Miesięczne archiwum: marzec 2015

Babka migdałowa na drożdżach

babka migdałowa

 

Na Palmową Niedzielę postanowiłam wypróbować nową wersję babki, z dodatkiem tartych migdałów i suszonych śliwek. Pomysł zaczerpnęłam z „Kuchni polskiej ” Hanny Szymanderskiej. Zrobiłam ją na drożdżach , bo takie najbardziej lubię i na Wielkanoc takie tradycyjne są najlepsze. Wykorzystałam do niej tarte migdały a dla dodania smaczku- suszone śliwki.

 

bakalie1

 

MIGDAŁOWA BABKA DROŻDŻOWA
400 g mąki pszennej
100 g tartych migdałów ( BackMit)
Kilka śliwek suszonych ( KRESTO)
1/3 kostki stopionego masła
2 łyżki oleju
30 g drożdży
szklanka mleka
2 jajka i 2 żółtka
4 łyżki cukru i jedna z wanilią
łyżeczka spirytusu
szczypta soli
Najpierw roztarłam drożdże z łyżeczką cukru, dodałam letnie mleko ( pół szklanki ), posypałam łyżką mąki i odstawiłam do wyrośnięcia. W międzyczasie stopiłam i przestudziłam masło , wymieszałam cukry z jajkami.
Do miski wsypałam mąkę u tarte migdały , posoliłam troszkę, dodawałam stopniowo mieszając : pokrojone drobno suszone śliwki, wyrośnięty rozczyn, jajka z cukrem, resztę mleka, olej, stopione masło w temperaturze pokojowej, spirytus. Wyrabiałam drewnianą łyżką aż ciasto zaczęło odstawać od brzegów miski i pojawiły się pęcherzyki powietrza. Postawiłam przykryte w ciepłym miejscu do podwojenia objętości, na około pól godziny.
Włożyłam ją do dużej natłuszczonej formy na babkę z kominkiem i pozwoliłam podrosnąć w ciepłym miejscu z 10 minut.
Piekłam ją na piekarniku nagrzanym do 175 C około 45 minut, aż nabrała złotego koloru a wbity w nią patyczek wyszedł suchy.

Babka wyszła bardzo smaczna, o wyraźnym migdałowym smaku a dodatek suszonych śliwek ciekawie ją ożywił.

Smacznego !

 

babka migdałowa1

 

 

 

 

 

 

Kulinarne koty- Pola od Oli z cookplease.pl

kot oli5

 

Olę z bloga cookplease.pl poznałam… szukając kolejnych kandydatów do kociego cyklu. Mam nadzieję, ze zobaczymy się kiedyś na jakims blogersrkim spotkaniu i porozmawiamy na zywo o naszych pupilach 🙂 Oddaję jej głos :

Jak koty pojawiły się w Twoim życiu?

Tylko jeden kot, Pola. 1 lipca 2013 roku przyniosłam 6 tygodniowe kocię do domu. Bo kota chciałam mieć od zawsze… I została, stając się przytulaną maskotką wszystkich domowników. Właśnie tym podbiła nasze serce – przytulaniem się, miauczącymi pogaduszkami, spaniem z wyciągniętym jęzorkiem i traktorowym mruczeniem w nocy :).

Właściwie zawładnęła wszystkim w domu. Fotelem, szafą, biurkiem, stołem, balkonem oraz oczywiście moimi poduszkami w nocy, gdzie nieskrępowanie rozkłada się na obu. A co ze mną? A tam, poradzę sobie!

 kot oli4

Co w nich lubisz najbardziej?

Pola jest śmiesznym kotem. Miny, które robi czasami mnie przerażają („czy to jest moja szynka?!”), delikatnie obrażają („idź stąd człowiek, jesteś taki głupi…”) lub rozśmieszają („czy to foliowa kulka?!”).

Uwielbiam jak wieczorem wdrapuje się na mnie, całkowicie zasłaniając mi laptopa i włącza swoje mruczenie… Albo jak jest okrutnie zmęczona, a mimo to stoi nad miską i czeka aż się jej coś sypnie. Śmiesznie jest też wtedy, gdy „szczeka” na ptaki za oknem, bo Pola to kot nie wychodzący. No po prostu, śmieszny koteł 🙂

 kot oli3

Co jadają Twoje koty?

Jedno i to samo – przynajmniej jeśli chodzi o gotową karmę, zarówno suchą jak i mokrą. Nie ma mowy o jakiejkolwiek zmianie, nawet przy delikatnych próbach. Najchętniej, jeśli chodzi o mokre jedzonko, jest to drobiowe, ewentualnie wołowe. I tylko mus w puszkach, paszteciki czy kawałki mięsa są całkowicie ignorowane…

Dodatkowo, miłością Poli, jest Almette śmietankowe i jogurtowe, taki koci „wypas”. Nie pogardzi żółtym serem (ale też ma 2-3 ulubione gatunki) lub szyneczką drobiową. Czasami zje jajko, ale to zależnie od humoru – zje to zje, nie, to jej nie zmusisz. Zdarza się również chapsnąć kurczaka ugotowanego, mięso z nóżki lub z piersi – jednak też są to malutkie porcje.

No i chrupki! Kocie, najlepiej serowe….

Czego Pola nie zje? Niczego, co stało obok ryby, lub rybne jest!

 kot oli2

Koty w kuchni

Pola w kuchni jest zawsze. A to wpatruje się w mikrofalę. A to w zmywarkę. A to się lodówka otwiera i trzeba koniecznie coś wysępić! Pilnuje mnie podczas gotowania, podczas układania jedzenia, podczas fotografowania. Czasami nawet myśli, że jest „jedzenie” i się ustawia na miejscu talerza… hmmm 🙂

kot oli1

Najzabawniejsza historia

Czy najzabawniejsza to nie wiem, wiem, że od dwóch – trzech miesięcy nie podchodziły jej jajka (mimo, że wcześniej je jadła 🙂 . Często, gęsto gotując sobie, robiłam również dla Poli, a niech ma, myślałam sobie. I oczywiście szło do kosza, bo kot nie raczył nawet powąchać. No to zrezygnowałam z robienia jej tego, wydawałoby się, przysmaku. Do dzisiaj. Dzisiaj, w piękny sobotni poranek, zrobiłam sobie sałatkę z jajkiem na twardo. Obróciłam się na 10 sekund… I oczywiście kot zajął się moim jedzeniem. Złośliwość taka mała!

Dziękuje za rozmowę

Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .

kot oli6

Wiosenne menu w Cucinie -relacja z degustacji

cucina foie gras

Kiedy dostałam zaproszenie na degustację nowego wiosennego menu w poznańskiej restauracji Cucina , nie mogłam się doczekać . Dania autorstwa szefa kuchni Ernesta Jagodzińskiego są zawsze pełne finezji i bardzo trafiają w mój gust. I tym razem nie tylko ja, ale i inni goście degustacji byli pod olbrzymim wrażeniem.

Już przystawka pod zagadkową nazwą foie gras bob bon wywołała niezwykłe wrażenia smakowe.  Rzeczywiście, foie gras zostało podane w formie kulek otoczonych czekoladowo- buraczanym pudrem i wyglądało, jak cukierki – w środku było przyjemnie kremowe i doskonale pasowało do tej formy podania. Do tego była emulsja z poziomki i wędzona brioszka.

Pierwsze danie główne zachwyciło mnie niemal tak samo. Było w stylu japońskim, ze wspaniałym bulionem dashi ( wywar z wodorostów i ryby bonito). W środku był delikatny filet z witlinka z młodymi porami. Pory bardzo lubię , miały dość intensywny smak, ale mnie pasowały do tego dania. Dodatkiem był majonez z palonego siana, niezwykle aromatyczny oraz ciekawy puder z pora.  Nieco kontrowersji wywołał dodatek piklowanej rzodkiewki, słodko-kwasnej, łamiącej delikatne , zharmonizowane smaki dania. A może właśnie tak miało być – rzecz gustu 🙂

 

cucina dashi

Potem, by w żołądkach zrobiło nam się miejsce na następne smakołyki, dostalismy porcję lodów limonkowych. U mnie spełniły swoje zadanie , toteż ochoczo zabrałam się za nastepne – Kotlety cielęce z dodatkiem pieczonej młodej pietruszki , z sosem tymiankowym.

Autor menu, Ernest Jagodziński przy każdym daniu opowiadał o nim, przy tym wspomniał czasy dzieciństwa i pieczenia ziemniaków przy ognisku – te warzywa zostały upieczone w piecu do pizzy, który pokazywałam w poprzednich relacjach z tej restauracji. Daniu towarzyszył puder z kopru włoskiego podany na śmietanie.

 

cucina kotlet cielęcy

A o samym szefie kuchni opowiadała menager City Parku, Paulina Prusiecka . Ernest Jagodziński jest nie tylko doskonałym i pełnym wyobraźni  kucharzem  ale też cierpliwym nauczycielem dla swych 15 podwładnych w kuchni. Mogliśmy go podejrzeć przez okno podczas wydawania deserów z cukierni, ja nawet uchwyciłam fotografującego go Huberta Gonerę.

cucina w kuchni

A na deser dostaliśmy roladę z kremowym kozim serem i pistacjami, z dodatkiem consome z czerwonego wina i pudrem z białej czekolady. Do tego kruche migdałowe ciasteczko.

cucina deser wiosna

Kunszt szefa Cuciny przejawił się nie tylko w smaku dań, w każdym ciekawie zharmonizowanym , ale i w formie ich podania. Było i na czym zawiesić oko, wrażenia smakowe były nie mniej ciekawe niż dotykowe.

Do kolejnych dań piliśmy dopasowane wina , do przystawki Riesling 2013 Schlos Gobelsburg,  pierwszemu daniu głównemu towarzyszył Sauvignon Blanc 2014. , Mount Vernon a drugiemu Amezola Crianza 2010 , Rioja.

O gości dbała jak zwykle Paulina Prusiecka, opowiadała nie tylko o restauracji ( bardzo popularne są niedzielne rodzinne obiady), jak i o cukierni Capucina z doskonała kawą sprowadzana z Brazylii i paloną na miejscu.

Miło było się tez spotkać z blogerami, była Ania z Everyday Flavours, Kasia z W Krainie Smaku i Piotr z Najsmaczniejszego ( zapraszam na bardziej fachową relację ). Zaplanowaliśmy przy okazji pierwszy blogerski piknik na otwarcie sezonu.

Szkoda, ze oświetlenie nie pozwoliło na lepszą jakość zdjęć..

Wiosenne menu Cuciny jest lekkie, ożywcze i niezwykle smaczne, warto spróbować kolejnych kreatywnych dziel mistrza Ernesta.

cucina goscie

Sałatka z pieczonych buraczków z gruszką i cammemebertem

sałatka z pieczonych buraczków2

 

Pieczone buraczki są moją ulubioną formą ich spożywania. Mam na blogu kilka sałatek z ich udziałem. Tę zrobiłam jako eksperyment w poszukiwaniu jakiegoś nowego wege dania na wielkanocny stół dla mojej córki. Jest bogata w smaki i faktury – oprócz pieczonych warzyw zawiera owoce , słodką gruszkę i wyrazisty w smaku cammembert z pieprzem. Dla dodania chrupkości posypałam ją pestkami słonecznika i dyni  oraz prażonym sezamem. Doprawiona jest pasującym zawsze do buraczków octem balsamicznym oraz olejem rzepakowym Rapso ze specjalnie wybranych upraw.

 

olej ziarna

SAŁATKA Z PIECZONYCH BURACZKÓW Z GRUSZKĄ I CAMMEMEBERTEM

 

3 upieczone buraczki

Duża gruszka

½ krążka camemberta

Sól, pieprz z młynka

Łyżka octu balsamicznego

Dwie łyżki dobrego oleju lub oliwy( dałam olej Rapso)

Po łyżce ziaren słonecznika i białego sezamu ( u mnie Kresto)

Łyżka pestek dyni

Buraczki upiekłam w piekarniku w 180 C, sprawdzając ich miękkość widelcem – jak wchodził stawiając lekko opór, wyjęłam. Po obraniu i wystudzeniu pokroiłam je w cienkie krążki. Ułożyłam koncentrycznie na talerzu , posoliłam lekko i skropiłam octem balsamicznym.

Na buraczkach położyłam pokrojoną na podłużne plastry gruszkę i kliny sera. Posypałam pieprzem z młynka, skropiłam  olejem.

Sezam uprażyłam na suchej patelni , na średnim ogniu, uważając bu pozostał złoty a nie brązowy, bo wtedy jest gorzki. Posypałam nim sałatkę , dorzucając pestki słonecznika i dyni.

Sałatka wyszła bardzo ciekawa ze względu na bogactwo smaków i konsystencji składników. Buraczki al dente , miękka gruszka i ser zostały uzupełnione chrupkimi ziarnami a bardzo lubiany przeze mnie prażony sezam dopełnił dzieła i smaku. Ocet balsamiczny podkreślił smak buraczków i gruszki , ser pasował do nich kontrastując. Udała mi się ta sałatka i pewnie ją powtórzę na Święta albo przy innej okazji.

Smacznego !

sałatka z pieczonych buraczków1

Gulasz madrycki

gulasz madrycki1

 

Na zrobienie tej potrawy czaiłam się już od dawna, od czasu warsztatów kuchni hiszpańskiej. Przepis znalazłam u jednej z ich uczestniczek , Magdy z Obados na obiados.
Gulasz madrycki to danie na bazie mięsa, ciecierzycy i kiełbasy chorizo, poza tym można do niego dorzucać to i owo według upodobania.
Ja dodałam trochę suszonej łopatki zrobionej według tradycyjnej receptury z tego źródła. Chorizo miałam domowej roboty, z blogerskiej wymiany.

GULASZ MADRYCKI
Szklanka ciecierzycy
Ok. 40 dkg mięsa z szynki wieprzowej
25 dkg chorizo
10 dkg suszonej w ziołach łopatki
Cebula
Duża marchewka
Sól, pieprz, majeranek, tymianek
ziele angielskie ( 3-4 szt)i liść laurowy
olej do smażenia
szklanka bulionu

szczypiorek do posypania
Ciecierzycę namoczyłam na kilka godzin, potem ugotowałam w świeżej wodzie z dodatkiem liścia laurowego i ziela angielskiego do miękkości.
Pokrojone w kostkę mięso posypałam solą i pieprzem, podsmażyłam na rumiano na oleju, podlałam bulionem i poddusiłam do miękkości.
Na osobnej patelni, suchej, podsmażyłam pokrojone w plastry chorizo. Plastry marchewki i cebuli zamiast upiec w piekarniku też podsmażyłam, na patelni grillowej, lekko posmarowanej oliwą.
Dodałam to wszystko do duszącego się mięsa, dorzuciłam ugotowaną ciecierzycę i kawałki suszonej łopatki. Doprawiłam tymiankiem i majerankiem i dusiłam chwilę do miękkości.
Gulasz madrycki podaje się w Hiszpanii na dwa etapy- najpierw wywar z drobnym makaronem, potem mięso z warzywami. U mnie Rodzinka zażyczyła sobie odparowany, z gęstszym sosem i z dodatkiem ziemniaków, a jakże. Przecież mieszkamy w Pyrlandii 🙂
Wszystkim bardzo smakował i zostałam poproszona o włączenie go do repertuaru moich dań.
Smacznego !

 

gulasz madrycki2

Efekty promocji jagnięciny w poznańskiej Pasteli

Pastela żeberka jagnięce

 

Tydzień temu w relacji z imprezy promocyjnej kołudzkiej gęsiny i jagnięciny wspominałam, że wracałam do Poznania z ekipą z poznańskiej restauracji Pastela. Szef kuchni Marcin Michalski postanowił wypróbować od razu dania z zakupionej na miejscu jagnięciny i pokombinować, co uda się zrobić ciekawego.
Poszłam zobaczyć, jakie są tego efekty. Pulpety jagnięce rozeszły się szybko podczas weekendu i cieszyły się sporym zainteresowaniem. Ja miałam okazję spróbować pieczonych jagnięcych żeberek .
Okazały się pyszne i aromatyczne, pachnące rozmarynem i tymiankiem, z nutą delikatności , którą nadała im marynata z marchewki i dużej ilości czerwonej cebuli. Marcin wymyślił do nich kluski ziemniaczane w bardzo ciekawej formie. Ciasto składa się z tartych ziemniaków surowych i gotowanych oraz tartej marchewki, połączonych jajkiem i niewielką ilością mąki. Kluski zyskały dzięki temu intensywny warzywny smak, a forma ich przygotowania ( pieczone i potem pokrojone) jeszcze go podkreśliła. Polane sosem od pieczenia żeberek doskonale smakowały.
Do mięsa był chutney agrestowy , lekko kwaskowy , który w interesujący sposób uzupełniał delikatny smak jagnięcych żeberek.

pastela żeberka jagnięce1
Mam nadzieję, że jagnięcina się spodoba bywalcom restauracji i zagości tam częściej .
Na deser dostałam ciasto czekoladowe , też autorstwa szefa kuchni. Miało formę rolady z kremem, intensywnie czekoladowym z kawową nutą. Krem prócz atrakcyjnego smaku miał aksamitną konsystencję, wręcz rozpływał się w ustach. Uzupełniały go wiśnie , które dla mnie są jednym z najlepszych dodatków do czekoladowych deserów.
Oczywiście przy takich pysznościach potoczyły się ciekawe rozmowy. Od Marcina wyciągnęłam trochę kuchennych tajemnic, ale zachowam je dla siebie  Asia pełniąca funkcję menagera opowiadała o tym, że dania w Pasteli są przygotowywane z wysoko jakościowych produktów ( żadnych kurczaków z chowu przemysłowego), często gości tam wieprzowina złotnicka a w sezonie gęsina.
Akurat jak wychodziłam, to zachwyceni jedzeniem goście , którzy przyszli do Pasteli z polecenia znajomych , dziękowali Asi za miłe i smaczne popołudnie. To ja też polecam , kto przyjdzie i spróbuje, ten nie pożałuje.

pastela deser czekoladowy

Jadalne chwasty w surówce z kapusty – Zielono mi

jadalne chwasry w surówce1

Zabieram się powoli za porządki w ogrodzie i dziś przyjrzałam się rosnącym już dość intensywnie chwastom. Na zieloną akcję wymyśliłam surówkę na bazie białej kapusty z pierwszymi chwastami – znalazłam w ogrodzie nieco młodych pokrzyw, liście mniszka lekarskiego , czyli mlecza ( ktoś na FB pokazywał z wielkim zdziwieniem, że gdzieś są w sprzedaży 🙂 w smaku przypominające trochę rucolę , gwiazdnicę z białymi kwiatkami, smakującą lekko orzechowo  i kilka gałązek krwawnika, który w sałatkach smakuje podobnie do szczypiorku.

 

jadalne chwasty

Wymyśliłam do tego lekki winegret na bazie domowego octu jabłkowego ( kończą mi się już ) i smakowego oleju.

SURÓWKA Z BIAŁEJ KAPUSTY Z JADALNYMI CHWASTAMI

 

1/4 główki białej kapusty

garść młodych pokrzyw

garść młodych liści mniszka lekarskiego

garść liści gwiazdnicy z kwiatami

kilka gałązek krwawnika

sól

2 łyżki domowego octu jabłkowego z cząbrem

2 łyżki oleju z bazylią i cytryną

Kapustę szatkujemy, solimy i zostawiamy na około 20 minut, by zmiękła.

Chwasty płuczemy w kilku wodach, pokrzywę lekko przelewamy wrzątkiem. Dodajemy listki pokrzywy i porwane na kawałki pozostałe chwasty. Z oleju i octu jabłkowego robimy winegret mieszając i ubijając lekko widelcem. Polewamy nim surówkę, mieszamy.

Ja oczywiście zjadłam ją z przyjemnością , moja córka tylko spytała, czy to wszystko jest jadalne, stwierdziła „może być” i pomogła mi w zjadaniu. Jesteśmy dziś same, więc nikt nie będzie marudził, że jadamy „zielsko ” … Dzięki winegretowi surówka smakowała ożywczo, chwasty nadały jej posmak świeżości.

Sezon jadalnych chwastów uważam za rozpoczęty i z przyjemnością dodaję dzisiejszy przepis do akcji Pinkcake , autorki książki „Pyszne chwasty „.

Smacznego !

jadalne chwasry w surówce

 

Domowe kluski pietruszkowe do rosołu

rosół z pietruszkowymi kluskami1

Kiedy robiłam porządki w zamrażalniku, znalazłam tam paczkę zielonej pietruszki. I przypomniałam sobie o corocznej akcji Pinkcake ” Zielono mi ” , w której biorę udział już po raz chyba szósty. Zawsze ta akcja przywołuje wiosnę i dlatego jest miła mojemu sercu 🙂

Pietruszka kojarzy mi się z rosołem a do niego często robię domowe kluski, takie „rzucane”, na szybko. Na zieloną akcję postanowiłam zrobić więc kluski z dodatkiem pietruszki , przyjemnie zielone. Widziałam podobne rodem z poznańskiej Pasteli w tej relacji . Zrobiłam je po swojemu, wyszły bardzo smaczne. Wprawdzie Rodzinka miała mieszane uczucia wobec takiej nowości, ale syn, największy amator domowych klusek docenił je zjadając  rosół z dokładką 🙂

DOMOWE KLUSKI PIETRUSZKOWE DO ROSOŁU

2 szklanki mąki

2 jajka

2 łyżki natki pietruszki ( miałam rozmrożoną)

ok. 1/2  szklanki wody ( może być gazowana)

sól do smaku

Pietruszkę zmiksowałam w blenderze z dwoma łyżkami wody. Do posolonej mąki wbiłam jajka, mieszając widelcem dodałam  zmiksowaną pietruszkę i wodę  gazowaną – kluski są wtedy bardziej puszyste . Ilości mąki i wody nie należy się ściśle trzymać, bo różnie z tym bywa – ciasto ma być dość gęste, tak, by dawały się kawałki odkrawać nożem.

Przełożyłam ciasto na płaski talerz ( można też na namoczoną deskę) i odrywając nożem nieduże podłużne kluski, wrzucałam  je do garnka z gotującą się wodą. Sporo urosną, więc należy uważać, by nie wykipiały . Gotujemy kluski kilka minut od wypłynięcia, sprawdzamy wyjmując na próbę , przekrawamy i patrzymy , czy nie ma surowego ciasta. Odcedzamy, przelewamy zimną wodą.

Rosół był taki, jak tutaj – ale z większą ilością zielonych elementów – dodałam zielone liście pora, łodygi selera naciowego i pietruszki.

Kluski nie są mocno zielone, ale taka ilość pietruszki w stosunku do ciasta nadaje im właściwy smak . Spokojnie można zrobić takie też do drugiego dania, na przykład na jakąś specjalną okazję by zadziwić gości nie tylko kolorem ale i smakiem.

Smacznego !

 

rosół z pietruszkowymi kluskami

Kulinarne koty – ekipa z Kuchni Alicji

koty ali2

Margot vel Alcię z Kuchni Alicji poznałam wirtualnie już dawno, przy okazji udziału w  Weekendowej Piekarni z początków Durszlaka. Oj, to były dobre czasy… Margot jest wegetarianką , a mnie na jej blogu podobają się przede wszystkim pyszne wypieki oraz bułki i chleby.

O tym, że jest zakręcona na punkcie kotów dowiedziałam się przy komentarzach we wpisie o kotach Majany . Zaprosiłam ją więc do swojego cyklu , oddaję głos :

Jak koty pojawiły się w Twoim życiu?
Kiedyś jako malec mieszkałam kilka lat na wsi, dziadek miał gospodarstwo i pełno zwierzaków z którymi się przyjaźniłam. Koty i psy to tylko część, były ukochane krówki i gąski z którymi ,, gawędziłam”, po przeprowadzce, ciągle znajdowaliśmy jakieś psy które potrzebowały domu. Po odejściu ostatniej ukochanej Elzy  postanowiłam, że nie chcę żadnych zwierzaków w domu, bo tak boli jak odchodzą…. Ale one czyli koty miały inne plany.  I tak ktoś czyli siostra  przygarnął kotkę i ona się okociła i Alcia się wzbogaciła o Mikusię ( niestety w wieku 7 lat po ciężkiej chorobie odeszła od nas na zawsze, zostawiając tyle wspaniałych wspomnień) i Stokrotkę, prawie już 17-letnią. Urodziny mamy w ten sam dzień, tylko liczba świeczek na torcie różna, niestety.
Był króciutko u nas znaleziony przez moją siostrzenicę Krecik, taki noworodek koci, podrósł karmiony mleczkiem dla niemowląt strzykaweczką, ale niestety po pierwszym szczepieniu, odszedł do kociego nieba.
Po roku siostrzeniec przytachał pudełko z znalezionymi czterema kociakami, na oko nie starszymi niż 14 dni, w tym z jednym co był bardzo chory i nic nie mógł jeść. Upór mojej siostry oraz codzienne gotowanie miksturek z mięsa , ryżu i marchewki, karmienie na siłę najmniejsza strzykawką przez 2 miesiące, noszenie kociaka na piersiach( by nie marzło tzw. kangurowanie), że kociątko postanowiło żyć . Wyrosło na Pyzę dziś ponad 9 letnią, ja oprócz Pyzy dostałam z tego pudełka jeszcze Kizię. Minęło trochę czasu i dziewczyna mojego siostrzeńca zaopiekowała się wyrzuconymi malutkimi ( tak z 4 tygodniowe) czterema kociakami i po miesiącu do mojego stada dołączyła Margotka , aktualnie mająca rok z dobrym hakiem.

koty ali1
Co w nich lubisz najbardziej?
Za to, że po prostu są . Fakt każda jest inna, Stokrotka mimo dostojnego wieku kociego, nadal w fajnej formie fizycznej i charakter od kociaka się jej nie zmienił, wymusza to co chce po prostu drapiąc po sprzętach lub przeraźliwie krzycząc.  Ale też potrafi okazywać współczucie tym co cierpią, nie ważne fizycznie czy psychicznie , ma przeogromne pokłady empatii, pewnie mogłaby prowadzić nawet takie kursy jak okazywać współczucie.
Pyza, po chudym dzieciństwie jest teraz bardzo puszystym kotem i w tym puszystym ciałku jest tyle miłości, że starczyłoby jej na cały pułk. Ma też takie usposobienie , że najlepiej żyć dniem dzisiejszym i wszystko mieć w nosie. Po co się denerwować czymś na co nie mamy wpływu ?
Kizia to ślicznotka, która bardzo dobrze pamięta czasy strzykawkowe i z strzykawki wypije wszystko, choćby to było kwaśne czy gorzkie. Jest też kotem, który stresuje się wieloma sytuacjami, w przeciwieństwie do  Pyzy . Strach potrafi ja tak paraliżować, że dałaby zrobić ze sobą praktycznie wszystko. Tak ma do ludzi – 100% poddaństwo i podporządkowanie, bo kotom to nie daje w kaszę dmuchać i potrafi się postawić, nawet sama zaczyna sprzeczki.
I Margotka – takie kocie ADHD, jak nie śpi to biega, wszystko ją interesuje, wszędzie musi wejść, wszystko zobaczyć I uczy się od innych kotów w mig . Od Stokrotki, że woda najlepsza do picia świeża z kranu ,a przy okazji można się umyć, maczając łapkę w wodzie , a potem wmasować w futerko. Z wełny można zrobić pajęczynę , motając ja o wszystkie nogi stołu i krzeseł, to pokazała dzieciaczynie Pyza, a Kizia nauczyła Margotke jak można ,,chodzić” plecami zaczepiając się o łóżka czy fotele

Co jadają Twoje koty?
Hm , różnie, w różnych okresach ich życia. Stokrotka długo była karmiona przez swoją mamę , potem jadła byle jakie karmy u mnie bo takie tylko były na rynku lata temu, a ja nie miałam jeszcze internetu  i nie wiedziałam, że to źle. Na szczęście zawsze lubiła mięso i żółtka jajek. Pyza i Kizia jako niemowlaki , a później do około roku jadały gotowane mięso z małym dodatkiem marchewki ryżu, starsze dostawały też różne warzywa, oraz często zamiast odrobiny ryżu trochę kaszy jaglanej . Jedzonko wzbogacałam odrobiną zmielonego siemienia lnianego, zmielonymi skorupkami jajek oraz tranem. Koty alergiki nie mogły żadnych karm dla kociąt bo takowe zawierały soję, czasami mleko i jeszcze inne składniki , które doprowadzały je do choroby. Później cała trójka jadała karmy typu Eukanuba (Pyza kilka lat taką na odchudzenie , na której nie schudła ani grama , a raczej przybrała) czy Hills. Dwa lata temu przeszliśmy na karmy bezzbożowe, kupuję różne, ale ulubione moich kotów to Purizon oraz Taste of the Wild . I takie karmy jada od początku pobytu u mnie Margotka. Stokrotka zaś od roku zaczęła mi grymasić przy jedzeniu i najbardziej lubi teraz surowe mięso, ale takie jak kacze , gęsie lub wołowina.  Czasami woli jakieś puszki( niestety niezbyt dobre jakościowo,  lub niemowlęcy Gerber z kurczaka lub indyka).
Zawsze zaś ma ochotę na żółtko rozbite na mleczko z wodą i przecedzone przez sitko, a co? Reszta mięsa nie chce jeść, nie wiem dlaczego tak mają , toć koty to mięsożerne stworzenia. Strasznie jakoś nie płaczę bo dla wegetarianki z stażem pond 25-letnim łatwiej jest nasypać karmy niż latać po sklepach mięsnych, a następnie to co się kupoło kroić. Mimo to trochę polatać muszę i nakroić dla Stokrotki. Myślałam o diecie typu BARF, ale koty mięsa nie chcą jeść, to pewnie z dietą tą miałaby większy problem, dodatkowo dochodzą moje zwyczaje żywieniowe , przekonania i jest jak jest.

 

koty ali4

Koty w kuchni
Stokrotka do kuchni chadza jak chce jeść ( jada na żądanie , ma tyle lat ,że ufam jej instynktowi tym bardziej, że koty starsze chudną i takie od 16 roku życia często wyglądają jak sucharki, jak to określi nasz weterynarz.  Stokroć wygląda jak młody kot i tak się zachowuje), czasami też sypia w kuchni na najwyższej szafce.
Kizia raz na ruski rok sypia w kuchni, ale reszta kuchennych czynności ją nie interesuje-Pyza i Kizia to koty, które nie interesują się ludzkim jedzenie i nie wchodzą praktycznie na stoły.
Pyza też ma kuchnię w nosie, no chyba , że wyciągam świeżutkie bezy z piekarnika , ma w tym względzie jakiś szósty zmysł i biegiem leci po swoje należne porcje. Ale na co dzień to je swoje karmy i do kuchni nie zagląda
I Margotka, o ta nadrabia za wszystkie inne koty i jest zdecydowanie , aż za bardzo kulinarnym kotem. Pomaga mi w każdej kuchennej pracy , a już jak robię pierogi to Margotka dostaje kota i muszę być czujna, bo sekunda nie uwagi i już kawałek ciasta ukradziony , albo pierożek podziurkowany , czasami ma lot na podłogę.  Margotka uwielbia bawić się ciastem pierogowym, lubi też je  zjadać. Uwielbia też kaszę jaglaną i ryż, jak gotuje to nie ma zmiłuj , muszę jej dać z dwie łyżeczki .
Najzabawniejsza historia
Przy tylu kotach takie zabawne sytuacje to chleb powszechni , jest ich tyle, że nawet nie wiem co opisać i może zamiast tego napiszę, że moje koty to bardzo mi bliskie stworzenia i min. z miłości je wysterylizowałam, żeby nigdy one, ani ich potencjalne potomstwo nie zaznało głodu, bezdomności czy życia w najlepszym nawet schronisku. Za moment będzie wiosna, przepiękna pora roku , niestety z nastaniem wiosny zaczną się rodzić tysiące małych kociąt, które od samego początku będą niechciane, będą kłopotem lub będą bezdomne. Będą umierać jako kocie noworodki lub niemowlęta z chorób , głodu, zimna czy z pomocą ludzi bardziej czy mniej humanitarnie (tylko czy śmierć ślepego kociątka podanego eutanazji tylko dlatego, że jest niepotrzebne, kłopotem to jest humanitarne?) czy wręcz okrutnie( niestety topienie i zasypywanie w dołach żywych czy okrutnie zabitych nie należy do średniowiecza) .
Ktoś napisał, że chcesz uratować 100 kotów (psów też się to tyczy) , wysterylizuj jednego.
Nie wiem czy moje koty są bardzo szczęśliwe żyjąc ze mną , ale wiem, że naprawdę choć to same kocicie i żadna z nich nie miała ani razu ani jednego kociaka to z tego powodu nie czuje się nieszczęśliwa. Ich zdrowie też na tym nie cierpi, że w wieku kilku miesięcy  zostały pozbawione możliwości posiadania potomstwa. Pewnie narażę się niejednej osobie, ale ja nawet rozmnażanie prześlicznych z rodowodem kotów uważam za niezbyt moralne kiedy w schroniskach i na ulicach pełno jest zwierząt niczyich.
A koty to najpiękniejsze stworzenia na naszej planecie i nie zasługują na taki los, zresztą nikt nie zasługuje na taki los.

Dziękuję za rozmowę

Cały cykl Kulinarne koty można zobaczyć tutaj .

koty ali3

Kołudzkie rendez-vous z jagnięciną i gęsiną

jagnięcina

Jakże często naszym życiem rządzi przypadek ! Na to sympatyczne i pyszne wydarzenie kulinarne w rodzinnych stronach ( pochodzę z Janikowa, Kołuda Wielka , „gęsiowa stolica Polski” jest 3 km obok) zostałam zaproszona w Poznaniu , przez eksperta kulinarnego z Bydgoszczy , na spotkaniu organizowanym przez Monikę Kucię z Warszawy 🙂

Pomysłodawcą całego tego zamieszania był Piotr Lenart, prawdziwy pasjonat kulinarny, który wziął sobie do serca promowanie rodzimych mięs  i tu go zacytuję „dlaczego mamy jadać jagnięcinę nowozelandzką a nie polską ? „. Kołudzkie rendez-vous z jagnięciną i gęsiną było skierowane do restauratorów i właścicieli agroturystyk , by pokazać im możliwości wykorzystania całych tuszek gęsich i jagnięcych i atrakcyjnego ich podawania gościom .

Intensywna promocja kołudzkiej gęsi trwa od niedawna ( i przynosi efekty), a ja znam ją od zawsze, bo do mojej podstawówki uczęszczały też dzieci pracowników Zootechnicznego Zakładu Doświadczalnego z Kołudy , z niektórymi łączyły mnie szkolne przyjaźnie a pod koniec szkoły nawet dość mocne sentymenty 🙂

Akurat jechałam na rodzinną uroczystość w sobotę 7 marca i zostałam do 11 u siostry , więc gdy dowiedziałam się, że spotkanie poprzedzają warsztaty chętnie do nich dołączyłam.

gęsi5

W inowrocławskiej restauracji Twoje Smaki przy pomocy pań z Fundacji Hodowców Polskiej Gęsi Białej pod okiem Piotra Lenarta tworzyliśmy przysmaki na degustację dla około 60 gości wydarzenia .

Sporo się przy tym nauczyłam – jak rozbierać tuszki jagnięce i gęsie , jak zapeklować półgęski do wędzenia

gęsi2

jak zamarynować  jagnięce żeberka przed pieczeniem  i gęsie udka przed konfitowaniem

 

gęsi4

Podpatrywałam szpikowanie czosnkiem jagnięcej szynki , zwijanie rolady za schabu ,  polędwicy  i pasa mięsa od żeberek ( wspaniała była po upieczeniu , w miętowo-cytrynowym sosie).

Gotowałam rosół i czarninę ( tak się mówi na Kujawach) , niezwykle aromatyczną dzięki pomysłowi Piotra , zakwaszenia jej octem od śliwek w occie oraz zupę a’la kwaśnica na jagnięcych kościach. Chodziło przecież o wykorzystanie całych tuszek zwierzęcych.

Topiłam też smalec i tu dowiedziałam się, że posolić go trzeba na początku, póki jest w nim woda, bo w tłuszczu sól się dobrze nie rozpuści.

Z gotowanego w wywarach na zupy gęsiego mięsa i , smażonych z cebulą wątróbek , dobrze doprawionych robiłam pasztety a po dodaniu pokrojonych żołądków farsz do nadziania gęsich szyjek.

gęsie szyjki

 

Jak powiedział Piotr Lenart, główny wykonawca wszystkich swoich pomysłów, te mięsa są tak dobre, że przypraw nie potrzeba wiele ; sól, pieprz, majeranek, tymianek, czosnek, trochę tartych warzyw ( głównie marchew) do marynowania jagnięciny, gałka muszkatołowa do pasztetu, mięta i cytryna do sosu. Do wywarów i smalcu liście laurowe, ziele angielskie i pieprz w ziarnach.

W dniu wydarzenia ( środa 11 marca) od rana jeszcze pomagałam przygotować degustację ( podjadając wspaniałą kiełbasę ze świni złotnickiej i gęsi ) a potem przeszłam do reporterskich obowiązków.

 

gęsi tuszka 1

Prelekcje na temat gęsiny i jagnięciny otworzył szefujący kołudzkiemu Zakładowi poseł Eugeniusz Kłopotek a poprowadziła z pasją i bardzo ciekawie jego zastępczyni pani Halina Bielińska. Jest moją „rodaczką” , pierwszy raz widziałam ją „w akcji” i jestem z niej bardzo dumna. W bardzo przekonywujący sposób opowiadała o walorach gęsiny , wspomnę o najważniejszych – mięso jest zdrowe, dobrze wpływa na krążenie, tłuszcze nie powodują wzrostu złego cholesterolu. Poza tym gęsina tradycyjnie była podawana na rodzinnych uroczystościach jako potrawa „na szczęście”  przy specjalnych okazjach. Gęsi kołudzkie karmione są owsem , chodzą swobodnie po pastwiskach, mają dużą masę mięśniową w stosunku do kości i najlepsze są takie o wadze 5-6 kg – kupując je zyskujemy sporo mięsa.

Kołudzka gęsina przymierza się do uzyskania jednego z europejskich Trzech Znaków Smaku, toteż Anna Dybowska i Piotr Lenart przedstawili podobne akcje promujące lokalne produkty we Francji jako przykład.

O pomyślnym rozwoju hodowli opowiadał prezes Fundacji Hodowców pan Andrzej Klonecki, który też intensywnie pomagał organizacyjnie przy przygotowaniach ( dziękuję za transport 🙂

Praktycznie goście zobaczyli pokaz rozbioru tuszki w wykonaniu Piotra Lenarta i pani Haliny Bielińskiej i spróbowali zrobionej na świeżo okrasy z gęsiego tłuszczu i mięsa, coś w stylu metki – pycha 🙂

 

Goście zwiedzali wybrane obiekty hodowli, zobaczyli też pomnik gęsi ( na szczęście głaszcze się ją po kuprze 🙂 , mogli od razu zrobić zakupy w firmowym sklepie.

Potem była degustacja zup i przystawek z gęsi na zimno. Ponieważ brałam udział w przygotowaniu tych dań, pytałam wszystkich jak smakowało i zachwytom nie było końca 🙂 Poniżej jeden z hitów- wędzony półgęsek .

 

gęsie płgęsek

 

O zaletach jagnięciny opowiadał później profesor Bronisław Borys i konsekwentnie Piotr Lenart, opowiadając o nowej akcji promocyjnej w dolinie Wisły i nie zapominając o tej hodowanej w Kołudzie. Gości – restauratorów i prasę przekonały praktycznie dania na ciepło degustacji , pieczone żeberka jagnięce , gulasz, wspomniana powyżej rolada i szynka podane z kaszą gryczaną i modrą kapustą smażoną na gęsim smalcu. Na ciepło podane też były gęsie udka konfitowane, czyli duszone w smalcu. Do smażonych plastrów półgęska był rewelacyjny sos malinowy.

 

gęsi obiad

 

Atmosfera wydarzenia była bardzo sympatyczna, do jedzenia były polskie i gruzińskie wina od Atlantiki, kujawskie piwo , miody pitne. Sprzyjało to  nawiązywaniu kontaktów i o to chodziło. W rezultacie wracałam do Poznania z ekipą z poznańskiej restauracji Pastela , serwującą gęsinę i podróż przy ciekawych rozmowach zeszła nam bardzo szybko.

Na koniec zdjęcie z autorem całego zamieszania, nazywanym przez ekipę z Kołudy Maestro , improwizującym fantastyczne potrawy z gęsiny i jagnięciny, Piotrem Lenartem. Dziękuję bardzo za intensywne i pyszne kilka dni w rodzinnych stronach !

A kołudzką gęsinę i jagnięcinę warto jeść, jest pyszna , polska i zdrowa.

 

gęsi  po pracy