Dziś nadeszła pora na moje koty – wczoraj Nuki, ten bardziej „mój” miał siódme urodziny. Mieszka u nas ze swoją mamą Fridą.
Koty u mnie swobodnie poruszają się po terenie domu, ogrodu i sąsiednich posesji. Przyjmują tez kocich gości, nie wszystkich – muszą sobie jakoś na to zasłużyć. Frida raczej przegania intruzów, inaczej Nuki – widać, że zawiera prawdziwe przyjaźnie. Kiedyś przyłapaliśmy go, jak jednego ze swoich kumpli oprowadzał po domu i pokazywał mu piętro. Ale ulubionym miejscem kocich spotkań jest u nas trawa pod krzakiem bzu :
Ale, jak każdy z moich gości, wrócę do początku :
Jak kot pojawił się w twoim życiu ?
Wszystko zaczęło się z Zajączkowie, uroczej wiosce nad jeziorem, gdzie dawno temu byłam na wczasach z pierwszym dzieckiem, oczekując narodzin drugiego. Poszliśmy z córcią na wieczorny spacer w pobliże lasu i na jej pytanie, czy w Zajączkowie są zajączki , wkręcając ją pokazaliśmy szarego kota pomykającego nieopodal.
Osiem lat temu mąż z córką przejeżdżał autem przez Zajączkowo i zobaczył przy drodze pałętające się dwa małe czarne kotki z białymi plamkami. W drodze powrotnej nadal były, wyglądały na opuszczone i samotne. Akurat niedawno mąż rozmawiał ze znajomym, że chciałby czarnego kota z białymi plamkami. Moje córki kota chciały od zawsze, ale ja się nie zgadzałam, bo …bałam się kotów ! Zapadła szybka decyzja – zabieramy je ! Najpierw zostały schowane w duże koperty po dokumentach, potem w kartonik od pani z wiejskiego sklepu.
Ja byłam w szoku jak je zobaczyłam, ale nie chciałam robić przykrości dzieciom. U nas została kotka z białym „bikini”, nazwane przez młodszą córcię Fridą, kot Albert z białą plamką pod szyją powędrował do znajomego , też do domu z ogrodem.
Fridę ledwo tolerowałam, karmiłam ją, czasem pogłaskałam. Postanowiliśmy pozwolić jej raz mieć dzieci przed wysterylizowaniem, urodziła trójkę . Pierwszy , czarny z białym krawacikiem jak jej brat, dostał imię indyjskiego boga ciemności Nuk, zmienione potem na Nuki. Jego siostry miały białe plamki – Bikusia jak mama a Skarpecia – skarpetki, pyszczek i wąsy. Po czasie karmienia ( oj, zakocony był dom 🙂 siostrzyczki Nuka powędrowały do znajomych na wieś a on sam miał wraz ze starszą córką miał zamieszkać na jej stancji w Poznaniu.
Ale córka pojechała na stypendium do Hiszpanii i Nuki został z nami w domu. Ja zmagałam się wtedy z czarną depresją i nienawidziłam siebie za własną bezsilność. Nuki to wyczuł i postanowił mi pomóc. Kiedy leżałam z rozłożoną książką kładł się na niej i domagał się, by go głaskać. Bawił się też jak mały psiak – uwielbiał biegać za rzuconą mu żelową kulką , albo nawet papierową, dryblował nią zabawnie niczym wytrawny piłkarz i w końcu przynosił mi ją rzucając na kolana i domagając się, by mu rzucić ponownie 🙂 zmuszał mnie do aktywności i po pół roku doszłam zupełnie do siebie. Zaserwował mi prawdziwą felinoterapię i dlatego czasem uchodzą mu na sucho te czy inne wybryki, bo wszyscy doceniają jego istotny wkład w moje dobre samopoczucie.
Co w nim lubisz najbardziej ?
U Nuka cenię jego kontaktowość , daje się przytulać, gada dużo po kociemu, zwłaszcza jak wraca z nocnych wypraw. Przybiega też czasem na zawołanie, tak, że nie bardzo typowy z niego kot. Bardzo lubię jego towarzystwo gdy jestem sama w domu, bo na prawdę , jest z kim pogadać 🙂 Ma też koci „szósty zmysł ” – gdy leżałam ze złamaną nogą zeszłej zimy , kładł się obok i mruczał a czytałam w kilku źródłach, że kocie mruczenie wydziela ultradźwięki o leczniczej częstotliwości.
Frida za to po kobiecemu wyczuwa moje niepewne nastroje, wtedy kładzie się obok mnie w pocieszającej pozie. Zazwyczaj ona towarzyszy moim dzieciom , rezyduje na ogól na piętrze domu, Nuki opanował parter i naszą sypialnię 🙂 Wprawdzie mnie okazuje największą miłość , ale to mojej młodszej córce pozwala na wszystko, nawet na wspólne leżenie na huśtawce 🙂
Kot w kuchni
Moje koty interesują się moimi poczynaniami w kuchni zazwyczaj , gdy kroję surowe mięso. Wątróbka wywołuje największe zainteresowanie, dostają swoje porcje na surowo od czasu do czasu. Ale i zapach świeżo upieczonego ciasta przywołuje je pod piekarnik . Nuki to łasuch i gdy zajadam ciasto , to muszę go poczęstować krusząc sobie na rękę. Lubi sernik i drożdżowy, a ciasta z polewą czekoladową muszę pilnować, bo czasem polewa znika w tajemniczy sposób 🙂
Za to obydwa koty wykazują zainteresowanie podczas robienia zdjęć na bloga. Fridę muszę często przeganiać z serwetki na zdjęciowym stanowisku ;
Nuka zaś wypraszam z jego ulubionej huśtawki, bo jej faktura to dobre tło i stanowisko na powietrzu :
Co jada twój kot ?
Zazwyczaj jedzą karmę dla kotów sterylizowanych, z puszek lub saszetek, sporadycznie suchą. Ale obydwa interesują się ludzkim jedzeniem, przy nieuwadze Frida potrafi łapką wyjmować chipsy z otwartej torebki albo płatki z miseczki z mlekiem 🙂
Oczywiście są pierwszymi 'stołownikami” gdy rozpalamy grill a i potem interesują się tym, co na ogrodowym stole 🙂
Najzabawniejsza historia
Powszechną wesołość wywołuje Nuki na ogrodowej huśtawce. Zaobserwował, że jak wskoczy na nią z impetem, to ona się huśta wraz z nim i uskutecznia te skoki w pocieszny sposób. Cały czas obiecujemy sobie to nagrać, ale jakoś nam się jeszcze nie udało. A jak jest na huśtawce i widzi kogoś obok, to głośnym miauczeniem, domaga się, by go pohuśtać.
Inna zabawna historia wiąże się ze wszystkimi dziećmi Fridy. Jak już wspomniałam, Skarpecia miała białe skarpetki, gors i wąsy. Nuki i Bikusia był podobne do mamy i jej brata, zastanawialiśmy się , skąd to umaszczenie. I pojawił się w naszym ogrodzie kocur podobny do tej koteczki. Wszyscy żartowaliśmy, że tatuś Fridzinych dzieci przyszedł płacić alimenty 🙂
Na zakończenie
Gdy mamy gości, koty są zachwycone. Początkowo z rezerwą , coraz śmielej zbliżają się do nowych osób i wywołują zainteresowanie, są też obiektem polowań z aparatem . Powyżej Nuki z Darią z Trufelkowa podczas blogerskiego grilla, poniżej z Gosią z Amku-Amku i jej synkiem na 5 urodzinach bloga rok temu.
Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .
Zachwycające te koty 🙂
Zwierzaki są najlepsze, pocieszą, sprawią, że się uśmiejesz nawet, kiedy nie masz nastroju 🙂 Sama nie wiem, co bym bez Ptysi zrobiła… 🙂
Aniu, nic dodać, nic ująć 🙂
Kochane zwierzątko to czlonek rodziny…
i to taki na ktorego uzucia można zawsze liczyć 🙂
Świetne te Twoje Koty Grażynko!
Majanko a kiedy zaprezentujesz swojego ?
Macie z nimi wesoło!
Oj tak, jest wiele powodów do żartów i uciechy 🙂
Wspaniała historia, czytałam z zapartym tchem 🙂
To niesamowite, jak koty potrafią okazywać miłość i przywiązanie, jak wyczuwają, kiedy mamy dołek i jak pojawiają się dosłownie znikąd, kiedy tylko wyjmujemy mięso z lodówki – to chyba naprawdę jakiś dodatkowy zmysł 🙂
Domi, szósty zmysł na pewno 🙂