Archiwa kategorii: Potrawy regionalne

Rogale marcińskie z miodem

To już kolejne rogale z białym makiem na moim blogu, postanowiłam pokazać ten przepis, bo zrobiłam je nieco inaczej niż poprzednio. Nie są to tradycyjne rogale świętomarcińskie, bo takie, z certyfikatem, zawierają składniki, które wolę zastąpić ulubionymi- przede wszystkim moje są na maśle. Przeglądając najnowsze trendy rogalowe w sieci ( szukałam takich bez okruchów biszkoptowych) , zauważyłam, że do masy makowej można dodać miód zamiast cukru. Akurat niedawno kupiłam lipowy, na targu, od lokalnego pszczelarza i ten wykorzystałam. A zamiast okruchów biszkoptu, dodałam więcej zmielonych orzechów i migdałów. Przez ostatnie kilka lat zapominałam kupić odpowiednio wcześniej biały mak i piekłam rogale z masą orzechową ( takie robi się na 11 listopada na moich rodzinnych Kujawach). Bardzo smakowały moim dzieciom i pomyślałam, że skoro udało mi się na czas kupić biały mak , to dodam więcej orzechów do masy. Rogale marcińskie z miodem wyszły przepyszne, rodzinka oceniła, że to najlepsze , jakie zrobiłam.

ROGALE MARCIŃSKIE Z MIODEM

  • ok. 1/2 kg mąki pszennej
  • 25 g drożdży ( świeżych)
  • szklanka mleka
  • 50 g masła i 150 g do wałkowania
  • 2 łyżki drobnego cukru i szczypta soli
  • 3 jajka ( 2 białka do masy)
  • łyżka nalewki
  • 250 g białego maku
  • 1/2 szklanki mielonych orzechów i migdałów
  • 150 g masy marcepanowej
  • 2 łyżki rodzynek namoczonych w pigwówce
  • 2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • jajko do posmarowania
  • lukier cytrynowy
  • posiekane orzechy ( włoskie i laskowe) i migdały do posypania

Mak sparzyłam na noc poprzedniego dnia, zalewając go wrzątkiem na ok 3 cm powyżej powierzchni. Drożdże rozrobiłam z łyżeczką cukru, rozpuściłam w połowie szklanki letniego mleka, posypałam łyżką mąki i odstawiałam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Rodzynki zalałam pigwówką.

W międzyczasie stopiłam masło ( 50 g) i roztrzepałam lekko cukier z jajkiem i dwoma żółtkami. Dwa białka zostawiłam do masy. Do miski wsypałam mąkę, dodałam szczyptę soli , wlałam wyrośnięte drożdże, dodałam mieszając jajka z cukrem, resztę letniego mleka i stopione masło. Wlałam też  łyżeczkę nalewki z pigwy, żeby ciasto lepiej rosło.Wyrabiałam to drewnianą łyżką, aż ciasto odstawało od brzegów miski , przykryłam ściereczką i odstawiłam do wyrośnięcia na około 30 minut, do podwojenia objętości. 

Mak odcedziłam i zmiksowałam dokładnie razem z marcepanem ( miałam baton ze sklepu z niemieckimi słodyczami). Dodałam rozpuszczony miód , odcedzone rodzynki i zmielone orzechy. Na koniec dodałam ubite na sztywno dwa białka i  dokładnie wymieszałam.

Wyrośnięte ciasto wyrzuciłam na omączony blat, rozwałkowałam na grubość ok 2 cm, obłożyłam cienko pokrojonym masłem w kawałkach, złożyłam i rozwałkowałam znowu. Powtórzyłam to jeszcze dwa razy. Potem włożyłam ciasto do lodówki na pół godziny.

Następnie odrywałam fragmenty ciasta i rozwałkowywałam na prostokąty grubości ok centymetra, kroiłam je na podłużne trójkąty, nakładałam farsz i zwijałam rogale. . Układałam je na natłuszczonej blasze i smarowalam rozklóconym z łyką mleka jajkiem. Podrastały ok. 5 min w ciepłym miejscu, zanim trafiły do piekarnika w temperaturze 180 C, na około 25 minut- do zrumienienia.

Ostudzone posmarowałam lukrem zrobionym w ten sposób , tyle, że z cytryną i posypałam posiekanymi orzechami i migdałami.

Wyszły pyszne, faktycznie chyba najlepsze, jakie dotąd zrobiłam. Chociaż przyznam, że pewien duży rogal zrobiony kilka lat temu z okazji koncertu Korteza w listopadzie w Poznaniu też zrobił wrażenie .

Smacznego !

Kaczka szarpana w pyzie – Tydzień Kuchni Polskiej

kaczka szarpana w pyzie z modrą kapustą

Kiedy najlepiej spróbować polskiej kuchni, jak nie w tygodniu w okolicach 11 listopada, Święta Niepodległości ? To najlepsza forma świętowania, kultywowania tradycji kulinarnych i rodzinnych radosnych spotkań. W tym roku celebrujemy w domach, restauracje na skutek pandemii są zamknięte , ale sporo z nich utrzymuje kuchnie i gotuje na wynos. Właśnie takiej formie wspierania polskiej gastronomii poświęcona jest akcja zorganizowana przez Makro Polska. Skorzystałam z niej na koniec, podczas weekendu. Natomiast w samo święto niepodległości zrobiłam kaczkę z modrą kapustą i pyzami drożdżowymi, po poznańsku. Na obiad zjedliśmy ją tradycyjnie, natomiast część pozostałego mięsa przygotowałam w sposób, w jaki pokazał je w programie kulinarnym o Poznaniu Robert Makłowicz , a który już znałam wcześniej, bo taka kaczka szarpana w pyzie była podawana jako specyficzny burger w jednym z poznańskich foodtracków. Teraz, jak zobaczycie w programie , serwuje to danie jedna z poznańskich restauracji, Modra.

Kaczkę przydządziłam w podobny sposób, jak tutaj , tylko zamiast winem podlałam ją nalewką czereśniową , trześniówką, którą dwa lata temu zrobiłam z ogrodowych dzikiech czereśni. Mięso wyszło rewelacyjne w smaku , Rodzinka stwierdziła, że to chyba najlepsza kaczka, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Jako dodatek była modra kapusta przyrządzona w ten sposób – tyle, że na kaczym a nie gęsim tłuszczu i bez rodzynek.

„Burger” z pyzą zrobiłam z poszarpanej nogi kaczki z dodatkiem sosu, który najpierw położyłam na dolnej części przekrojonej, ciepłej pyzy :

szarpana kaczka na pyzie

Następnie przykryłam mięso odcedzoną z wywaru modrą kapustą :

Na koniec przykryłam drugą częścią ciepłej pyzy i już burger z szarpaną kaczką i modrą kapustą był gotowy. Był to kulinarny prezent imieninowy dla mojego syna i został należycie doceniony. Dodatek na talerzu to sałatka z pieczonych buraczków, którą bardzo lubimy o tej porze roku . Całość po złożeniu wygląda jak na górnym zdjęciu, a nawet lepiej, bo zdjęcia robiłam wieczorem, przy sztucznym świetle.

Z poznańskich restauracji biorących udział w Tygodniu Polskiej Kuchni wybrałam Concordia Taste , z wygodną opcją odbioru bez wysiadania z auta. Prócz dań przygotowywanych na bieżąco w restauracji można tam też od niedawna wybrać sobie na póżniej dania pasteryzowane w słoikach, do przygotowania w dowolnie wybranym momencie :

Dania z Concordii to połączenie tradycji z nowoczesnością, efekty smakowe są niezwykle smaczne. Tydzień Polskiej Kuchni wprawdzie się kończy, ale pamiętajmy o tym, by wspierać ulubione restauracje i korzytać z opcji z dowozem lub odbiorem osobistym, by w czasie pandemii od czasu do czasu zjeśc coś pysznego bez konieczności przygotowania w domu .

Fasolka z orzełkiem w sałatce na Święto Niepodległości

fasolka z orzełkiem w sałatce
fasolka z orzełkiem w sałatce

Historia tej smacznej, białej fasolki z czerwonym znakiem w kształcie orzełka jest niezwykła. Uprawiana była w Polsce już od dawna, podczas zaborów stała się patriotycznym symbolem. Fasolka z orzełkiem przywędrowała wtedy z Kresów Wschodnich wgłąb kraju i była wysiewana miedzy ziemniakami, bo jej uprawa została zakazana. Przekazywano ją sobie w tajemnicy, jak coś bardzo cennego.

Teraz jest wpisana na listę produktów regionalnych i tradycyjnych , dowiedziałam się o niej i dostałam trochę na konferencji prasowej poświęconej tym produktom, dwa lata temu. Kolejną porcję zdobyłam dzięki zaprzyjażnionej restauracji.

Zostało mi jej trochę w szafce po zrobieniu kiedyś sałatki i bardzo sie ucieszyłam, że akurat dziś mogę z niej coś zrobić. Chciałam dodać do niej typowo polskie produkty, wymyśliłam więc – ogórek kiszony, wędzony boczek i buraczki z barszczu ( najpierw ukiszone, potem ugotowane). Dorzuciłam natkę pietruszki i suszony majeranek, okrasiłam olejem lnianym .

FASOLKA Z ORZEŁKIEM W SAŁATCE

1/2 szklanki fasolki z orzełkiem

dwa kiszone ogórki

10 dkg chudego wędzonego boczku

2 buraczki z barszczu

pieprz, łyżeczka mejeranku, 2 łyżki natki pietruszki

2 łyżki oleju lnianego tłoczonego na zimno

Fasolkę namoczyłam na noc, rano ugotowałam odlewając wodę i soląc dopiero pod koniec. Czerwony barwnik jest w tej fasolce bardzo silny, bo woda przyjęła od niego kolor – sama fasolka zrobiła się kremowa a „orzełki” bordowe. Ostudziłam ją, dodałam pokrojone w kostkę kiszone ogórki i buraczki oraz wędzony boczek.

Nie soliłam już, bo wszystkie produkty były dośc słone, dodałam pieprzu i suszonego majeranku oraz drobno posiekaną natkę pietruszki. polałam olejem lnianym i wymieszałam. Wstawiłam na pół godziny do lodówki, by składniki się „przegryzły”.

Sałatka wyszła bardzo smaczna, fasolka z orzełkiem pasowała do wymyślonych przeze mnie dodatków. Cieszę się bardzo, że na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości udał mi się danie z patriotycznym przekazem. Na dodatek mogłam je sfotografować przy zakwitłej nagle nasturcji i nagietku 🙂 Oczywiście zrobiłam też rogale marcińskie a gęś będzie za tydzień, gdy mój syn, dzisiejszy solenizant, zawita do domu.

Miłego świętowania i smacznego !

Jak smakuje Podlasie – kulinarna podróż

podlasie

Podlasie to region Polski, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Z wielką przyjemnością przyjęłam zaproszenie od Huberta Gonery z Landbrand na podróż studyjną by poznać smaki tych ciekawych miejsc. Trochę je już znałam, bo któż nie słyszał o serach korycińskich czy kartaczach . Teraz jednak powstaje projekt szlaku kulinarnego łączącego poznawanie przyrody i architektury Podlasia ze smakowaniem tego, co w tym regionie jest najlepsze. Zostaliśmy tam zaproszeni przez Marszałka województwa podlaskiego, którego przedstawicielka powitała nas na miejscu :

Gościło nas Białowieskie Sioło, urocze miejsce z ciekawą historią i pięknymi drewnianymi domkami, ktore powstały z pasji Gospodarza do budowania i gromadzenia regionalnych pamiątek .

podlasie

Spotkaliśmy się tam ( grupa blogerów i dziennikarzy z Gdańska, Warszawy i Poznania) z lokalnymi wytwórcami, którzy z właściwą ludziom Podlasia gościnnością częstowali nas swoimi wyrobami. Kiszonki państwa Sienkiewiczów zainteresowały mnie bardzo, bo to i moje hobby – kwas burakowy był doskonały , kapusta kiszona w całości rewelacyjna a ogórki przypominały smakiem te, które sama robię . Ekologiczne warzywa w słoiczkach p. Rydzewskich też świetnie smakowały.

Na początku spróbowaliśmy lokalnego wina produkowanego z miodu,z Miodosytni podlaskiej Dawida Olesiuka, robionego z  dodatkiem trawy żubrowej.

 

 

Ja uwielbiam sery, więc z wielką przyjemnością spróbowałam zarówno tych korycińskich od p. Bielec, jak i tych z Wiżajn.

Lokalne wędliny z masarni Protasiewicz, Kolinek i Leśnego Dworku nie ustępowały jakościom serom :

Na przygranicznych terenach Podlasia, „początku Polski” jada się sporo baraniny i jagnięciny, miałam więc nieco doświadczeń do wymiany z warsztatów z moich rodzimych terenów i z przyjemnością rozmawiałam o tym z ich wytwórcą z agroturystyki „Na końcu świata „.

Każdy z wytwórców opowiadał z pasją o swojej pracy i jej efektach, oczywiście wszystkiego próbowaliśmy i wymienialiśmy wrażenia. Serom, wędlinom , kiszonkom i przetworom warzywnym towarzyszyły pyszne chleby  a także doskonałe lokalne oleje :

 

Oczywiście blogerzy nie tylko degustują, podczas warsztatów kulinarnych prowadzonych przez „ambasadorkę ” smaków Podlasia Joasię Jakubiuk robiliśmy pierogi i kartacze. Joasię poznałam dwa tygodnie wcześniej w Toruniu podczas Święta Katarzynek i żadna z nas nie myślała o tym, że się tak szybko spotkamy 🙂

Asia jest nazywana królową pierogów, pokazała nam swoje ciasto ( tylko mąka, sól i letnia woda) i kilka farszów z wykorzystaniem lokalnych darów natury, wędzonej ryby, śliwek, ziemniaków z serem i pokrzywą i trochę z mięsem , takim jak do kartaczy.

Ja kartacze znałam i robiłam, teraz więc z ochotą poznałam nieco inny rodzaj ciasta a i farsz z grzybów i kiszonej kapusty był bardzo ciekawy .

Ze słodkości lokalnych poznaliśmy ciasto marcinek, nie mające nic wspólnego z poznańskimi rogalami. To blaty kruchego ciasta poprzekładane bitą śmietaną, słodką i kwaśną. Po kilku ( nastu) godzinach jest doskonały , dobrze się kroi i ciekawie smakuje .

Wieczorem czekała nas uczta z tego, co ugotowaliśmy i lokalnych przysmaków. Pan Sergiusz, gospodarz Białostockiego Sioła poczęstował nas mięsną kiszką ( wypasiona wersja ziemniaczanej) i opowiadał z pasją o historii miejsca, w którym nas gościł.  Przy przysmakach i napitkach ( domowe nalewki i żubrówka, a jakże ) integrowaliśmy się z gospodarzami regionu .

 

Dostaliśmy na drogę liczne podarunki z lokalnych produktów, u mnie część będzie ozdobą świątecznego stołu. Przyprawy , herbatki i słoiczki od darów Natury i Ziołowego Zakątka na pewno też się przydadzą.

Nocowaliśmy w wygodnych, stylowych  pokojach drewnianych domków Białostockiego Sioła , nazajutrz po śniadaniu z miejscowych przysmaków pojechaliśmy do Dworu Batrnika na zaproszenie jego gospodarzy . Tam po wysłuchaniu kolejnych historii obejrzeliśmy pałacowe niemal wnętrza i niezwykłe zbiory powiązane z pasją gospodarza, pszczelarstwem. Było tam wszystko z motywem pszczół, zdjęć zrobiłam wiele, dodam to, które spodobało mi się najbardziej 🙂

 

Dwór mieści się w Narewce, w pobliżu jedliśmy obiad w Bojarskim Dworze o ciekawym wystroju :

 

Tu próbowalismy dziczyzny, gulaszu z jelenia , babki ziemniaczanej i pysznego pasztetu , na deser był sękacz , którego smak został w pamięci na długo. Dostaliśmy kolejne podarunki od Starostwa Hajnówka, którego przedstawicielki ciekawie opowiadały o walorach turystycznych tego powiatu.

 

Ja zostałam do następnego dnia w Białymstoku, w gościnie u znajomego blogera i przy okazji zobaczyłam to miasto, które widziałam po raz pierwszy.

Podlasie jest niezwykle uroczym regionem, pełnym pysznych smaków . Mam nadzieję, że kulinarno-turystyczny szlak będzie odwiedzało wielu turystów, warto poznać zarówno region jak i jego gościnnych mieszkańców.

Błogie chwile w Zagrodzie pod Zachrypniętym Kogutem

W ubiegłym tygodniu  spędziłam miłe chwile w gospodarstwie agroturystycznym Pod Zachrypniętym Kogutem. Jego gospodynię, Olę poznałam na kulinarnym spotkaniu w Gzinie i zostałam zaproszona, by pokazać dobra okolicznych łąk, jadalne chwasty i sposoby ich wykorzystania w różnych daniach .

O tym miejscu słyszałam już od znajomych blogerów i dziennikarzy po wizycie studyjnej na Ziemi Dobrzyńskiej. Gdy przybyłam pogoda była piękna, więc mogłam skorzystać z najprzyjemniejszej atrakcji- łożek wystawionych w sadzie pod jabłoniami i gruszami.Muszę przyznać, że praca w takim miejscu, nawet z laptopem czy tabletem na kolanach jest bardzo przyjemna. A widok z okna na Zalew Wiślany pod Włocławkiem  miły dla oka i sprzyja dobremu wypoczynkowi.

 

 

Na łące w strone wiślanej skarpy znalazłam prócz standardowo rosnących jadalnych chwastów – młodej jeszcze pokrzywy, lebiody zwanej tutaj faćką, gwiazdnicy i tasznika , spore zasoby aromatycznego bluszczyka kurdybanka.

 

Zrobiłam z nich już pierwszego dnia surówkę na bazie białej kapusty z musztardą francuską i jabłka , z dodatkiem soku z cytryny i oleju :

Smakowała bardzo gospodarzom, również męskiej części ( u mnie w domu mam z tym klopoty…). Największym entuzjastą dań z jadalnymi chwastami okazał się Mateusz, syn gospodarzy , który po studiach i rozejrzeniu się po świecie zdecydował zająć się tym, by nazwa Zagrody znalazła odzwierciedlenie w menu- zaczyna rozszerzać hodowlę kur  i kogutów , bo ma doskonałą rękę do zwierząt.

Coraz częsciej spotykam się z takim zjawiskiem, że dzieci osób zwiazanych z produkcja spożywczą mimo studiów w różnych kierunkach wracają do domu , by wspomóc rodziców, a ich nowa praca staje się pasją – tak było m. in. z Jackiem Nowicim, produkującym wędliny ze świni złotnickiej.

Na razie dania z kurczaka w formie gulaszu z doskonalymi kluskami francuskimi spróbowałam na pierwszy obiad- smakował wyśmienicie, nie tylko dzięki przyprawom ale też smacznemu mięsu.

 

Na śniadanie jadałam doskonały miejscowy twaróg , a że lubię rano jeśc na słodko, to dodatkowo pyszny miód i konfitury- najbardziej smakowały mi te z mirabelek.

 

Potem dostałam pole do popisu, gospodyni pozwoliła mi „rządzić się” w kuchni, więc zrobiłam placuszki naleśnikowe z pokrzywą i innymi chwastami, przepis na nie pokazałam już na blogu :

placki z chwastami
placki z chwastami

Zrobiłam też zielony, dziki sos, podsmażając chwasty ( pokrzywy, faćkę, gwiazdnicę , doprawione bluszczykiem kurdybankiem), przesmażone na oleju z czosnkiem i szczypiorem ) – doskonale pasował do miejscowych klusek, francuskich i szarych. Te drugie zostały podane też tradycyjnie, ze skwarkami i twarogiem.

 

Na skarpie nad Wisłą jest pięknie, krajobraz jak nad morzem :

 

W Zagrodzie działa też karczma, przy wejściu zachęcają słoiczki z lokalnymi przetworami, jest tez sklepik, gdzie mozna je zakupić.

 

Razem z Olą zrobiłysmy też  wypad do pobliskiego Wielgiego , do Mirki Wilk, którą znam z kulinarnych imprez i wyprawy do Alzacji. U Mirki jest jak w skansenie, pyszne jedzenie w rustykalnym otoczeniu. Napiszę o tym szerzej w osobnym wpisie.

Ziemia Dobrzyńska to miejsce, które zasługuje na odkrycie z dziedzinie wypoczynku i kulinariów. Zagroda Pod  Zachrypniętym Kogutem to miejsce, gdzie można oderwać się od codzienności, odpocząć wśród wspanialej przyrody, w ciszy, która wywołuje też dobry i spokojny sen. Gospodarze starają się uprzyjemnić pobyt gościom, jedzenie jest znakomite a atmosfera bardzo przyjazna.

Niedługo odbędzie się tam duża impreza kulinarna na powitanie lata, będzie to dobra okazja na pokazanie tego miejsca szerszemu gronu turystów.

Ja wróciłam z Glewa wypoczęta i pełna wrażeń, nie tylko kulinarnych. Nie trzeba po nie jechać nad morze – widoki są tu podobne .

Jagnięcina z Zakola dolnej Wisły – konferencja promocyjna

jagniecina z zakola
jagniecina z zakola

Tydzień po Wielkanocy miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji promującej mięso baranie i jagnięce , na praktycznym tego przykładzie, w wykonaniu Piotra Lenarta w ramach projektu turystyczno-kulinarnego Niech Cię Zakole.

Impreza odbyła się w uroczej agroturystyce Gzinianka, niedaleko Bydgoszczy. Argumenty przekonujące gości Konferencji do hodowania owiec i jedzenia ich mięsa były tak smaczne, że łatwo było ich przekonać .

Najpierw była deska wędlin, w których wędzony udzieć i kiełbasa a także szynka jagnięca kusiły doskonale doprawionymi smakami. Towarzyszyła im doskonała słonina z zagrodowej świni, która… zdecydowała o przyznaniu produktom Niech Cię Zakole Grand Prix niedawnych bydgoskich targów Travel and Taste 🙂

Zupy na jagnięcinie były dwie – żurek z płuckami ( tak, podroby były wykorzystane też, w pyszny sposób)

 

Kolejna była bardziej konkretna, z pomidorami i warzywami, pikantna, a ja wtrąciłam do niej swoje „trzy grosze” , czyli sezonowy dodatek z „Dzikiej kuchni” – pokrzywy podsmażone na gęsim smalcu z czosnkiem. Goście wiedzieli co jedli i nie tylko im to smakowało ale też pytali z ciekawością o szczegóły tego dodatku.

 

Mieliśmy też spróbować młodego jagnięcia pieczonego w całości i dzielonego na kawałki, z pysznymi lokalnymi buraczkami :

 

Próbowaliśmy też mięsa jagnięcego upieczonego na dwa sposoby, z minimalnymi przyprawami – solą i pieprzem, by poczuć ich smak w całej istocie. Mnie smakowało bardziej to delikatniejsze , mniej wypieczone. Do tego był garnek pieczonych kiełbasek, też jagnięcych.

 

Jedzenie było istotną częścią konferencji, a ta merytoryczna dotyczyła sposobów promocji mięsa jagnięcego . O tym, jak jagnięcinę z Lubelszczyzny promuje się w górach opowiadał  dr Andrzej Junkuszew z lubelskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Piotr Lenart przytoczył przykłady dbania o lokalne produkty z Alzacji. Konferencję prowadził profesor Borys z kołudzkiego Instytutu Zootechniki, a jej istotnym elementem było wręczenie autorowi projektu Niech Cię Zakole medalu od ministra rolnictwa, za wkład w promocję jagnięcego mięsa. Zdjęcie autora Najsmacznieszy blog, przy okazji zapraszam na konkretniejszą relację.

Wracając do jagnięcej uczty – próbowaliśmy też gulaszy z podrobów – o tych z serc i płucek pisałam już w poprzedniej relacji, teraz było też coś ekstra – delikatne w smaku baranie jądra . Wzbudziły małą sensację, ale amatorzy zajadali ze smakiem :

 

Mój wkład z „Dzikiej kuchni” to nie tylko pokrzywy do zupy. Zrobiłam też zielony placek z chwastów ( podobny do szpinakowego, przepis będzie w osobnym wpisie) :

 

Spore zainteresowanie wzbudziła też sałatka z młodych mleczy, z babką , sparzoną pokrzywą i gwiazdnicą :

Jagnięcina i gospodarstwa agroturystyczne , które ją serwują są istotnymi atrakcjami projektu turystyczno-kulinarnego „Niech Cię Zakole”, gotowe są już plany wycieczek, jedno -i dwudniowych kulinarnym szlakiem. Uczestnicy Konferencji mieli okazję zobaczyć malownicze okolice, krajobrazy przyciagające wzrok, niczym punkty widokowe w górach , obejrzeć Dolinę Strugi,  miejsce Festiwalu Smaku w Grucznie i zwiedzić mennonicką chatę obok stuletniego sadu.

 

Do zobaczenia na kulinarnym szlaku !

Relacja z imprezy „Niech Cię Zakole” i zaproszenie do Poznania

Od spotkania na koniec karnawału minęło już sporo czasu, ale moje życie toczy się ostatnio w zawrotnym tempie, więc dopiero znalazłam czas na relację z fantastycznej imprezy w Gziniance zorganizowanej przez jej gospodarzy i Piotra Lenarta, autora projektu kulinarno-turystycznego ” Niech Cię Zakole”. To rejon zakola dolnej Wisły, w moim rodzinnym województwie kujawsko-pomorskim jest miejscem pysznych biesiad i wycieczek kulinarnymi szlakami. Pisałam już o tym latem w relacji z podróży studyjnej .

To urocze miejsce położone jest zaledwie 30 km od Bydgoszczy , w kierunku na Grudziądz, można tam dotrzeć nie tylko autem, ale i autobusem czy wygodnym pociągiem. Nie tylko zimą wygląda zjawiskowo.

Produktów kulinarnych Zakola jest wiele, najważniejsze i swoisty” konik” autora projektu , to gęsina i jagnięcina. Wykorzystane do  końca, łącznie z podrobami i właśnie do jedzenia wszystkich fragmentów tuszy zwierzęcej przekonywał  Napoleon podczas uczty mięsopustowej w ostatnią sobotę karnawału.

Na razie – wędzony półgęsek, z Kołudy, z takich samych gęsi , które zamawia w reklamie Magda Gessler – dla Zakola wędzi półgęski asystent Piotra Lenarta, Mikołaj. Na zdjęciu w kuchni, podczas pichcenia kurczaka Marengo – napoleońskiego elementu uczty, na bazie zagrodowego z Rolmięsu ( dostępny z Autostraganu, w Poznaniu na Zielonym Targu i na Frymarku w Bydgoszczy ).  Włożyłam do niego swoje „trzy grosze”, podsmażając pieczarki metodą Julii Child 🙂

 

Ale wróćmy do „naszych baranów”, czyli do jagnięcych podrobów. Były zaskakująco pyszne płucka w sosie cytrynowym :

 

Prócz tego wątróbka duszona z jabłkami i cebulą oraz  gulasz z serc, z moim ulubionym duetem warzyw pory-pieczarki ( zgadnijcie kto to wymyślił ? )

 

Zapachy z kuchni izby biesiadnej Gzinianki były takie , że goście czekali bardzo zaciekawieni :

Jak widać byli wśród nich panowie z Kujawskiej Braci Szlacheckiej, którzy umilali nam pobyt , ale na razie wróćmy do jedzenia. Były jeszcze zjawiskowe w smaku pierogi z jagnięciny i kotleciki , które na zdjęciach nie wyszły tak, jak na to zasługiwały, więc będą innym razem 🙂

Ja zrobiłam nieco surówek, bo lubię je dojadać do dobrych mięs, udaje mi się do tego przekonywać coraz więcej osób 🙂

Była też gęsia okrasa do pysznych chlebów Gospodarzy , z ogórkiem kiszonym :

Gospodarze Gzinianki mają super pomysły na imprezy, Gzin to wioska rytuałów, dlatego nie zabrakło atrakcji. Urocza Pani Irenka dała pokaz ubijania masła, w nawiązaniu do teledysku Donatana i Cleo, potem wszystkie panie w koralach od Gospodyni próbowały swoich sił. Im większy dekolt, tym ciekawsza była zabawa. Mojego zdjęcia nie pokażę, bo wyszło „niewyraźne” , ale moja współbiesiadniczka Małgosia dała radę.

Niezrównana jednak była Mirka z Wilkowej zagrody, moja współtowarzyszka wycieczki do Alzacji – na zdjęciu pewnie wszyscy ją poznacie. Wygrała w Przysieku konkurs na gęsie dania, nagrodziła ją Magda Gessler . Nosi często czerwone korale, jest na zdjęciu zbiorowym z prawej strony 🙂

Wracając do dań – Gziniacy słyną z pysznych wędlin i serów :

 

Biesiada trwałą przy dźwiękach gitary i doskonałych trunkach Gospodarza :

Rycerze najpierw strzelali na wiwat, potem powiadali o zwyczajach i strojach, szef imprezy dał się ubrać w strój towarzysza pancernego :

Pod koniec były jeszcze dania na ciepło, wspomniany już kurczak Marengo i gęsina z jagodami z nalewki, o zjawiskowym smaku :

Zabawa była przednia i na pamiątkę wszyscy zrobili sobie zbiorowe zdjęcie  ( Mirka, królowa Slow Foodu z prawej )

Mnie tam nie ma , więc załączam zdjęcie w czapce rycerskiej. Dodam jeszcze , że na koniec wesołej i pysznej imprezy podałam gościom śledzie po kujawsku, takie, jak rok temu. Najlepsza była recenzja Mikołaja, który spróbował z grzeczności i odruchowo powiedział – dobre, a potem zjadł więcej z okrzykiem – o k… , jakie dobre 🙂
Część przysmaków  z tej imprezy można będzie spróbować w sobotę 1 kwietnia na Zielonym Targu w Poznaniu, na degustacji w pobliżu Autostraganu .  Oto, co mi napisał dziś o tej akcji Napoleon :

Ja też tam będę i na pewno nie z pustymi rękami, kto chce spróbować produktów świątecznych Niech Cię Zakole, kupić sobie i zamówić na Święta ( będą u Pawełka z Autostraganu), niech zawita na Zielony Targ przy Palcu Bernardyńskim  w Poznaniu w sobotę 1 kwietnia od rana.

Smacznego i zapraszam !

 

 

 

 

W kuchni przy robocie i gęsi pipek

Pisałam już nieraz na blogu, że na warsztatach w moim rodzinnym województwie kujawsko-pomorskim uczyłam się przyrządzać gęsi tak, by wykorzystać każdą część cennego ptaka, który do tanich nie należy. W ten sposób półgęsek peklowany czy pieczony w niskiej temperaturze wychodzi mi niedrogo, bo reszta gęsiej tuszki wykorzystana jest do pieczenia, pasztetów , smalcu i słynnych faszerowanych gęsich szyjek.

I tu może co nieco o nazwie. Gęsie pipki ( od niemieckiego pipe – fajka) to nazwa albo duszonych żołądków przypominających kształtem fajki, albo szyjki, zależy to od regionu kraju. Ostatnio słyszałam, ze gęsi pipek w liczbie pojedynczej to właśnie szyjka, a gęsie pipki w liczbie mnogiej, to żołądki.

Wracając do gęsi – jest z całą tuszką sporo roboty, w kuchni trzeba zrobić nieco bałaganu i co nieco przy okazji się pobrudzi. Nie lubię być ograniczana koniecznością uważania, by czegoś nie zniszczyć gdy pracuję, a w kuchni pracuję dużo i często. Nie lubię też drogich sprzętów, bo mam w życiu dość stresu , jestem dość impulsywna i nie chcę się denerwować tym, że zniszczę lub zgubię coś, co jest warte sporo pieniędzy. Cenię sobie w życiu wygodę i praktyczność. A praca przy rozbiorze gęsi wygląda na przykład tak :

Na zdjęciu Napoleon gęsiny i jagnięciny, Piotr Lenart podczas pokazu rozbioru gęsi na wyjeździe studyjnym po Zakolu Dolnej Wisły , tu w Luszkowie i Renata Osojca z sąsiedniej agroturystyki , która zasiadała w jury oceniającym potrawy z gęsi w Przysieku wraz z Magdą Gessler.

Jest trochę paprania, co ? A co dopiero w mojej małej kuchni. Dlatego przymierzam się, by znów zrobić u siebie tapety na ścianę, zmywalne, które ją zabezpieczą przed zabrudzeniami przy intensywnej pracy. Może nawet zdecyduję się na specjalne okleiny na meble, by i one były zabezpieczone przed skutkami moich kuchennych szaleństw. Może też wykorzystam do wystroju kuchni naklejki związane tematycznie z kuchnią i jedzeniem. Miałam takie tapety w pierwszej kuchni, jeszcze made in NRD. Na szczęście teraz nie trzeba ich przywozić z zagranicy, jak to było w latch 80-tych 🙂

O tym, do jakich potraw można wykorzystać całą tuszkę gęsi poczytacie klikając w tag gęsina, teraz napiszę, jak zrobiłam faszerowane gęsie szyjki innym sposobem, niż poprzednio.

 GĘSIA SZYJKA FASZEROWANA WĄTRÓBKĄ

skóra z gęsiej szyi

gęsia wątróbka (  można dodać nieco indyczych)

rosół

gęsi smalec

cebula, tarta bułka

sól, pieprz, majeranek, liśc laurowy, ziele angielskie

Skórę z szyi ostrożnie odcinamy, dokładnie myjemy, można ją trochę namoczyć. Lekko solimy.

Na gęsim tłuszczu podsmażamy z pokrojoną cebulą wątróbki. Studzimy, część kroimy w kostkę.

Część wątróbek mielimy przez maszynkę albo miksujemy. Doprawiamy pieprzem i majerankiem, dorzucamy tyle tartej bułki, by masa była gęsta. Dodajemy pokrojone w kostkę wątróbki , te najładniejsze części. Do zszytej lub zawiązanej z jednego końca szyjki wkładamy farsz, lecz niezbyt ciasno, by szyjki nie popękały. Po nafaszerowaniu zszywamy dokładnie końcówki.

Dusimy w gęsim smalcu podlewając rosołem lub wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 C w naczyniu żaroodpornym wysmarowanym tłuszczem , też lekko podlewając rosołem i uzupełniając sos. Są dobre, gdy wkłuty ostrożnie patyczek wchodzi bez oporu.

Studzimy  przez kilka godzin, aż będą zimne i podajemy pokrojone na plastry, w towarzystwie pikli albo kiszonek.

Na zdjęciu poniżej  faszerowana gęsia szyjka w towarzystwie plastrów peklowanego i pieczonego półgęska.

Nie bójmy się odrobiny pracy, bałaganu w kuchni by zrobić coś pysznego i wykorzystać jak najlepiej dobre mięso.

Smacznego !

 

Pierogi z gęsiną

pierogi z gesina

To zdecydowanie są najlepsze pierogi jakie zrobiłam ! Udało mi się dorównać smakiem do tych, które jadałam na imprezach z lokalnymi przysmakami w moim rodzinnym województwie ( w Grucznie i w Kołudzie, Kujawsko-Pomorskie, baza gęsiny). Ciasto zrobiłam takie, jak zawsze, dobrze się wałkuje i lepi. Wykorzystałam mięso z rosołu i resztę gęsich podrobów z gulaszu ( o którym napiszę później), razem z cebulką, z którą się smażyły. Dobór przypraw i ziół dopełnił smaku.

PIEROGI Z GĘSINĄ

ciasto takie, jak tutaj

miseczka mięsa z gęsiego rosołu

2-3 łyżki gęsich podrobów z gulaszu, z cebulką podsmażoną

kawałek pora z rosołu ( biała część )

łyżka posiekanej natki pietruszki, kilka listków szałwii

pieprz czarny, cząber ( spora szczypta), czosnek niedźwiedzi suszony

Ugotowane mięso, por  i podroby ( żołądki  i serce) zmiksowałam tak, by struktura nie była zupełnie gładka. Dodałam do miksowania kilka łyżek rosołu . Doprawiłam drobno pokrojoną natką i szałwią oraz pieprzem, cząbrem i czosnkiem niedźwiedzim. Można sprawdzić, czy nie trzeba dosolić. Wstawiłam farsz do lodówki .

Ciasto, które zrobiłam tym razem z dodatkiem oleju rzepakowego tłoczonego na zimno ( z okolic Świecia, zakupionego w Ciechocinku ) i wałkowałam bez odpoczynku w lodówce, było bardzo elastyczne i dało się łatwo formować i lepiło bez problemu. Pierogi wycinałam dużą szklanką, zlepione gotowałam w osolonym związku , minutę od wypłynięcia.

Podałam je z gęsimi skwarkami i cebulką a także w barszczyku, ugotowanym na reszcie gęsiego rosołu z dodatkiem wędzonki. Ten drugi sposób to ulubiony mojego syna, pierogi były jednym z elementów prezentu imieninowego dla niego. Nie napiszę , ile zjadł… Posmakowały też jego siostrze, mimo, że pierogów z mięsem podobno nie lubi 🙂

Pierogi rozpływały się w ustach, rosołek z farszu apetycznie wypływał . Przyprawy zrobiły swoje, ale to doskonałe mięso stanowiło o ich smaku.

Zachęcam, by wykorzystywać wszystkie części gęsiej tuszy, bo można zrobić z niej pyszności. Te, które robiłam rok temu, można znaleźć pod tagiem gęsina.

Smacznego !

pierogi z gesina1

Placki ziemniaczane – proste i pyszne

placki ziemniaczane

Wrzesień to najlepszy miesiąc, by zrobić tę tradycyjną polską, bo nie tylko wielkopolską potrawę. Placki ziemniaczane w różnych wersjach są znane i lubiane w całej Polsce. W Wielkopolsce, zwanej żartobliwie Pyrlandią we wrześniu odbywają się lokalne Święta Pyry i to właśnie te placki, zwane też plędzami są na nich przebojem.

Kiedyś na takim lokalnym święcie widziałam, jak kilkuletnia dziewczynka ( 7-8 lat) zajadając się ziemniaczanymi plackami ( z cukrem, bo takie są najbardziej lubiane przez dzieci) pytała mamę – a dlaczego Ty takich nie robisz ? Kobieta na to , z niechęcią – a kto by jej jadł ? My- odkrzyknęła radośnie dziewczynka z towarzyszącym jej bratem .

Myślę, że tak jest często i nie tylko z ziemniaczanymi plackami… U mnie w domu i na kameralnych spotkaniach blogerskich robię czasem tradycyjne polskie dania, pomagają mi w tym młodzi znajomi mojej córki lub blogerzy z kolejnego pokolenia. Dania te i wspólne gotowanie są potem szeroko komentowane, wzbudzają ciekawość, chęć próbowania a nawet samodzielnego gotowania. Piszę o tym na blogu, wieści idą w świat.

pyra3

Kiedyś na prośbę znajomej nauczycielki zrobiłam w karnawale warsztaty smażenia pączków i racuchów dla gimnazjalistów. Młodzież była zaciekawiona, zainteresowana, zaangażowana we wspólną pracę i zachwycona nową umiejętnością oraz smakiem przygotowanych pod moim kierunkiem słodkości.

Jednym z pierwszych spotkań naszej blogerskiej Grupy było Święto Pyry , gdzie z młodymi blogerkami wymieniałyśmy się kulinarnymi doświadczeniami ze starszymi specjalistkami od „plyndzów” :

sosy

Najlepiej jest, jak młode pokolenie poznaje smak tradycyjnych potraw w domu. Takich mam, jak ta, o której pisałam powyżej jest niestety wiele. Z plackami jest nieco pracy, ale przecież nie aż tak wiele… Teraz, gdy prawie każdy ma w domu blender , robot czy sokowirówkę, odpada najbardziej pracochłonna część przepisu.

Na razie dość rozważań, bierzemy się za pyszne placki :

KLASYCZNE PLACKI ZIEMNIACZANE

ok. 2 kg ziemniaków

duża cebula

2 jajka

ok. 2 szklanek mąki

sól, opcjonalnie majeranek albo inne zioła

łyżeczka cukru ( by były chrupiące)

olej do smażenia

Obrane ziemniaki możemy potraktować blenderem, robotem z tarką o drobnych oczkach, albo przepuścić przez sokowirówkę – wtedy łączymy pulpę z sokiem , bo to nie kluski czy kartacze. Jeśli nie mamy tarki o drobnych oczkach, możemy przerobić pyrki na wiórki , placki też będą dobre. Cebulę rozdrabniamy razem z ziemniakami.

Pulpę lekko solimy i ewentualnie doprawiamy ziołami , wbijamy jajka, mieszamy, dodajemy mąkę i nieco cukru, jeśli chcemy placki chrupiące. Na smak to nie wpłynie, ale karmel wytworzony przy smażeniu wytworzy nam chrupiącą skórkę. Ten patent podpatrzyłam u znajomego blogera podczas kulinarnej imprezy.

placki ziemniaczane2

Smażymy placki na cienkiej warstwie oleju  , kładąc porcje łyżką na patelnię. Jak się zetną , odwracamy  i dosmażamy z drugiej strony. Odsączamy z nadmiaru tłuszczu  na papierowych ręcznikach.

Podajemy z czym lubimy – albo klasycznie z cukrem, dobre są z sosem czosnkowym lub dipami na bazie jogurtu , z leczo warzywnym lub „konkretnym”, z gulaszem.

To właśnie pod wpisem z plackami ziemniaczanymi w komentarzu dostałam prośbę o adopcję od pewnej młodej czytelniczki bloga 🙂 Nieprawdą jest to, że młodzież nie interesuje się polską kuchnią, trzeba ją jej po prostu pokazać. A gdzie  szuka przepisów i inspiracji kulinarnych ? Na blogach kulinarnych, to oczywiste. Jeśli nie zobaczy czegoś w domu, to może to nadrobić w sieci.

Pokazuję sporo tu tradycyjnych potraw i zachęcam do ich próbowania, przykłady z życia pomagają mi w tym. Konsekwentnie będę robić swoje, bo małymi kroczkami można osiągnąć wiele .

Zapraszam więc blogerów i nie tylko do wspólnej, ogólnopolskiej a nawet światowej ( blogerki-emigrantki, obecne ? )  akcji ” Smażymy placki ziemniaczane” . Za chwilę ( jak dobrze pójdzie ) ogłoszę ją na Facebooku. O, już jest – klik, klik 🙂 Pokażmy różne wersje tej tradycyjnej polskiej potrawy, regionalne, zrobione z przepisów mam, babć i cioć, tajnych receptur Kół Gospodyń Wiejskich. Teraz, kiedy ziemniaki są najlepsze na tego typu produkty, zasiądźmy wspólnie przy stole przy tych plackach, porozmawiajmy o dobrym jedzeniu, ulubionych smakach, przywołajmy kulinarne wspomnienia. Pokażmy dzieciom, jak smakuje tradycja.

Smacznego !

placki ziemniaczane1