Na kolejny koncert Korteza , który odbył się w ubiegłą niedzielę nie miałam daleko, mogłam się więc wykazać kulinarnie w całej okazałości. To był koniec karnawału a moją specjalnością w tym czasie są drożdżowe racuszki , nasmażyłam więc na świeżo ich sporą ilość. Dodałam do ciasta serek waniliowy, sok z mandarynki i mój tajny składnik odziedziczony po Mamie – łyżkę smakowego alkoholu. Tym razem była to aromatyczna nalewka z dzikiego bzu , zgodna ze słowami przeboju ” Z imbirem ” – sypnęłam cukru, narwałam bzu , przemacerowała się od lata i teraz bardzo się przydała . Racuszki w kartonie wyglądały imponująco 🙂
Są zrobione z tego przepisu, z dodatkami, o których wspomniałam. Jak zwykle spotkałam się z ekipą Korteza przed koncertem, by dostarczyć muzykom „bombę kaloryczną ” . Smakowały wszystkim , najbardziej Kortezowi, który zamówi sobie powtórkę przy następnej okazji. Spodobała mu się też regionalna nazwa tego specjału, bo na moich rodzinnych Kujawach mówi się na nie „ruchanki”, od ruszającego się przy smażeniu drożdzowego ciasta.
Bomba kaloryczna chyba podziałała, bo na koncercie artysta wraz z towarzyszącymi mu muzykami dał z siebie wszystko .
Zaczęło się jak zwykle spokojnie i nostalgicznie przy gitarze, potem wokalowi Korteza, który uwielbiam towarzyszyła muzyka bardzo różnorodna i dynamicznie się zmieniająca – Kortez kilka razy przenosił się od gitary do pianina, podobnie Doman a Olek wraz z pomagającym mu Robertem zwanym Miśkiem instrumentalnie brzmiał za pół orkiestry. W pewnym momencie ( chyba przy nowym kawałku „Już nie pamiętam” ) Kortez siadł do pianina jednocześnie trzymając gitarę ! To była bardzo melodyjna i nastrojowa piosenka , aż zachęcała do przytulanego tańca… Nowe było też bardzo emocjonalne i rytmiczne „Czy to już dno” . Nie mogę sie doczekać studyjnych wersji nowości, by ich spokojnie posluchać i wyłapać wszystkie niuanse.
Jak już pisałam w relacji z Poznania , piosenki z nowej płyty na koncercie przeplatają się z tym z pierwszej, tworząc niezwykły klimat . Po kilku najbardziej emocjonalnych przychodziły te lżejsze, nastrój był odpowiednio rozłożony i cały koncert zostawił niezapomniane wrażenie. Mnie jak zwykle łzy zakręciły się przy Zostań... Na koniec było kilka solowych bisów Korteza, takie kameralne wykonania mają swój specyficzny urok.
Po koncercie i chwili oddechu Kortez jak zwykle spotkał się z fanami. Dla mnie tym razem były to też niezwykłe chwile, bo podczas koncertu jedna z fanek ( znała piosenki na pamięć, bo nuciła je ale na koncercie była po raz pierwszy) …rozpoznała mnie za zdjęć z fanowskiej grupy Korteza , jako „panią od ciasta” . Szybko przeszłyśmy na ty, wymianiłyśmy wrażenia , opowiedziałyśmy sobie o emocjach jakie nam towarzyszą przy słuchaniu muzyki Korteza i zrobiłyśmy sobie zdjecia, wspólne i z artystą 🙂
Na drogę zostawiłam jeszcze ekipie Korteza placek szpinakowy, wytrawny, bo kiedyś wspomniałam , że taki robię i wzbudził zainteresowanie . Zimowo-wiosenna trasa koncertowa Korteza jest bardzo wyczerpująca, ale cieszy się powodzeniem, bo bilety rozchodzą się błyskawicznie . Muzycy pracują wciaż nad nowymi brzmieniami, miałam szczęście wejśc pod koniec próby i słyszałam jak coś zabrzmiało inaczej, lepiej i zostało już włączone do koncertu.
Przepis na podobny placek jest tutaj, ten był z dużą ilością ziół i suszonymi pomidorami. To, co zostało zjedzone po koncercie spotkalo się z pochwałą. Ciesze się niezmiernie, że realne efekty mojego blogowania i gotowania zostają docenione w tak niezwykłych okolicznościach. Relacje z poprzednich koncertów z akcji z ciastem można zobaczyć tutaj .
Do zobaczenia na trasie 🙂
Ale miał ten Kortez z Tobą dobrze ! Jego ekipa tez przy okazji podjadła 🙂
To ja mam z nimi dobrze 🙂 każdy koncert to niezapomniane przeżycie …