Tegoroczny Festiwal Dobrego Smaku w Poznaniu przeszedł pod znakiem uporczywego upału. Właściwie oprócz warsztatów mu towarzyszących niewiele widziałam. Jak się wybierałam na Rynek, rozpętała się burza, po której wracałam pięć godzin do domu, bo drzewa zwaliły się na tory… Na wieczorne imprezy , mimo zapisów na konferencji prasowej nie dostałam się, trafiwszy na…listę rezerwową . Sporo czasu spędziłam też na indywidualnym blogerskim projekcie.
Relację festiwalową zdominują więc zdjęcia i wspomnienia z warsztatów w restauracji Toga. Pierwsze z nich, organizowane przez WWF dotyczyły ochrony wymierających gatunków ryb i propagowały dania z tych, które nie są zagrożone . Może zamiast się rozpisywać, wrzucę informację :
Pod kierunkiem Sebastiana Gołębiewskiego robiliśmy przysmaki z ryb z „zielonym światłem ” : karpia, śledzia, makreli , czarniaka i dorsza .
Był chłodnik podany z wędzonym na miejscu dorszem i szyjkami rakowymi :
Do ryb były ciekawe dodatki, surówka z jabłek i selera, cukinia marynowana, fasolka…
Nauczyłam się kilku ciekawych technik, robienia zielonej emulsji szczypiorkowej, potem dekoracji z niej :
Podpytywałam też młodego kucharza – pomocnika ( po stażu w kilku poznańskich restauracjach wybiera się do Norwegii) o różne ciekawostki 🙂
A teraz dania , prawda, że pysznie wyglądają ?
Atmosfera była bardzo sympatyczna, degustowaliśmy wszystkie dania wymieniając się doświadczeniami , mistrz Gołębiewski dawał przykład a na koniec zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcia 🙂
Dzień później ( w ową burzliwą sobotę) od rana miałam przygody komunikacyjne. Dotarłam spóźniona i nadrabiałam pracą przy wydawaniu dań.
Miejsce i prowadzący -tak samo , jak poprzednio, tylko tematem były zalety indyków ze zrównoważonego chowu i wołowiny Highland a organizatorem Agencja Rynku Rolnego. Jej dyrektor, pan Andrzej Bobrowski jak zwykle gotował z nami .
Podane według pomysłów Sebastiana Gołębiewskiego danie z indyka ( soczysta pierś na sałacie w śmietanowym sosie) zaskoczyło niejednego uczestnika warsztatów swoją delikatnością.
Załapałam się na resztę pulled beef z niezwykle delikatnej wołowiny długo pieczonej, ciekawe było też danie na bazie polędwicy.
Jak już wspomniałam , upał hamował moje zapały do korzystania z festiwalowych atrakcji , a burza skutecznie mnie „uziemiła”. Po nocnych przygodach ( wracałam do domu częściowo autobusem zamiast pociągu) nie miałam już siły nadrobić tego w niedzielę.
Mam nadzieję, że za rok będzie korzystniejsza aura. Warsztaty jak zwykle będę miło wspominać, zarówno ze względu na atmosferę jak i na pyszne dania.