta, niech pamięta, że warto wysiąść na stacji Bydgoszcz Wschód, gdzie prosto z peronu wjeżdżamy windą na przystanek tramwajowy na nowej estakadzie . W ten właśnie sposób odebrałam z pociągu Asię z Królestwa Garów i dotarłyśmy na miejsce zbiórki na Fordonie szybko i sprawnie. Asia była pod wrażeniem 🙂
Pierwszy etap podróży to Strzelce Dolne, królestwo śliwki i powideł z niej. Trafiliśmy na smażenie w kuprowym ( miedzianym) kotle -patrz zdjęcie u góry. Spróbowaliśmy śliwek ze starego sadu , które dzięki wilgotności podłoża mają specyficzny smak i dlatego powidła z nich smażone , bez cukru smakują tak pysznie. Próbowaliśmy ich prosto z kotła, jeszcze nie w ostatniej fazie, ale smak już można było wyczuć.
W gospodarstwie państwa Iwanowskich można kupić też inne lokalne przetwory, ogórki, cukinie a’la gruszki w occie – tymi ostatnimi się zainspirowałam i zrobiłam w domu z własnych, pokażę niebawem 🙂
W ubiegłą sobotę odbyło się tam doroczne Święto Śliwki z lokalnymi przysmakami.
Potem pojechaliśmy na szlak winnic – w pierwszej z nich, u pana Franciszka obejrzeliśmy winorośle rosnące malowniczo na wzgórzach nad Wisłą i domowe piwniczki, ale właściciel, który robi wina na potrzeby własne ich smak wolał zachować w tajemnicy… Podobno są duże problemy z uzyskaniem koniecznych pozwoleń na sprzedaż wina, lecz właściciele kolejnej lokalnej winnicy, Przy Talerzyku już na targach Travel &Taste w Bydgoszczy ( gdzie dostali Grand Prix) mówili mi, że jest już z tym o wiele łatwiej.
Dzień był upalny, a na wzgórzu Przy Talerzyku na zadaszonym, zacienionym miejscu do degustacji wiał lekki wiaterek i panował przyjemny chłód. Najpierw zobaczyliśmy rosnące winorośla i wysłuchaliśmy historii o winiarskiej pasji gospodarzy , Anny i Wiesława Janasińskich , która przerodziła się w sposób na życie.
Mało kto wie, że w tej części kraju produkuje się wina z własnych winogron. Przy Talerzyku, w okolicach Świecia nad Wisłą, rosną rośliny podobne do tych włoskich w Toskanii , klimat więc sprzyja uprawie winorośli. Jest tam ich siedem szczepów, produkuje się z nich wina białe i czerwone – zdaniem znawców te pierwsze są znacznie lepszej jakości.
Degustowaliśmy najpierw białe wina, do serów z mleka krowiego, nagrodzonych na niedawnym Festiwalu w Grucznie, od państwa Adamczyków ze wsi Kosowo. Opowieści o winie i serach połączone z degustacjami wprawiły nas w błogi nastrój i niespieszno nam było jechać dalej. Właścicielka agroturystyki w niedalekim Chrystkowie, Ela Kwiatkowska powiedziała swój wiersz o okolicach, ja zaś wpadłam w frywolny nastrój i dosłownie ” na kolanie” napisałam limeryk :
Pewna pani z Topolna
chciała upić się z wolna
więc napiła się wina
i dlatego przyczyna
że już nie chce dłużej być wolna…
Spotkał się z żywym aplauzem, a ja się ucieszyłam, bo dawno nie byłam w nastroju do limeryków – dopisałam go do odpowiedniej podstrony na blogu 🙂
Czerwonego wina próbowaliśmy do obiadu z gęsi w pobliskim Luszkowie. Najpierw zwiedziliśmy odrestaurowaną chatę mennonicką i usłyszeliśmy od przewodnika z biura podróży Copernicana z Torunia nieco o historii tych imigrantów , osiedlanych na trudnych do uprawy terenach .
Potem organizator imprezy, Piotr Lenart w towarzystwie Renaty Osojcy z agroturystyki w Topolnie dał pokaz rozbioru gęsi.
Zrobił na miejscu okrasę ze smalcu i świeżo zmielonego mięsa . Gęsi na obiad już się dopiekały i w towarzystwie lokalnych dodatków i czerwonego wina z Talerzyka smakowały doskonale .
Nastrój stawał się coraz bardziej błogi 🙂
Ale trzeba było ruszyć dalej , ku drugiemu mostowi, czyli do Chełmna. To piękne i pełne zabytków miasto, oglądaliśmy je z przewodnikiem . Po obfitej uczcie winno-serowej i obiedzie, w upale, chcieliśmy się ochłodzić i szukaliśmy lodów. Na rynku były tylko przesłodzone świderki , niemożliwe do zjedzenia . Poza tym – sobota po południu, wakacje, miasto atrakcyjne turystycznie, które potrafiło się zmobilizować na Walentynki i zdobyć w głosowaniu internetowym tytuł Miasta zakochanych… a tu pustki, żadnych atrakcji. Szkoda marnować taki potencjał, chyba trzeba by się solidnie zabrać za promocję … Piękny renesansowy ratusz na Rynku można podziwiać tylko przez chwilę, i co dalej proszę wycieczki ?
Z Chełmna pojechaliśmy do Otowic i przesiedliśmy się na wóz konny. Było już późne popołudnie , upał zelżał i przejażdżka była bardzo przyjemna. Pojechaliśmy odwiedzić agroturystyki w urokliwej wiosce Gzin . Stawy z nenufarami w Zaciszu natchnęły ubranego na biało szefa projektu Niech cię Zakole Piotra Lenarta na odtworzenie sceny z Nocy i dni – zdjęcie od obdarowanej wodnymi kwiatami Asi 🙂
Kolejny przystanek, to znana mi dobrze Gzinianka, więc podczas zwiedzania odpoczęłam sobie i napiłam się herbatki, podglądając zaprzyjaźnione koty. Przy okazji odebrałam mój pamiątkowy fartuch, który zostawiłam podczas gotowania i jedzenia w czasie Mięsopustu 🙂
Po przejechaniu kawałka drogi lasami wsiedliśmy do busa i zajechaliśmy na miejsce wieczornej uczty i noclegu – do restauracji Ostromeckiej. Powitała nas tam ( dosłownie) wystrzałowo Kujawska Brać Szlachecka , wystrzałem z hakownicy. Wyczyn ten powtórzył chwilę później Mikołaj, jeden z uczestników wycieczki i można to obejrzeć tutaj.
Zimny bufet rozpoczynający kolację był imponujący , od wędlin i serów po śledzie, opiekane ryby i galarety. Największym powodzeniem cieszyły się ozory wołowe :
Do picia był podpiwek kujawski i przepyszny kwas miodowy :
Na ciepło jedliśmy rosół jagnięcy z kołdunami, kotlety ze schabu ze świni puławskiej i kotleciki z combra jagnięcego :
Do tego lokalne dodatki – kilka rodzajów kapusty, z której słynie okolica, buraczki. Brać Szlachecka towarzyszyła nam nie tylko opowieściami, ale i pokazami – pojedynku, strojów, oręża a także pieśniami żołnierskimi z dawnych lat. Odtwarzali też scenki z literatury, w jednej z nich – ścinania nie, nie świec w świecznikach – to by było zbyt dosłowne – ale marchewek osadzonych zamiast świeć i ja miałam okazję się sprawdzić. Udało mi się, bardzo się ucieszyłam 🙂
Nasze zabawy zwabiły szefa kuchni, Krzysztofa Klarkowskiego, który zgodził się zapozować z blogerkami i częścią swojego dzieła 🙂
Następnego dnia po gawędzie przy śniadaniu i zwiedzeniu pałacu w Ostromecku z panem Jerzym Świetlikiem udaliśmy się do centrum Bydgoszczy , by zwiedzić pięknie odnowioną Wyspę Młyńską , przejść się mostkami :
Doszliśmy aż do Frymarku na Długiej- niedzielnego targu lokalnych produktów. Spotkaliśmy tam m. in. poznanych w sobotę znajomych :
Znany też z poznańskiego Zielonego Tragu Autostragan miał w swej ofercie również podpiwek ( dobry pomysł w tym upale) , poczęstunek więc przyjęliśmy z wdzięcznością . Jak widać na poniższym zdjęciu Pawełek zapraszał do zakupów w ciemno 🙂
Byli też wędliniarze, autorzy nagrodzonego w Grucznie dojrzewającego schabu, octy od Siadaka, słodkie i wytrawne tarty, pyszne naturalne lody , producenci gęsich wędlin, rolnicy z ekologicznymi warzywami i owocami, wszechobecne teraz chałwy… – wszystkiego nie dam rady wymienić. Towarzyszący nam na wyjeździe Krytyk Kulinarny robił wywiady do Jem Radia , pewnie niedługo można będzie tam o Frymarku usłyszeć.
Miejsc , które można odwiedzić na kulinarnym szlaku Zakola Dolnej Wisły jest wiele, my byliśmy ich testerami. Warto zadbać o to, by dowiedziało się o nich więcej osób , zwłaszcza teraz, gdy Polacy mniej chętnie jeżdżą za granicę i miejscowości nadmorskie i górskie przeżywają oblężenie. Malowniczo położone agroturystyki, usytuowane niedaleko miast wartych zwiedzania, połączenie pobytu na wsi , ze swojskim, pysznym jedzeniem z wizytami w ciekawych miastach to dobry pomysł na wakacje, tylko trzeba turystów o tym przekonać.