Od ponad dwóch tygodni przebywam na kuracji w Ciechocinku i nie byłabym sobą, gdybym nie odwiedziła położonego nieopodal mojego ukochanego Torunia. Zabrałam ze sobą koleżanki , z których jedna była w Toruniu pierwszy raz. Na wizytę wykorzystałyśmy jedyną jak dotąd słoneczną niedzielę i trafiłyśmy na akcję „Toruń za pół ceny „.
Wędrując najpierw po toruńskiej uroczej Starówce, od Krzywej Wieży poprzez bulwary nad Wisłą i ulicę Kopernika spotkałyśmy samego Wielkiego Astronoma, który szedł witać wycieczkę nalewkami i piernikami :
Okazało się, że pod postacią najsłynniejszego Torunianina kryje się znany mi z podróży studyjnej przedstawiciel Biura Podróży Copernicana.
Jednak dla naszej małej wycieczki to ja byłam przewodnikiem i po zwiedzeniu Katedry św. Janów i odwiedzeniu sklepu z piernikami na ulicy Kopernika dostrzegłam ogłoszenie o akcji „Toruń za pół ceny”. Sprawdziłam w sieci najbliższe atrakcje i po obiedzie poszłyśmy do piernikarni Pod Trzema Koronami ( Rynek staromiejski 21) na warsztaty pieczenia pierników.
Powitała nas mieszczka Katarzyna, która najpierw wprowadziła nas w temat :
Najpierw opowiedziała o cieście piernikowym , które składa się z mąki , często żytniej, ciepłego miodu i korzennych przypraw. Dawniej piernik był ciastem wytrawnym, mocno przyprawionym . Pokazała nam przyprawy i opowiedziała o ich pochodzeniu – do pierników wykorzystuje się nie tylko imbir, cynamon, goździki czy anyż , ale też gałkę muszkatołową, kardamon i pieprz. Słowo „pierny” dawniej oznaczało „pieprzny” . Według legendy ciasto wymyśliła uboga właścicielka odziedziczonej piekarni, Katarzyna a król, który przejeżdżał przez Toruń zachwycił się nim i nadał jej przywilej jego wypiekania. Dzięki temu dziewczyna wzbogaciła się i mogła wyjść za ukochanego, syna bogatych piekarzy.
Potem zabraliśmy się do pracy :
Zostaliśmy wyposażeni w kawałki ciasta , wałki i drewniane tradycyjne foremki, najpierw pod okiem mieszczki Katarzyny i jej czeladnika wyrabialiśmy ciasto tak, by lepiło się do rąk, potem omączone lekko wałkowaliśmy na wielkość foremki i grubość 3-4 mm.
Foremki smarowaliśmy lekko olejem i potem starannie wciskaliśmy w nie ciasto a resztki odcinaliśmy drewnianymi nożykami.
Ja miałam łatwe zadanie, bo moja foremka była okrągła , ale kto miał np. koguta, to musiał nieźle manewrować nożykiem. Foremki też były przydzielone w określonej ilości dla wytwórców pierników przez przepisy cechowe, ale radzono sobie tym, bo niektóre były dwustronne.
Podczas gdy pierniki się piekły wysłuchaliśmy jeszcze legendy o tym, jak powstał kształt ciastka katarzynki . Zakochana dziewczyna chciała upiec ciasto z myślą o swoim chłopaku , połączyła więc ze sobą szczytami dwa serca i z boku dołączyła obrączki. Inna wersja mówi o leniwej mieszczce, która przegapiła moment wyrabiania ciasta, było już bardzo twarde i pomogła sobie w wyrabianiu pewną częścią ciała, która daje duży nacisk 😉
Ciasto na piernik dojrzewający teraz nastawiamy na kilka tygodni, a dawniej leżakowało sporo dłużej… Jak rodziła się córka , to zagniatano na pierniki, który pieczono na jej wesele 🙂 Stąd do dłuższego leżakowania wybierano cięższą mąkę , przeważnie żytnią.
Ja o pochodzeniu piernika słyszałam też nieco inną opowieść i to raczej nie jest legenda. Dawniej przyprawy były drogie i ciasto piernikowe na miodzie było sposobem ich konserwowania. Potem je ścierano drobno i stosowano jako przyprawę. Tak opowiadał i Profesor Dumanowski i Maciej Nowicki z kuchni w Wilanowie . Ale czym było by życie bez legendy ? W Toruniu pierniki to zasługa zakochanej piekareczki Katarzyny 🙂
Gdy pierniki się upiekły dostaliśmy każdy swój ze stosownym komentarzem prowadzącej warsztaty . Mój wyszedł nieco niewyraźny… ( zdjęcie górne po prawej). Muszę się nad tym zastanowić 🙂
Spędziłam z nowymi znajomymi przemiłe chwile, warsztaty były miłym dopełnieniem wycieczki do Torunia – do czego wszystkich zachęcam .