Miesięczne archiwum: listopad 2018

Naleśniki waniliowe z bananem i kremem czekoladowym

naleśniki waniliowe
naleśniki waniliowe

Ostatnio nieczęsto robię naleśniki, ale kiedyś zostałyśmu z córką same w domu, więc na dwie osoby nie trzeba było usmażyć ich tak wiele i długo stać nad patelnią. Dzień był chłodny i szary, na poprawę humoru zrobiłam więc naleśniki waniliowe , z dodatkiem cukru z prawdziwą wanilią. Dla lepszego smaku i konsystencji dodałam do ciasta nieco stopionego masła. Akurat wróciłyśmy z zakupów, z zapasem kremu czekoladowego i bananów , niestety zimą takie smakołyki często są niezbędne 😉 Zjadłyśmy więc naleśniki z kremem czekoladowym i pokrojonymi bananami , była też wersja z jogurtem naturalnym i miodem . Wyszły pyszne, jakość zdjęć tego nie oddaje, bo teraz szybko robi się już ciemno i musiałam je sfotografować w sztucznym świetle…

NALEŚNIKI WANILIOWE

2 jajka
szklanka mleka
szklanka wody ( najlepiej gazowanej, tym razem nie miałam)

łyżka stopionego masła
1, 5 szklanki mąki

łyżeczka cukru z wanilią
szczypta soli

krem czekoladowy, pokrojone banany, szczypta kardamonu

ew. jogurt naturalny polany miodem

Jajka rozbijamy i roztrzepujemy. Dodajemy mleko, potem mąkę na zmianę z wodą i stopione, wystudzone masło. Na koniec szczypta soli i łyżeczka cukru z wanilią . Dobrze, jak ciasto trochę odpocznie ale nie jest to konieczne.
Smażymy na rozgrzanej patelni cienko posmarowanej olejem,  z obu stron.

Gotowe naleśniki waniliowe smarujemy ulubionym kremem czekoladowym, nakladamy pokrojone w półplasterki banany, dosmaczamy lekko kardamonem  i zwijamy w rulon. Do tego smaku pasuje też doskonale jogurt naturalny z miodem, można też wybrać sobie kwaskowy dżem lub powidła.

Takie naleśniki doskonale smakują w zimowe, chłodne dni. Polecam na poprawę nastroju.

Smacznego !

Gęsi pasztet z żurawiną , jabłkiem i cynamonem

gęsi pasztet z żurawiną i jabłkiem
gęsi pasztet z żurawiną i jabłkiem

Gęsinę nauczylam się przyrządzać niedawno , kilka lat temu. To smaczne mięso jest coraz popularniejsze i warto wiedzieć, jak najlepiej wykorzystać całą tuszkę, by było smakowicie  i aby niczego z tych pyszności nie zmarnować . Ja tegoroczną gęś, którą robiłam w tym roku nieco później, niż tradycyjnie na Marcina zrobiłam na kilka rodzajów. Połowę piersi zapeklowałam i sparzyłam na wędlinę, drugą upiekłam i podałam pokrojoną w plastry, udka i górne części skrzydeł udusiłam w gęsim smalcu .  Mięso z korpusu ugotowane w rosole , szyję i podroby wykorzystałam na gęsi pasztet z żurawiną, dodając suszone jabłka i przyprawiając dodatkowo cynamonem, który pasuje zarówno do jabłek jak i do wszelkich pasztetów. Z podrobów miałam wątróbkę i żołądek, by wzmocnić ich konsystencję i smak  dorzuciłam kilka wątróbek i garść serc z kurczaka. Tym razem zrezygnowałam z cebuli , którą przesmażam z wątróbką, dodałam delikatnego pora ugotowanego w rosole.

GĘSI PASZTET Z ŻURAWINĄ , JABŁKIEM I CYNAMONEM

Mięso z gęsiego korpusu i szyi plus żołądek, ugotowane w rosole

wątróbka gęsia i 2-3 z kurczaka

garść ugotowanych serc drobiowych

3 łyżki gęsiego smalcu i tyle samo rosołu

2 łyżki suszonej żurawiny

jasna część pora ugotowana w rosole

garść suszonych jabłek

sól, majeranek

pieprz ziołowy staropolski i przyprawa do gęsi ( z Gdańskiego Spicherza Smaków)

spora szczypta cynamonu i gałki muszkatołowej

Wątróbki podsmażyłam w gęsim smalcu i wystudziłam. Dodałam do nich mięso z rosołu , żołądek i serca a także pora. Wszystko razem zmieliłam , dodałam smalec  w którym smażyły się wątróbki i kilka łyżek gęsiego rosołu. Doprawiłam lekko solą, majerankiem i ciekawymi przyprawami z widocznego na bocznym pasku mojego ulubionego sklepu internetowego , pieprzem ziolowym staropolskim i specjalną mieszanką przypraw do gęsi bez soli. Dodałam też dobrze sprawdzającego się w pasztetach cynamonu i gałki muszkatołowej, dzięki czemu mieszanina nabrała głębi smaku. Na koniec wrzuciłam  suszoną żurawinę i pokrojone w kostkę moje chipsy jabłkowe, jeszcze z papierówek . Wyrobiłam wszystko dokładnie i włożyłam do keksówki  lekko natłuszczonej gęsim smalcem i wysypanej tartą bułką.

Piekłam w 180 C około pół godziny. Spróbowaliśmy go i na ciepło i po wystudzeniu, pasztet ma zjawiskowy smak, tak dobry jeszcze mi nigdy nie wyszedł, nawet ten s suską sechlońską. Żurawina i suszone jabłka a także cynamon i inne przyprawy stworzyły prawdziwą symfonię smaków z gęsim mięsem i podrobami . Dodam raz jeszcze, że tak, jak nauczyłam się na warsztatach, warto wykorzystywać w całości gęsią tuszę, nie tylko te najbardziej konkretne kawałki.

Smacznego !

Sernik z rodzynkami na koncert Korteza w Sali Ziemi

sernik z rodzynkami
sernik z rodzynkami

Lubicie rodzynki w serniku ? Ja dawno takiego nie piekłam, bo moje dzieci nie lubią, ale okazało się, że są jego amatorzy. Staram się piec ciasta na koncert Korteza tematycznie, na początku były z imbirem, potem przy trasie Mój dom – domowe a teraz zapytałam : Hej Wy, na jakie ciasto macie ochotę ?  🙂 Padło na sernik, taki bez spodu z ciasta i z rodzynkami. Przy „składaniu zamówienia” nie było Korteza, bo rozmawiał z fanami, więc zapytałam – a co, jak ktoś nie lubi sernika z rodzynkami ? To zrób pół bez – usłyszałam. Ok, co to dla mnie 🙂 Wymyśliłam sposób jak to zrobić , ale najpierw zamówiłam pyszny wiejski twaróg i masło ( mam żródło w pobliżu domu, od rodziny znajomych ze wsi).

Sernik z rodzynkami upiekłam według tego przepisu , oczywiście bez spodu , no i z podwójnej porcji, by i dla domowników starczyło. Jak wyłożyłam masę na blachę, to w jedną połowę powciskałam pracowicie sparzone wcześniej rodzynki. Piekłam go w kąpieli wodnej, wyszedł więc bardzo delikatny. Najpierw spróbował syn, który porcję dla Korteza zabrał autem dzień wcześniej do Poznania , by mi pomóc. Jak  dołożył sobie drugi, solidny kawałek, to już wiedziałam, że sernik  jest dobry 🙂

Ciasto przekazałam przez bardzo służbistą obsługę i poszłam posłuachać Panieneczek, które z powodzeniem występują na częsci tej trasy przed Kortezem. To bliski mojemu sercu folk z rodzinnych Kujaw w energetycznym brzmieniu, w perkusją, skrzypcami i mocnym wokalem. Były nowe piosenki, spodobały mi się.

Kortez zaczął siedząc przy pianinie i ta forma zdominowała cały koncert. Podczas Trudnego wieku akustyka sali się docierała, by dalej brzmieć całą pełnią. Każdy koncert jest inny, utwory dostają nowe instumentalne wstępy i zakończenia, wokal Korteza, który tak kocham uzupełniają muzycznie coraz to nowe brzmienia . Do tego gra świateł , skupienie sali i brawa po każdym utworze .Nie trzeba nic więcej by odpłynąć… Mnie dopadła jesienna nostalgia, więc mocniej to wszystko przeżywałam. Współczuję parze siedzącej obok mnie – pewnie przeszkadzało im moje głośne wzychanie a jak wyjątkowo obficie polały mi się łzy przy Zostań, to patrzyli nawet z lekkim niepokojem… Kortez  z zespołem zaprezentowali sporo z bogatego już repertuaru , dawkując emocje i różnicując nastroje. Z bisami to były pełne dwie godziny. Na koniec zabrzmiało Dla Mamy solo na pianinie i potem piękny instrumentalny kawałek , w chopinowskich klimatach. Wszyscy byli oczarowani , niektórzy próbowali wyjść po pierwszych bisach, ale zatrzymywali się a nawet cofali.

Monsieur Kortez- chapeau bas 🙂

Po owacjach na stojąco Kortez zapowiedział, że dziś nie może spotkac się z fanami z osobistych powodów. Rozczarowanie było wielkie, ale sytuacja spotkała się ze zrozumieniem. Może nie od wszystkich, bo gdy wyszłam na zewnątrz, zobaczyłam piękną różę, porzuconą niedbale… Ciekawe, kto był tak zdesperowany ? można by ja przeciez podarować komuś innemu, znajomemu lub nie – może to by był początek pięknej znajomości ? zaopiekowałam się nią, by nie czuła się porzucona…

Ja po koncercie rozmawiałam ze znajomymi ( i nieznajomymi) fanami częstując ich ciastem marchewkowym z imbirem ( ekipa Korteza też dostała) . Poszłam porozmawiać z Panieneczkami promującymi płytę ( dostałam autografy 🙂 i pogratulowałam p. Agacie Trafalskiej nagrody z teledysk Dobry moment na Festiwali w Łodzi.

Koncert był tak piękny, że brak rozmowy z Kortezem ledwo odczułam. Po koncercie wspominałam poprzednie i znalazłam takie oto zdjęcie z miejca, gdzie mam najbliżej. Oby zawsze był taki uśmiechnięty 🙂

Pierś gęsi pieczona z żurawiną i jabłkami

pierś gęsi pieczona
pierś gęsi pieczona

W tym roku tradycyjna gęsina na Marcina u nas w domu jest spóźniona o tydzień . Wszystko po to, by mógł jej spróbować solenizant . Dziś na obiad był rosół z gęsi , konfitowane udka i górne części skrzydeł oraz  połowa piersi upieczona osobno. Drugą połowę przeznaczyłam na wędlinę , wcześniej zapeklowałam i sparzyłam tak, jak już kiedyś pokazywałam. Udka konfitowałam podobnie do tych, z dodatkiem jabłek i żurawiny. W planach mam jeszcze pasztet z wykorzystaniem gotowanego mięsa i podrobów, no chyba, że zrobię pierogi 🙂 Dzisiejsza pierś gęsi pieczona osobno ma też dodatki podobne do reszty mięsa . Najpierw ją zapeklowałam na noc na sucho z przyprawami , przed włożeniem do piekarnika podsmażyłam na patelni.

PIERŚ GĘSI PIECZONA Z ŻURAWINĄ I JABŁKAMI

pierś gęsi ( miałam pojedynczą)

sól, pieprz, majeranek, czosnek , szałwia świeża

spore jabłko

garśc suszonej żurawiny

szklanka rosołu do podlewania

Najpierw natarłam pierś gęsi przyprawami i wstawiłam na noc do lodówki.

Skórę na piersi ponacinałam ostrożnie w kratkę tak, by nie uszkodzić mięsa. Położyłam je na suchej patelni i podsmażyłam wytapiając tłuszcz przez kilka minut, potem przełożyłam na drugą stronę i obsmażyłam z drugiej strony.

Włożyłam mięso do naczynia żaroodpornego, dodałam połowę rosołu  i wstawiłam do piekarnika , najpierw na 180 C na pół godziny, potem podlałam resztą, dodałam pokrojone jabłko i żurawinę i dopiekłam tyle samo czasu w 140 C. Pierś była pojedyncza i tyle czasu wystarczyło.

Podałam pokrojoną w plastry jako dodatek do konfitowanych udek , z pieczonymi w piekarniku ziemniakami, buraczkami i topinamburem. Zdjęć dodatków nie robiłam, bo to był imieninowy obiad, więc skupiłam się na celebrowaniu jedzenia w rodzinnym gronie. Wszystko bardzo nam smakowało, musze powtórzyć to danie z podwójnej piersi, może z nieco innymi dodatkami.

Smacznego !

Fasolka z orzełkiem w sałatce na Święto Niepodległości

fasolka z orzełkiem w sałatce
fasolka z orzełkiem w sałatce

Historia tej smacznej, białej fasolki z czerwonym znakiem w kształcie orzełka jest niezwykła. Uprawiana była w Polsce już od dawna, podczas zaborów stała się patriotycznym symbolem. Fasolka z orzełkiem przywędrowała wtedy z Kresów Wschodnich wgłąb kraju i była wysiewana miedzy ziemniakami, bo jej uprawa została zakazana. Przekazywano ją sobie w tajemnicy, jak coś bardzo cennego.

Teraz jest wpisana na listę produktów regionalnych i tradycyjnych , dowiedziałam się o niej i dostałam trochę na konferencji prasowej poświęconej tym produktom, dwa lata temu. Kolejną porcję zdobyłam dzięki zaprzyjażnionej restauracji.

Zostało mi jej trochę w szafce po zrobieniu kiedyś sałatki i bardzo sie ucieszyłam, że akurat dziś mogę z niej coś zrobić. Chciałam dodać do niej typowo polskie produkty, wymyśliłam więc – ogórek kiszony, wędzony boczek i buraczki z barszczu ( najpierw ukiszone, potem ugotowane). Dorzuciłam natkę pietruszki i suszony majeranek, okrasiłam olejem lnianym .

FASOLKA Z ORZEŁKIEM W SAŁATCE

1/2 szklanki fasolki z orzełkiem

dwa kiszone ogórki

10 dkg chudego wędzonego boczku

2 buraczki z barszczu

pieprz, łyżeczka mejeranku, 2 łyżki natki pietruszki

2 łyżki oleju lnianego tłoczonego na zimno

Fasolkę namoczyłam na noc, rano ugotowałam odlewając wodę i soląc dopiero pod koniec. Czerwony barwnik jest w tej fasolce bardzo silny, bo woda przyjęła od niego kolor – sama fasolka zrobiła się kremowa a „orzełki” bordowe. Ostudziłam ją, dodałam pokrojone w kostkę kiszone ogórki i buraczki oraz wędzony boczek.

Nie soliłam już, bo wszystkie produkty były dośc słone, dodałam pieprzu i suszonego majeranku oraz drobno posiekaną natkę pietruszki. polałam olejem lnianym i wymieszałam. Wstawiłam na pół godziny do lodówki, by składniki się „przegryzły”.

Sałatka wyszła bardzo smaczna, fasolka z orzełkiem pasowała do wymyślonych przeze mnie dodatków. Cieszę się bardzo, że na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości udał mi się danie z patriotycznym przekazem. Na dodatek mogłam je sfotografować przy zakwitłej nagle nasturcji i nagietku 🙂 Oczywiście zrobiłam też rogale marcińskie a gęś będzie za tydzień, gdy mój syn, dzisiejszy solenizant, zawita do domu.

Miłego świętowania i smacznego !

Ciasto czekoladowo-kawowe z masą serową na zimno

ciasto czekoladowo-kawowe
ciasto czekoladowo-kawowe

Na niedawno zakończony długi weekend upiekłam kilka ciast a zrobiłam z nich jeszcze więcej . Bardzo lubię czekoladowe ciasta z dodatkiem masy serowej na zimno, tym razem wzbogaciłam jeszcze jego smak  kawą a masę serową – wanilią . Ciasto ozdobiły na wierzchu truskawki ze słoika , latem zasypane tylko cukrem , by nadawały się do deserów. Masę serową zrobiłam mieszaną, wykorzystałam do niej serek z jogurtu, domowy , tłusty twaróg i serki waniliowe. Do takiej masy ciasto czekoladowo-kawowe pasowało doskonale.

CIASTO CZEKOLADOWO-KAWOWE Z MASĄ SEROWĄ NA ZIMNO

2 szklanki mąki

2/3 szklanki cukru

2 łyżki kakao

łyżka mielonej kawy

pół łyżeczki cynamonu i opcjonalnie- szczypta kardamonu

2 łyżeczki proszku do pieczenia

1/2 szklanki oleju

2 łyżki musu jabłkowego

2/3 szklanki mleka

jajko

MASA SEROWA

szklanka sera z jogurtu

20 dkg tłustego twarogu

2 łyżki cukru-pudru i łyżka cukru z wanilią

2 serki waniliowe po 125 g

truskawki z syropu

kawałek czekolady

Wszystkie suche składniki ciasta zmieszałam w misce, potem mieszając drewnianą łyżką dodawałam po kolei : olej, mus jabłkowy i mleko. Na koniec wbiłam jajko i dokładnie wszystko wymieszałam. Włożyłam ciasto do wysmarowanej tłuszczem formy ( 24 na 30 cm) i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 175 C. Piekłam około pół godziny .

Gdy ciasto czekoladowo-kawowe się piekło zrobiłam masę serową. Zmiksowałam twaróg z serkiem z jogurtów i cukrami, potem miksując na małych obrotach dodałam stopniowo serki waniliowe . Wstawiłam masę do lodówki, by stężała.

Wystudzone ciasto podzieliłam na dwie części. Jedną włożyłam do pojemnika i po nałożeniu na nią masy serowej , włożyłam do lodówki. Przed podaniem położyłam na cieście truskawki z syropu i starłam na wierzch czekoladę. Drugą część przełożyłam musem z pieczonych jabłek z cynamonem.

Obydwie wersje ciasta wyszły pyszne , serowa cieszyła się większym powodzeniem.

Smacznego !

Kruche ciastka kokosowe

kruche ciastka kokosowe
kruche ciastka kokosowe

Ciastka robię rzadko, częściej w takie drobne wypieki bawią się moje córki, ja wolę konkretne ciasta , pieczone na dużej blasze, ewentualnie muffinki. Tym razem miałam zapotrzebowanie na ciastka, zrobiłam więc kokosowe na bazie kruchego ciasta. Inspirowałam się kilkoma gotowymi przepisami, ale w końcu dodałam swoje modyfikacje i efekt wyszedł udany. Pierwszego dnia ciastka kokosowe były bardzo kruche, następnego przyjemnie zmiękły , zachowując zalety kruchości. Zrobiłam je według zasad przygotowania kruchego ciasta, mieszajac najpierw wszystkie suche skladniki z masłem i na końcu szybko dodając jajko i przepisową ilość mleka. Dałam też nieco proszku do pieczenia, by były bardziej puszyste. Wyszły nieco lżejsze, niż zwyczajowe kruche ciastka, dzięki dodatkowi wiórków kokosowych i właśnie mleka. Nastepnym razem zrobię je z mleczkiem kokosowym, by wzmocnić ten smak.

KRUCHE CIASTKA KOKOSOWE

10 dkg wiórków kokosowych

2 szklanki mąki

płaska łyżeczka proszku do pieczenia

15 dkg masła

1/2 szkalnki cukru

1/4 szklanki mleka ( można dać kokosowe)

duże jajko

W misce wymieszałam wszystkie suche skladniki z posiekanym zimnym masłem i zrobiłam coś w rodzaju kruszonki. W to wbiłam jajko i wlałam mleko, szybko wyrobiłam na jednolitą masę.

Na blasze wyłożonej papierem, przy pomocy córki ( jak już wspomniałam jest lepsza w małych formach) ułożyłam łyżką kawałki ciasta w sporych odległościach od siebie, lekko je spłaszczając.

Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 175 C i piekłam około 15 minut, aż uzyskały złoty kolor. Z piekarnika rozchodził się bardzo smakowity zapach a ciastka kokosowe po spróbowaniu okazały się kruche i smaczne. Jak już wspomniałam , nastepnego dnia przyjemnie zmiękły .

Robi się je w miarę szybko i łatwo, polecam nie tylko miłośnikom kokosowych smaków.

Smacznego !