Blue Megi, autorkę bloga Rogalikznam z sieci niemal od początków Durszlaka – prowadzi od dawna akcję śliwkową i przy niej się poznałyśmy. Na żywo spotkałyśmy się dopiero niecały rok temu na warsztatach Lubelli . Bardzo lubię jej blog za pyszne domowe przepisy, recenzje książek i podobne do mojego zdanie na temat celebrowania wspólnych posiłków 🙂
Jak kot pojawił się w Twoim życiu ?
Pierwszy kot, a dokładniej mówiąc kotka rosyjska niebieska w naszym domu pojawiła
się 7 lat temu. Była to przemyślana decyzja dotycząca wyboru rasy o oczekiwanym
usposobieniu oraz z przyjaznej hodowli. Junonka przyjechała do nas z Torunia jako
trzymiesięczny kociak. Decyzja o następnym kocie była podyktowana chęcią
zapewnienia Junonie towarzystwa. Zdecydowaliśmy się tym razem na kocura
brytyjskiego z tej samej hodowli. Oliwier ma trzy lata, jest ogromnym kotem i
strasznym łasuchem .
Co w nich lubisz najbardziej ?
Podobno tam, gdzie mieszka kot rosyjski niebieski, tam mieszka szczęście . Junona
jest wielkim pieszczochem o pluszowym futrze w błękitno-stalowym kolorze. Jest
niezwykle lekka i zwinna. Uwielbia spanie na kolanach i dogrzewanie właścicieli.
Z kolei Oliwier jest jej zupełnym przeciwieństwem. O prawie 6 kilogramów cięższy,
porusza się wolno i jest bardzo ciekawski. Lubi pieszczoty, ale tylko od wybrańców 😉
Uwielbiam jego misiowatą sylwetkę i gęste futro.
Kot w kuchni
Koty są moimi nieodłącznymi kompanami podczas gotowania. Bacznie obserwują
wszystko co robię i czasem zdarzy im się przemknąć ukradkiem obok garnków na
płycie kuchenki. Oczywiście przeszkadzają w robieniu zdjęć, wchodząc w kadr i
usiłując sprawdzić co też takiego dobrego pojawiło się na stole.
Co jadają Twoje koty ?
Koty jadają suchą i mokrą karmę dobrej jakości, ale także od czasu do czasu mięso
lub rybę. Oliwier gustuje również w serkach homogenizowanych i jogurtach a Junona
w domowym cieście.
Miło mi było bardzo, kiedy w relacjiz blogerskiego pikniku nad Wartą naszej młodej blogerki Karmel-itki zostałam nazwana ” blogową mamą”. Nie wiem, co mam w sobie, ale znajomi ( nawet ci tylko z sieci) i przyjaciele chętnie mi się zwierzają a ja staram się pomóc, jak umiem i czasem mi się to udaje. A jak wiadomo – mama to i dzieci 🙂
Cieszę się bardzo, że w naszej Wielkopolskiej Grupie dzieci blogerek wciąż przybywa. Na pierwszym spotkaniu w ciąży była Gosia z Amku- Amku ( zdjęcie powyżej, autorstwa Renaty ). Zabrała sobie wtedy do domu moje kiszone ogórki ( do ich tematu jeszcze wrócę).
Jakiś czas potem przyjechała do mnie na jabłka i dwa dni później urodził się Tymuś ( nota bene w dniu urodzin mojego brata, dlatego dobrze pamiętam tę datę).
Nad Wartą dwuletni już Tymuś wcinał z wielkim apetytem wegańskie muffinki ( jest alergikiem) , które mu upiekłam, wołając ku mojej radości „ciocia mniam mniam ”
Na pikniku tak ciepło opisanym przez Adę była jeszcze Zosia, córeczka Rybki zwanej Martą .
Obok dzieci znajomych i przypadkowych spacerowiczów, które chętnie częstowały się blogerskimi przysmakami 🙂
Na rejsie z piknikiem i Święcie Pyry dołączył do nas Kuba co gotuje z blogującą o dzieciach Gosią i małym Grzesiem :
Podczas niedawnej blogowej Wigilii Ania z Green Plums przyjechała z malutką Polą , którą się zaopiekowałam gdy Ania była zajęta . Bez problemów, bo Pola z wizyty u Ani zapamiętałą mój zapach, więc ufnie się przytuliła i usnęła 🙂
Pola ma już nieco starszego „partnera”, też Tymka, Ani z Everyday Flavours, spotykają się razem ze swoimi przyjaźniącymi się od dawna mamami. Tysia , którą poznałam na warsztatach fotograficznych ze sporym brzuszkiem ma raczkującego już Gabrysia. Czekamy też na małą Pin-upkę, która ma przyjść na świat za kilka miesięcy.
Jak widać, „blogowych” dzieci mam sporo, ale swoich mam trójkę i tu przejdę do najmłodszej córki, założycielki mojego bloga.
Prowadzi ona bujne życie towarzyskie i mam to szczęście, że znam większość jej przyjaciół. Dla nich najważniejszym wydarzeniem roku jest wyjazd na Przystanek Woodstock. To ich doroczne święto, odliczają do niego dni, wspominają.
Bywają też u nas w domu, są wielbicielami mojej kuchni i bloga . Część ekipy jest ze Śląska, tam ludzie lubią gotować i cenią smaczne jedzenie 🙂 Ich przyjaźń odzwierciedla wioskowa flaga, dzieło mojej córki .
Napiszę więc o „Chopach „: Kulek opowiada na Woodstocku o tym, jak kiedyś przez miesiąc gotował dania z mojego bloga codziennie i o improwizowanym grillu u nas podczas majówki, na kilkanaście osób ( Kasia, Pati dzięki za pomoc przy sałatkach). Owczar wspomina ciasto z mikrofalówki i szare kluski, Kulawy przyjechał na 18-tkę córy samodzielnie i ledwo dopiął spodnie na koniec weekendu 🙂 A wszyscy uwielbiają moje kiszone ogórki. Co roku córka targa spory ich słoik w plecaku dla ekipy i są zjadane niemal ceremonialnie, oczywiście jako zagrycha A i sok z nich jest doceniony dzień później 🙂
W ubiegłym roku wysłałam pozdrowienia dla ekipy w środę poprzedzającą Przystanek Woodstock i Jurek Owsiak przeczytał je. Podpisałam się mama Grażyna i spytałam ekipę, jak smakowały kiszone ogórki – Jurek w ciemno odpowiedział – no pyszne były 🙂 nagrałam to sobie na pamiątkę 🙂
I tu wrócę do tematu małych dzieci, no bo ogórki to przysmak mam w ciąży.
Niestety mam takich charakter, że czasem zamartwiam się na zapas. Jak widzę blogerkę piekącą ciasto o piątej rano, to od razu pytam, czy wszystko w porządku.
Mam nadzieję, że z „blogowymi dziećmi’ będzie wszystko w porządku. Ale gdyby ( odpukać trzy razy w niemalowaną blogerską deskę do robienia zdjęć) komuś coś się stało, to bezpieczniej się czuję wiedząc, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy wyposaża szpitale w sprzęt ratujący ich życie i pomagający im wrócić do zdrowia.Niech gra do końca świata i dzień dłużej .
Link do aukcji jest tutaj , można wystawić coś od siebie, można kupić.
Podaję też linka do akcji Gastronomia na WOŚP , wspieranej m. in przez kolegę z blogerskiej grupy.
Dziś tradycyjny początek karnawału, można więc nieco poszaleć kalorycznie i zjeść coś pysznego, tym bardziej , że za oknem lekki mróz. Zrobiłam moje ulubione racuchy z drożdżowego ciasta, jakich mam już kilka rodzajów na blogu. Te są z dodatkiem mąki kukurydzianej, którą mieszałam z pszenną już przy chlebkach i wytrawnym rogalu. W słodkim cieście racuchowym doskonale się sprawdziła i nadała placuszkom piękny słoneczny kolor. Aromatu i bezpieczeństwa przy smażeniu dodała porcja malinowej, dość mocnej nalewki .
RACUCHY LEKKO KUKURYDZIANE Z MALINOWYM AROMATEM
300 g mąki pszennej i 200 kukurydzianej
30 g świeżych drożdży
szklanka mleka
80 g masła
3-4 łyżki cukru
szczypta soli
3 jajka
50 ml nalewki malinowej ( nie tylko daje aromat, pomaga wyrastać i zabezpiecza przed przypalaniem podczas smażenia)
olej do smażenia
cukier-puder do obtoczenia
Drożdże rozrabiamy z łyżeczką cukru w miseczce, dodajemy 1/2 szklanki letniego mleka, mieszamy, posypujemy łyżką mąki i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na ok 10 min.
Masło topimy i studzimy do temperatury ciała. Cukier roztrzepujemy lekko z jajkami.
Do miski wsypujemy obie mąki i sól, , dodajemy stopniowo mieszając drewnianą łyżką wyrośnięte drożdże, jajka z cukrem, nalewkę i , resztę mleka i stopione masło. Wyrabiamy dokładnie ukośnymi uderzeniami drewnianej łyżki, aż ciasto będzie odstawać od brzegów miski i pojawią się pęcherzyki powietrza. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości na 30-50 min.
Rozgrzałam patelnię z olejem ( 2-3 mm warstwa) i zmniejszyłam płomień na średni. Kładłam łyżką owalne racuszki na cienką warstwę oleju, po około 5 minutach już wyrosły i się ścięły , od dołu zrumieniły i można je była przewracać na drugą stronę. Nie przylegały do patelni i łatwo się przewracały. Dosmażyłam z drugiej strony na rumiano.Po odsączeniu na papierowym ręczniku obtaczałam je w cukrze-pudrze.
Wyszły pyszne, aromatyczne i złociste. Jak znam życie w karnawale będzie ich jeszcze sporo, zatem uważam sezon racuchowy 2015 za rozpoczęty bardzo pomyślnie 🙂 Te już zniknęły w szybkim tempie …
Uwielbiam serniki w każdej postaci a ten deser powstał dlatego, że nie jestem dziś w dobrej formie ( wiosenny wiatr za oknem w styczniu wyprowadza z równowagi, dziś o trzeciej w nocy rozmawiałam z dwoma blogerkami w sieci…).
Robi się go szybko, a na dodatek skorzystałam z doświadczenia znajomej blogerki i nie zalałam bazy- pokruszonych pierniczków alkoholem. Na pierniczkach jest masa serowa z malinami, białą czekoladą i masłem a wierzch posypany jest też czekoladą ale ciemną, tartą . Całość wieńczą młode gałązki mięty, które poczuwszy wiosnę w styczniu ( niczym moje koty) , wyszły na powierzchnię ziemi 🙂
Maliny z kompotu ( otworzyłam akurat aromatyczne z syropem z kwiatów czarnego bzu) mieszamy z cukrem , po chwili miksujemy lub rozgniatamy widelcem, jeśli nie chce się nam uruchamiać maszyny ( ja tak zrobiłam ).
Białą czekoladę wraz z masłem topimy w kąpieli wodnej lub w mikrofalówce. Studzimy i dodajemy do twarogu mieszając powoli i dokładnie. Następnie dalej mieszamy i dodajemy słodką masę malinową. Na tym etapie możemy dosłodzić, jeśli nam za mało słodyczy 🙂 Wstawiamy do lodówki na co najmniej pół godziny. Jeśli spróbujecie tej masy to wierzcie, będzie to trudne 🙂
Na dno szklanek lub pucharków sypiemy pokruszone pierniczki lub ciastka. Na to nakładamy schłodzoną masę , posypujemy startą ciemną czekoladą ( najlepiej gorzką, dla kontrastu ) i ozdabiamy listkami mięty, jeśli je mamy. Bez nich deser też będzie dobry .
U mnie akurat w porze podwieczorku przyszła córa z koleżanką , która z braku innych dzieci w domu pełni funkcję zastępczego rodzeństwa 🙂 Deser zniknął błyskawicznie z pucharków , więc chyba smakował .
Sałatki to jedna z moich ulubionych form spożywania jedzenia. Takie z dodatkiem ziaren są bardzo pożywne i mogą stanowić samodzielne danie, np w pudełeczku noszonym do pracy. Warzywa najchętniej dodaję świeże, mogą być też grillowane a w zimowym sezonie – kiszone lub marynowane ze słoiczków.
W tej ze słoika są tylko kiszone ogórki, poza tym wszystko świeże. Bazą jest kasza pszenna, którą po raz pierwszy dostałam z Lubelli
SAŁATKA WARZYWNA Z KASZĄ PSZENNĄ
1/2 woreczka kaszy pszennej Lubelli
czerwona , żółta i zielona papryka (może być konserwowa)
Kaszę gotujemy według przepisu ( jest w woreczku ). Surowe warzywa kroimy na kawałki, solimy , dodajemy koperek, zostawiamy na 10 minut. Potem mieszamy z rozdrobnioną widelcem kaszą ( robimy to jak z kuskusem) , dorzucając kawałki kiszonych ogórków.
Posypujemy to pieprzem z młynka i ziołami ( mogą być inne , jakie lubimy) , wlewamy oliwę i ocet winny , mieszamy dokładnie. Zostawiamy 20-30minut w lodówce, do przegryzienia.
Sałatka smakiem przypomina nieco te z kuskusem, ale ma przyjemniejszą fakturę , kasza pszenna jest większa. Zrobiona jest z pszenicy durum i doskonale podkreśla smak warzyw.