Czasami powrót kucharza do rodzinnego miasta daje bardzo ciekawe efekty. W restauracji ZŁoty Róg w podpoznańskim Kostrzynie od dwóch miesięcy szefem kuchni jest pochodzący z tego miasta Piotr Markowski, który doświadczenie zawodowe zdobywał za granicą a w Poznaniu wykorzystywał je m. in. w Blow Up Hall 5050 czy nie istniejącej już Jadalni. W kostrzyńskiej restauracji, pełniącej wiele funkcji ( duże imprezy, menu barowe, okolicznościowe ) ma spore pole do popisu a dzięki jego niewątpliwym talentom kulinarnym restauracja w zabytkowym budynku przy rynku może przyciągnąć wielu klientów.
Spotkaliśmy się tam blogerską grupą by wraz z innymi gośćmi właścicieli restauracji wyrobić sobie opinię o tym miejscu. Przy okazji ( dziękuję Gosi ze Smaków Alzacji za zaproszenie) mogliśmy nieco powspominać, bo od 2012 roku tych spotkań było sporo a ostatnio mają tendencję malejącą… I jak zwykle od razu skupiliśmy się na zdjęciach do relacji , bo taka już nasza specyfika 🙂
Menu degustacyjne było bardzo różnorodne, bardzo smaczne i przy tym lekkie, mogłam więc bez wyrzutów sumienia próbować wszystkiego przy mojej kolejnej próbie jedzenia mniej kalorycznie. Już pierwsza przystawka ( zdjęcie pierwsze w relacji) – łosoś islandzki marynowany w cytrusach z musem z rokitnika i jabłka , z chipsem jaglanym zachwyciła mnie smakiem – cytrusowe nuty łososia wzmocnione rokitnikowym musem dawały uczucie niezwykłej świeżości.
Ciepła przystawka , wątróbka z sarny też wiele zyskała dzięki dodatkowi puree z gruszki konferencji i chrupiącego orzechowego chlebka. Wprawdzie fanką chipsów i tego typu dodatków do dań to ja nie jestem, ale wszelkie musy, emulsje i puree w wykonaniu Piotra Markowskiego były rewelacyjne, w naszym kącie stołu nazwaliśmy Chefa „Mistrzem musów” 🙂
Kolejny mus, czyli zupa-kem z topinamburu powalił nas na kolana. Smakował rewelacyjnie, a kasztany prażone na palonym maśle były doskonałym dodatkiem .
Ryby to to, co lubię szczególnie , z radością powitałam więc kolejne danie- pieczoną polędwicę z dorsza podaną z chrupiącą posypką z pistacji, z dodatkiem zjawiskowego w smaku veloute z zielonej pietruszki i jarmużu. Ryba była bardzo delikatna, słone pistacje podostrzały jej smak a zielony esencjonalny sos doskonale wszystko uzupełniał. Pyszne to było bardzo:)
Od jakiegoś czasu zauważyłam, ze francuski zwyczaj podawania lodów między daniami głównymi sporej biesiady przyjął się i u nas w dobrych restauracjach. Wprawdzie mieliśmy do dyspozycji porcje degustacyjne, ale dań było sporo, więc z chęcią zrobiliśmy sobie miejsce na kolejne kulinarne doznania za pomocą lodów jogurtowych z – uwaga – musem z rokitnika, kolejny mus i znów znakomity 🙂
Daniem głównym był comber jagnięcy , z kolejną emulsją- z pasternaku , podany z kaszą orkiszową. Mięso miało doskonałą konsystencję, sos z niego bardzo esencjonalny, kasza orkiszowa kremowa jak w zapowiedzi a pasternak w tej postaci smakował także tym, którzy go normalnie nie lubią. Wszystko harmonijnie do siebie pasowało , przy stole wywiązała się dyskusja o korzystnych właściwościach kasz i ich przewagą nad popularnymi w Wielkopolsce ziemniakami. Jagnięcina jako mięso też się spotkała z dużym uznaniem, co zapewne ucieszy propagatorów tego mięsa z moich rodzinnych stron.
Deseru spróbować już nie zdążyłam , mimo, ze wydawało się że mam dość czasu na wszystkie dania ( ja jak Kopciuszek muszę czasem wyjść wcześniej z imprezy, by zdążyć na ostatni bus z Poznania do domu) , w sumie nie wiem, czy bym go nawet zmieściła. Dostałam zdjęcie od Gosi a z relacji reszty uczestników słyszałam, że mus czekoladowy z bezą i sałatką z mango i chili smakował wszystkim jak i pozostałe pyszne musy 🙂
W miedzyczasie rozglądałam się po restauracji, spojrzałam w menu, zauważyłam, że jest osobne barowe i to bardzo ciekawe. Ważne jest, że w tej restauracji dania są z wysokiej półki a ceny dostosowane do specyfiki niedużego miasta i to wróży temu lokalowi powodzenie . Jeśli będziecie przejazdem w Kostrzynie zajrzyjcie tam na pewno , a i specjalnie z Poznania warto się tam wybrać na rodzinny obiad czy spotkanie przyjaciół. Zapraszam także na relację kolegi, który poświęcił też deser, by mnie dowieźć na czas do Poznania . To niedaleko 🙂