Miesięczne archiwum: kwiecień 2019

Cammembert z grilla i relacja z francuskiej wytwórni Munstera

cammembert z grilla
cammembert z grilla

Przed chwilą wyczytałam, że dziś jest dzień sera Cammembert . Zmieniłam więc plany wpisu na blogu, bo przypomniałam sobie, że od kilku lat mam sfotografowany cammembert z grilla z rodzinnej imprezy i wciąż o nim zapominam. Więc – voila, Cammembert, s’il vous plait.  Bardzo lubię ten ser i oczywiście najlepszy jadłam we Francji. Nie mogę się tylko zdecydować, czy bardziej smakował mi ten z Normandii, czy taki, którego produkcję obserwowałam w Alzacji. I tu drugie neidopatrzenie – w swojej relacji z podróży do Alzacji pisałam o świętach wina i …kiszonej kapusty , miałam ją jeszcze uzupełnić o wrażenia z wycieczki do fabryki serów w Munster, minęły raptem 4 lata i … jak to życie pędzi 🙂 Nie pamiętam już dokładnie wszystkich informacji, ale można je znaleźć w sieci, więc dodam tylko nieco zdjęć 🙂

Na poczatek – odtworzenie historycznego miejsce wytwórni serów -proszę zwrócić uwagę na saboty Pani prowadzącej pokaz 🙂

Teraz etapy produkcji, od skrzepu :

I  sery w różnych fazach dojrzewania :

A oto Autorki mleka, z którego wytwarza się sery, wypasane w górach od maja do września : )

I najprzyjemniesza część – degustacja, z lokalnym masłem i bagietką 🙂 oczywiście w towarzystwie wina, ale zdjęcia z winem okazały się …nieostre 😉

Po zakupach można też było pogłaskać figurkę krowy, bo żywych nie wolno niepokoić :

I jeszcze trochę lokalnych kolorytów, uroczo zdobione domki i zestaw krowich dzwonków :

Jak byłam u znajomych w Normandii, zajadałam się innymi wersjami Cammemberta

i przywiozłam trochę do domu :

Dostałam też oryginalne sery z Normandii kiedyś w prezencie i zrobiłam do nich sos koktajlowy :

A teraz jak mawiają Francuzi „venons chez nos moutons”, czyli wracamy do tematu –  Cammembert z grilla 🙂 Ser kładziemy na grillu albo w specjalnym papierze, w którym jest opakowany, albo w folii aluminiowej i grillujemy po kilka minut z obu stron. Ostrożnie rozwijamy, by potem ładnie wypłynął. Podajemy najlepiej z konfiturą z żurawiny albo innym owocowym, wyrazistym dodatkiem ( jak np. jarzębina z jabłkiem). Niebo w gębie 🙂 Zdjęcia po przekrojeniu nie mogę znaleźć, chyba już zajęłąm się gośćmi i nie zrobiłam.

Polecam grillowany cammembert nie tylko w sezonie. Mam też przepis na marynowany w oliwie Cammembert i na  sałatkę prowansalską

Niech się święci Dzień Sera Cammembert 🙂

Smacznego !

Lekkie tiramisu na serku labneh

Pokazywałam już na blogu kilka wersji tego deseru, były to jednak wariacje na jego temat, oddalone trochę od wersji klasycznej. To lekkie tiramisu też jest nieco inne, ale kształtem zbliżone najbardziej do oryginału. Wykorzytałam tu biszkopty namoczone w kawie z dodatkiem aromatycznej nalewki , a zamiast serka mascaropne dodałam lekki ser z jogurtów greckich odciśniętych na sicie, czyli labneh zrobiony bez dodatku soli. Poza tym jest tam ubita śmietanka, obowiązkowy składnik kremu titamisu, na wierzchu wiórki gorzkiej czekolady zamiast kakao. Urosła mi już mięta w ogrodzie , wykorzystałam jej młode listki do ozdoby plus truskawkę, jedną z tych, które  uzupełniały ten deser imieninowy dla mojej młodszej córki – założycielki bloga 🙂 Wszystko razem złożyło się na pyszny, orzeźwiający krem, doskonały na gorące już wiosenne popołudnie.

LEKKIE TIRAMISU NA SERKU Z JOGURTÓW

500 ml jogurtu greckiego

300 ml śmietanki 30 %

łyżka cukru z wanilią i 2 łyżki cukru-pudru

duże opakowanie podłużnych biszkoptów

spora filiżanka mocnej kawy

2-3 łyżki likieru lub nalewki ( miałam z kwiatów dzikiego bzu)

gorzka czekolada do ozdobienia

opcjonalnie – listki mięty, owoce

Jogurt grecki wylewamy na sito wyłożone gazą i odcedzamy najpierw kilka godzin w temperaturze pokojowej a potem w lodówce, najlepiej przez noc.

Schłodzoną śmietankę ubijamy z cukrem-pudrem i cukrem waniliowym na krem. Potem ubijając mikserem na małych obrotach dodajemy po łyżce odciśnietego serka.

Kawę z dodatkiem likieru lub nalewki wlewamy do płaskiej miseczki, by można w niej było swobodnie moczyć biszkopty. Ja ucinałam je i końcówki ( około 1/4) układałam po namoczeniu na dnie naczynia a resztę naokoło. Środek wypełniłam kremem i wstawiłam do lodówki. Po kilku godzinach ( jak się spieszymy, to jedna wystarczy) ozdabiamy na wierzchu wiórkami gorzkiej czekolady i jak mamy , listkami mięty i owocami. Ja poprzestałam na jednej truskawce na środku, ale dojadaliśmy je maczając w kremie i doskonale to smakowało. Deser podajemy dołączając do każdej porcji biszkopty nasączone kawą.

Lekkie tiramisu wyszło pyszne i orzeźwiające, super nam smakowało na podwieczorek w ciepłe kwietniowe popołudnie. Polecam ten deser lub podobny na  Wielkanoc, majówkę i na całe nadchodzące lato.

Smacznego !

 

lekkie tiramisu
lekkie tiramisu

Śledzie a’la łosoś

śledzie a'la łosoś
śledzie a’la łosoś

Jestem bardzo dumna z tych śledzi, zarówno z ich wyglądu jak i smaku. Nazwę „Śledzie a’la łosoś ” wymyśliła moja zaprzyjaźniona restauratorka, Asia z Pasteli – gdy jej pokazałam ( niestety tylko zdjęcie, bo byly już zjedzone) , zawołała – wyglądają jak łosoś ! mają piękny różowy kolor ( tu nieco podkręcony „złotą godziną” o zachodzie słońca, kiedy robiłam zdjęcie), w rzeczywistości są bardziej różowe niż łososiowe. A tajemnicą ich koloru i smaku jest – kiszona rzodkiewka, a właściwie zalewa od niej , bo to mój nowy eksperyment smakowy ze śledziami w zalewie z kiszonki. Robiłam już z ogórkową , z kwasem z kiszonych buraczków, ale te wyszły mi najpiękniejsze i chyba najsmaczniejsze. Zalewa od kiszonych rzodkiewek jest sama w sobie smaczna i aromatyczna , więc po prostu zalałam nią kawałki śledzi, dodając tylko nieco estragonu. To moja ulubiona przyprawa ziołowa do ryb, nie tylko do śledzi.

Przepis na kiszone rzodkiewki jest tutaj – jeśli dodamy do nich trochę plasterków marchewki, kolor zalewy i samych rzodkiewek będzie bardziej „łososiowy” .

ŚLEDZIE A’LA ŁOSOŚ W ZALEWIE Z KISZONYCH RZODKIEWEK

kilka płatów matjasów

3/4 szklanki zalewy z kiszonych rzodkiewek

kilka plastrów kiszonej rzodkiewki

estragon, opcjonalnie pieprz

do podania : świeża rzodkiewka , szczypior, koperek lub natka pietruszki

Śledzie moczymy do pożądanego smaku , kroimy na kawałki. Zalewamy w słoiku zalewą z kiszonych rzodkiewek, takich co najmniej tygodniowych, by oddały swój kolor wodzie w której się kiszą . Dodajemy estragon i ewentualnie trochę pieprzu, możemy dolożyć czosnek, który ukisil się z rzodkiewkami. Jak widać zalewa oddaje z kolei swój kolor śledziom. Trzeba je potrzymać co najmniej 48 godzin, a im dłużej, tym lepiej, kolor i smak staje się intensywniejszy. . Te na zdjęciu były w lodówce tydzień.

Śledzie a’la łosoś mają nie tylko piękny kolor, smakują też doskonale – kiszonka sprawia, że są zwarte i jędrne a także atomatyczne. Bardzo się cieszę, że udał mi się ten eksperyment, nie spodziewałam się aż takiego efektu kolorystycznego , bo super smaku to byłam pewna. Polecam nie tylko na specjalne okazje.

Smacznego !

Sałatka z kwiatami klonu w aromatycznym winegrecie

sałatka z kwiatami klonu
sałatka z kwiatami klonu

Odkrywam wciąż nowe uroki dzikiej kuchni i ta sałatka to wynik kolejnych eksperymentów. Zainspirowała mnie jak zwykle autorka książek o jadalnych chwastach i kwiatach, Gosia z Trochę Innej Cukierni . Sałatka z kwiatami klonu powstała gdy przeczytałam  u niej  o tych kwiatach  i młodych listkach, które Pinkcake zajada na surowo, smaży w tempurze i robi z nich napar. Klon rośnie u mnie przed domem, ale tuż przy ulicy, która niestety znów się zrobiła ruchliwa. Byłam jednak z córką na lodach sprzedawanych przy basenie w pobliskim lesie ( kilkadziesiąt metrów od domu, więc dobrze mam 🙂 Znalazłam klon, którego gałęzie były dość nisko i delikatnie go podskubałam, pilnując, by nie zrywać kwiatów wraz z młodymi listkami w jednym miejscu i nie oszpecić drzewka. Dodałam je do sałatki kombinowanej z obiadowej sałaty w winegrecie i warzyw ugotowanych na parze. Do winegretu dolałam aromatyczny ocet akacjowy własnej produkcji i syrop z nawłoci .

SAŁATKA Z KWIATAMI KLONU W AROMATYCZNYM WINEGRECIE

Mieszanka sałat z młodym szpinakiem

zielony ogórek

pomidor

dymka ze szczypiorem

opcjonalnie -trochę warzyw ugotowanych na parze ( kalafior, cukinia, marchew, pieczarki)

młode kwiaty i listki klonu

sól morska, pieprz ziołowy, zioła prowansalskie

2 łyżki octu jabłkowego lub innego ( miałam akacjowy)

łyżka miodu lub 2 łyżki syropu kwiatowego ( miałam z nawłoci)

2 łyżki oleju tłoczonego na zimno ( miałam rzepakowy)

Kwiaty i listki klonu moczymy na trochę w wodzie, by pozbyć się ewentulanych „lokatorów”, płuczemy kilka razy, osuszamy na sitku.

Umyte i osuszone sałaty rozkładamy na talerzu , dodajemy pokrojony w półplasterki ogórek i pomidor oraz pokrojoną dymkę ze szczypiorem, lekko solimy. Dorzucamy gotowane warzywa, jeśli takie mamy , kwiaty i listki klonu. Posypujemy pieprzem ziołowym i ulubionymi, pasującymi nam ziołami. Miód lub syrop mieszamy z octem i olejem, ubijamy lekko widelcem , polewamy warzywa i dodatki.

Sałatka z kwiatami klonu to ciekawe doznanie smakowe. Listki są chrupiące i słodkawe, kwiaty mają lekką goryczkę , podobną do cykorii, którą dobrze jest przełamać słodkim dodatkiem do winegretu. Myślę, że warto by było dodac jakiś słodki owoc, np. kiwi czy mandarynkę albo gruszkę czy słodkie jabłko. Muszę zrobić i taką wersję, póki jeszcze można zerwać  młode kwiaty klonu. Dzikie rośliny na wiosnę są ważnym  źródłem witamin i mikroelementów, dobrze jest z nimi eksperymentować.

Smacznego !