Udały się! Z wielką tremą przystępowałam do ich zrobienia, bo moja Siostra, też zachwycona kartaczami jedzonymi na Suwalszczyźnie, próbowała je zrobić i nie udały się…
Po powrocie z wakacji szukałam przepisów na kartacze w sieci i były różne: ciasto z jajkami, z mąką, różnie przyrządzane mięso… Nie wiedziałam, czego się trzymać. Aż Czyprak Antoni na swoim blogu pochwalił się, że jego Tatulo robi świetne kartacze. Poprosiłam o przepis i w końcu doczekałam się, choć o mało go nie przegapiłam, bo pojawił się w Kuchni na gazie akurat, gdy wyjechałam na kilka dni… Wiedziona przeczuciem, obejrzałam blog wstecz i znalazłam przepis na kartacze
Ponieważ nie uśmiechało mi się tarcie dwóch kilo ziemniaków ( zmniejszyłam proporcje o 1/3), przepuściłam je przez sokowirówkę. Dzięki temu niepotrzebna mi była tetrowa pielucha ( pewnie gdzieś na dnie szafy może taką mam…). Ale musiałam zrobic kartacze w niedzielę, bo potrzebny mi był w porze obiadowej Operator Sokowirówki ( która jest dość wiekowa), czyli mój mąż. W tym tygodniu było to niemożliwe nawet w sobotę… Ale takie pyszne danie to w sam raz na niedzielny obiadek. Na drugie danie, bo rosołku na pierwsze mi nie odpuścili…
Ale zacznę od początku. Wczoraj wieczorem ugotowałam kilo ziemniaków w mundurkach, a potem walczyłam, żeby mi ich nie zjedli z masłem i solą… Obrałam póki ciepłe i zmiażdżyłam na puch tłuczkiem do ziemniaków, bo maszynki do mielenia już nie mam a blender się popsuł.
Dziś w porze przedobiedniej( bo takie ciasto ziemniaczane musi być świeże, leżeć nie może!), obrałam i pokroiłam ok. dwa kg ziemniaków i wezwałam na pomoc Operatora Sokowirówki. W tym czasie podsmażyłam dwie średnie cebule na oleju ( pokrojone w kosteczkę), dodałam do tego prawie kilo mielonego mięsa wieprzowego i, żeby po ugotowaniu nie zbiło się w grudę, dałam jeszcze trochę smalcu z wędzonego boczku…Doprawiłam solą, pieprzem i rozmarynem.
Sok z przetartych ziemniaków odstawiłam na 10 min, żeby się ustała skrobia. Przetarte ziemniaki włożyłam do miski i połączyłam z ugotowanymi wczoraj, dodałam skrobię, która się ustała ( sporo tego było, prawie szklanka) i dwie łyżki mąki ziemniaczanej. Nastawiłam jeden wielki garnek do gotowania bigosu i … jeszcze dwa mniejsze – od zupy i makaronu, żeby wszystko ugotowało się w miarę równo. Nabrałam ciasta i zawinęłam w nie kulkę mięsa. Było trochę rzadkie, więc po drugim takim samym, dodałam jeszcze łychę mąki ziemniaczanej i teraz było już plastyczne, jak pisał Antoni, więc powiało optymizmem…
Z tego ciasta wyszło mi 12 dużych, podłużnych kartaczy i jeszcze dwa mniejsze… Mięsa mi zostało, wiec je przesmażyłam razem z pokrojonym kawałkiem wędzonego boczku i cebulą, a to dlatego, że boczku było mało ( ktoś wczoraj wieczorem zużył do jajecznicy…).
Wrzuciłam kluchy do gotującej się osolonej wody w trzech garnkach i pilnowałam, robiąc surówkę. Stwierdziłam, że kapusta polecana przez Antoniego pyszna, ale ile można tych kalorii, zrobiłam więc surówkę z kiszonych ogórków, pomidorów i papryki z cebulą…
Gdy woda się zagotowała, podważyłam delikatnie kartacze drewnianą łopatką, żeby nie przywarły do dna. Wtedy, gotując się, radośnie przewracały się z boku na bok a ja patrzyłam, czy się nie rozpadają. I nie rozpadały się! Zmniejszyłam nieco płomień i gotowałam 20 minut, po czym wyjęłam łyżką cedzakową na durszlak, żeby odciekły.
Polałam boczkiem z mięsem i cebulką
Po powrocie z wakacji szukałam przepisów na kartacze w sieci i były różne: ciasto z jajkami, z mąką, różnie przyrządzane mięso… Nie wiedziałam, czego się trzymać. Aż Czyprak Antoni na swoim blogu pochwalił się, że jego Tatulo robi świetne kartacze. Poprosiłam o przepis i w końcu doczekałam się, choć o mało go nie przegapiłam, bo pojawił się w Kuchni na gazie akurat, gdy wyjechałam na kilka dni… Wiedziona przeczuciem, obejrzałam blog wstecz i znalazłam przepis na kartacze
Ponieważ nie uśmiechało mi się tarcie dwóch kilo ziemniaków ( zmniejszyłam proporcje o 1/3), przepuściłam je przez sokowirówkę. Dzięki temu niepotrzebna mi była tetrowa pielucha ( pewnie gdzieś na dnie szafy może taką mam…). Ale musiałam zrobic kartacze w niedzielę, bo potrzebny mi był w porze obiadowej Operator Sokowirówki ( która jest dość wiekowa), czyli mój mąż. W tym tygodniu było to niemożliwe nawet w sobotę… Ale takie pyszne danie to w sam raz na niedzielny obiadek. Na drugie danie, bo rosołku na pierwsze mi nie odpuścili…
Ale zacznę od początku. Wczoraj wieczorem ugotowałam kilo ziemniaków w mundurkach, a potem walczyłam, żeby mi ich nie zjedli z masłem i solą… Obrałam póki ciepłe i zmiażdżyłam na puch tłuczkiem do ziemniaków, bo maszynki do mielenia już nie mam a blender się popsuł.
Dziś w porze przedobiedniej( bo takie ciasto ziemniaczane musi być świeże, leżeć nie może!), obrałam i pokroiłam ok. dwa kg ziemniaków i wezwałam na pomoc Operatora Sokowirówki. W tym czasie podsmażyłam dwie średnie cebule na oleju ( pokrojone w kosteczkę), dodałam do tego prawie kilo mielonego mięsa wieprzowego i, żeby po ugotowaniu nie zbiło się w grudę, dałam jeszcze trochę smalcu z wędzonego boczku…Doprawiłam solą, pieprzem i rozmarynem.
Sok z przetartych ziemniaków odstawiłam na 10 min, żeby się ustała skrobia. Przetarte ziemniaki włożyłam do miski i połączyłam z ugotowanymi wczoraj, dodałam skrobię, która się ustała ( sporo tego było, prawie szklanka) i dwie łyżki mąki ziemniaczanej. Nastawiłam jeden wielki garnek do gotowania bigosu i … jeszcze dwa mniejsze – od zupy i makaronu, żeby wszystko ugotowało się w miarę równo. Nabrałam ciasta i zawinęłam w nie kulkę mięsa. Było trochę rzadkie, więc po drugim takim samym, dodałam jeszcze łychę mąki ziemniaczanej i teraz było już plastyczne, jak pisał Antoni, więc powiało optymizmem…
Z tego ciasta wyszło mi 12 dużych, podłużnych kartaczy i jeszcze dwa mniejsze… Mięsa mi zostało, wiec je przesmażyłam razem z pokrojonym kawałkiem wędzonego boczku i cebulą, a to dlatego, że boczku było mało ( ktoś wczoraj wieczorem zużył do jajecznicy…).
Wrzuciłam kluchy do gotującej się osolonej wody w trzech garnkach i pilnowałam, robiąc surówkę. Stwierdziłam, że kapusta polecana przez Antoniego pyszna, ale ile można tych kalorii, zrobiłam więc surówkę z kiszonych ogórków, pomidorów i papryki z cebulą…
Gdy woda się zagotowała, podważyłam delikatnie kartacze drewnianą łopatką, żeby nie przywarły do dna. Wtedy, gotując się, radośnie przewracały się z boku na bok a ja patrzyłam, czy się nie rozpadają. I nie rozpadały się! Zmniejszyłam nieco płomień i gotowałam 20 minut, po czym wyjęłam łyżką cedzakową na durszlak, żeby odciekły.
Polałam boczkiem z mięsem i cebulką
No i rozległo się mlaskanie i pochwały. Jak napisał Antoni , aksamitne w smaku, pieszczące podniebienie… Ciasto w smaku przypominało nam wielkopolskie szare kluski a mięso nie zbiło się w grudę , tylko dopełniało smak ciasta w sposób doskonały. Najwięcej (3) zjadł mój syn, wielki amator ciasta ziemniaczanego w postaci szarych klusek. Wszyscy stwierdzili, że smakują jak te na wakacjach a mięso nawet lepiej ( to pewnie przez rozmaryn). Antoni , dziękujemy Ci za przepis!
Jakoś po tym obiedzie wszyscy zapragnęli gorącej herbaty… Ja nawet wypiłam miętową.
Smacznego!
Jakoś po tym obiedzie wszyscy zapragnęli gorącej herbaty… Ja nawet wypiłam miętową.
Smacznego!
P.S. Kartacze zdobyły nagrodę w konkursie na ulubione danie na blogu Pozytywna Kuchnia 🙂
Komentarze można zobaczyć na starym blogu Grażyna gotuje.bloog.pl wpisując w wyszukiwarkę hasło „kartacze” 🙂
Pycha..uwielbiam kartacze…my nie dodajemy mąki ziemniaczanej i dajemy mniej gotowanych ziemniaków.
Kartacze znam od urodzenia za sprawą babci z Wileńszczyzny. Uważam że używanie mechanicznego sprzętu psuje smak i proporcje. przecież robię kartacze dla rodziny. Starte ręcznie ziemniaki odcedzane na tetrze pozwalają na sprawdzanie wilgotności w czasie i dodawanie mąki ziemniaczanej. Nadzienie(baranina droga) daję więc wieprzowiny i 20% wołowiny+smalec. Mięso sam mielę. Przyprawiam nie żałując pieprzu i czosnku prawie tak dużo jak przy pielmieni. Oprócz soli,cebuli(blanszowanej) i rozmarynu dodaję też majranek. Ciasto i wykonanie jak wyżej. Pycha.