Na zdjęciu widać, ze cepeliny są okraszone cebulką przysmażoną na oleju, więc skąd te łzy ? Już wyjaśniam – to było danie na pożegnalny obiad dla mojej starszej Córki, która wyjechała do pracy do Krakowa. Z jednej strony się cieszę – Kraków obie znamy i bardzo lubimy, ale to daleko od Pyrlandii i nieczęsto się będziemy widywać…
Wracając do cepelinów – wyszukałam, że nazwy cepeliny i kartacze są używane wymiennie na podobne danie – wielkie obłe kluchy z ziemniaków nadziane z zasady mięsem. Różnica polega na kształcie – kartacze ( dawna nazwa kul armatnich) są okrągłe, a cepeliny wydłużone, o przekroju w kształcie elipsy. Kartacze jedliśmy na Suwalszczyźnie , cepeliny w Wilnie, a przepis na nie dostałam od Antoniego.
P.S. I tu sprostowanie – od pani Zity Krajevskiej, która pochodzi z Wilna i gotuje w Poznaniu dla Dark Restaurant i Vine Bridge dowiedziałam się, że nie tylko o kształt chodzi. Ciasto na cepeliny robi się tylko z tartych surowych ziemniaków, na kartacze z surowych i gotowanych, tak, jak w przepisie od Antoniego 🙂 I na tym, nie tylko na kształcie polega różnica.
Dla większości rodziny zrobiłam właśnie z Antoniowego przepisu, z mięsem, takie jak tutaj. Dla Córki, która jest weganką powstało specjalne nadzienie, bo ciasto jest bez jajek, więc nic zmieniać nie trzeba było. Zrobiłam je z papryki i cebuli a córka dodała pokrojone drobno kotlety sojowe, uprzednio namoczone z przyprawami.
WEGAŃSKIE CEPELINY
kilogram ziemniaków ugotowanych w mundurkach
2 kg surowych ziemniaków
2- 3 łyżki mąki ziemniaczanej
sól
Nadzienie :
papryka czerwona i zielona
duża cebula
łyżka natki pietruszki
sól, pieprz czarny i ziołowy, papryka słodka
2 kotlety sojowe
olej do smażenia
Dodatkowo – cebulka podsmażona na oleju do polania
Ziemniaki ugotowane w mundurkach rozgniotłam dokładnie ugniataczką – można je przepuścić też przez praskę albo zmielić. Surowe obrałam i przepuściłam przez sokowirówkę w celu uzyskania suchej pulpy. Sok odstawiłam, żeby się na dnie ustała skrobia, bo to ważny element ciasta. Można też ziemniaki zetrzeć i dokładnie odcedzić, a nawet odcisnąć – patrz Antoni 🙂
Paprykę i cebulę drobno pokroiłam i podsmażyłam na oleju z pieprzami i papryką, potem dodałyśmy pokrojone drobno namoczone kotlety sojowe i natkę pietruszki.
Do ciepłych jeszcze ugotowanych ziemniaków dodałam pulpę z sokowirówki, skrobię ustaną na dnie soku i mąkę ziemniaczaną, wyrobiłam w miarę gładkie ciasto. Nabierałam na dłoń, formowałam podłużny placek , kładłam w środek łyżkę nadzienia i zamykałam formując obłe podłużne kształty cepelinów.
Gotowałam w osolonym wrzątku, po zagotowaniu na średnim ogniu, 20 minut, poważając łyżką cedzakową, żeby nie przywarły do dna. Użyłam do tego trzech sporych garnków, bo z tej porcji wyszło 14 kluch.
Cepeliny czy kartacze to poezja smaku. Nasze, mięsne zjedliśmy ze skwarkami, wegańskie polałam cebulką podsmażoną na oleju. Bardzo się cieszę, że wybrałam to – odświętne dla nas – danie na pożegnalny obiad . Córka zjadła z apetytem sporą ilość, aż się zastanawiałam, gdzie ona to mieści. Sama świetnie gotuje, ale mam nadzieję, że tęsknota za miaminymi daniami przygna ją czasem do domu…
Smacznego !
wyglądają obłędnie…musze je zrobić tym bardziej że teraz mam nadmiar ziemniaków
Pyszności! Nigdy cepelinów nie jadłam, chociaż zamierzam je zrobić już dłuższy czas. Chyba czas się zmobilizować 🙂
Pozdrawiam!
Grażynko , takiego czegoś szukałam:)))
Margot, miło mi !
Ale cudne i smaczne na pewno! 🙂
A córci gratuluję pracy!
Pozdrówki. 🙂
Dzięki Majanko 🙂
a jakby wyjechała do USA?? Kraków nie jest aż tak daleko
USA ? Nie ma takiej opcji !
Grażynko nie wyobrażam sobie takiego momentu. Na szczęście jeszcze długo na niego poczekam.
Cepelinów nie jadłam. A szkoda.
Parę tygodni temu ja wyprowadziłam się z domu i moja mama też zrobiła pożegnalne pierogi, niby takie jak zawsze ale na smutno. Jak przyjadę ją odwiedzić to zrobię jej takie cepeliny 🙂
Marta, miło mi 🙂
Och, nie! Moja własność intelektualna!!! 🙂 A na poważnie, to poważnie się zastanowię, czy nie zrobić takich warzywnych kartaczy. To po prostu musi być pyszne, nie widzę inaczej!
Antoni, spróbuj ! Robiłam też kiedyś z kapustą i grzybami, były pyszne 🙂
Alez dramatycznie te 'łzy' zabrzmialy! :):):) Corcia bedzie ok w Krakowie, nie martw sie Grazynko! Jak jest taka zaradna dziewczyna, jak Ty to na pewno da sobie rade! :):):)
Buziaki
Kasiu, no bo było dramatycznie – jak to przy pożegnaniu…
O to niedaleko mnie teraz jest:-) Gratulacje z okazji nowej pracy:-)
A takiego dania jeszcze nie znałam, ale pysznie wygląda:-)
Wiesz a ja lubię takie z białym serem i miętą…Jak moja mamcia zrobi to paluszki lizać …poezja 🙂
Oj, to i takich muszę spróbować 🙂
superowe! aż muszę zapisać przepis;))