Miesięczne archiwum: styczeń 2013

Opóźniony wpis z tęczowym tortem mojej córki

Schowek01

 

Ten wpis miał się ukazać w niedzielę po południu. Nawet zapowiedziałam go na Facebooku i poszłam na zimowy spacer niedaleko domu, a wpis planowałam zrobić po powrocie. Nawet nie bardzo chciało mi się wychodzić, spieszyło mi się, żeby pochwalić się tym tortem. Trzeba było posłuchać przeczucia… na spacerze złamałam nogę , wylądowałam nawet na kilka dni w szpitalu, bo groziła mi operacja. Na szczęście obyło się bez niej, ale mam gips nad kolano na około 6 tygodni.  Dobrze, że w sobotę zdążyłam córci pomóc z tym tortem. Był na specjalną okazję – urodziny Pati, jaj najlepszej przyjaciółki. A zdjęcia są autorstwa innej koleżanki , świetnie gotującej mimo nastoletniego wieku Kasi.

Tort był z mojego przepisu na biszkopt, z podwójnej porcji,  w sześciu kolorach tęczy uzyskanych dzięki spożywczym barwnikom. Krem  był z paczki, bo dość stresu było już  z blatami…

1

 

TORT TĘCZOWY Z KREMEM  WANILIOWYM

 

2 porcje ciasta na biszkopt, takiego, jak tutaj

barwniki spożywcze w 5 kolorach ( żółty z naturalnego biszkoptu)

krem  waniliowy z paczki ( też dwie porcje)

Po utrzepaniu  biszkoptu rozdzielamy ciasto na połowę i każdą z nich  na 3 części. Dodajemy barwniki rozpuszczając je w niewielkiej ilości wody tuż przed wylaniem ciasta do formy i włożeniem do piekarnika . Pieczemy każdy blat osobno przez około 15 minut, obracając w międzyczasie, do suchego patyczka. Reszta ciasta może sobie spokojnie czekać na swoją kolej, nic mu się nie stanie.

zielonypomaranczowy

 

Krem robimy według przepisu . Przekładamy krążki ciasta kremem, układając je w odpowiedniej kolejności, na wierzchu smarujemy masą, wygładzamy łopatką maczaną w gorącej wodzie i ozdabiamy za pomocą rękawa cukierniczego. Wstawiamy do lodówki, żeby masą stężała.

Tort wyszedł bardzo efektowny, goście urodzinowi podziwiali i smakowali. Dziwili się tylko , że każdy kolor smakuje tak samo. Pomyślałam więc, żeby następnym razem dodać aromaty, np miętowy do zielonego, migdałowy do niebieskiego itp…

Teraz na blogu będą zaległe wpisy i zdjęcia, trochę ich mam . Jak znam siebie, to nie wytrzymam i gotować też będę, jak tylko przyzwyczaję się do nowych warunków bytowania…

Smacznego !

tort teczowy3

 

 

 

 

Dwa miliony wejść i torcik cappuccino z masą chałwową

tort z masą  chałwową

Dziś rano sprawdzam stan licznika na blogu – a tu ponad dwa miliony ! Cieszę się bardzo, milion był w grudniu 2011, więc uzbieranie kolejnego zajęło mi nieco ponad rok. A był to rok bardzo burzliwy w blogowym życiu – zaczęło się od warszawskiej konferencji blogerów kulinarnych w maju, kiedy to pozazdrościłam koleżankom i kolegom z Warszawy i postanowiłam zjednoczyć poznańską blogosferę kulinarną. Zaowocowało to powstaniem grupy, która komunikuje się na facebooku a spotyka w realu na piknikach, warsztatach, testowaniach i innych wydarzeniach kulinarnych. Na dodatek panuje w niej bardzo sympatyczna atmosfera, pozbawiona rywalizacji i pełna wzajemnej życzliwości.

Jeździłam w ubiegłym roku sporo na warsztaty kulinarne podnosząc umiejętności, poznając kolejne blogerki i szefów kuchni i zbierając ich autografy w książce. Ano właśnie, zapomniałabym o najważniejszym – dwa moje przepisy , wyróżnione przez Piotra Bikonta w konkursie „Kulinarny Blog Roku 2011″  znalazły się w książce ” Najlepsze przepisy polskich blogerów”. I to właśnie w tej książce zbieram autografy, już niedługo zabraknie mi miejsca…

autografy kulinarne

Byłam też po raz trzeci na Blog Forum w Gdańsku, gdzie zacieśniałam znajomości nie tylko z kulinarną blogosferą. Efektem był debiut w gazecie internetowej – artykuł o świątecznych kulinarnych zwyczajach w Green Canoe Style.

A ostatnio ruch na blogu wzrósł mi po poznańskiej ogólnoblogowej imprezie BlogTej, gdzie integrowałam się z poznańskimi blogerami i już planujemy pewien częściowo kulinarny projekt.

Bardzo owocny był ten czas od poprzedniego miliona ! Dziękuję wszystkim, którzy mnie odwiedzają, zostawiają komentarze, gotują z moich przepisów.

Z okazji dwóch milionów wejść zrobiłam torcik cappuccino z masą chałwowo-orzechową. Zdjęcia kawałka dodam jurto, jak zrobię w świetle dziennym. Torcik czeka na spokojny wieczór przy kominku, bo dzieci zrobiły nam dziś wolną chatę i spokojnie sobie poświętujemy we dwoje.

 

TORCIK CAPPUCCINO Z MASĄ CHAŁWOWO-ORZECHOWĄ

 

ciasto takie, jak tutaj

Masa chałwowa :

1/4 szklanki mleka

10 dkg masła

2 łyżki cukru

25 dkg chałwy

kostka  białej czekolady

1/4 szklanki zmielonych nerkowców

Polewa czekoladowa

W sieci widziałam masy chałwowe  z dodatkiem żółtek, ale mi jakoś nie pasowała, postanowiłam zrobić więc masę podobnie do kokosowej na ciasto bounty, dodając chałwę zamiast wiórków i zmieniając technikę przygotowania.

Czekoladę połamałam , dodałam do gorącego mleka , rozpuściłam, dodałam masło i cukier i pogotowałam chwilę. Włożyłam pokruszoną chałwę, wsypałam orzechy, przestudziłam trochę i zmiksowałam na gładką masę. Wystudziłam ją na parapecie ( błyskawicznie w ten mróz), przełożyłam przekrojony torcik, posmarowałam po wierzchu i polałam w łatki polewą . Próbowałam i okruszków ciasta i masy, zapowiada się pysznie.

Smacznego !

tort z masą chałwową 1

 

 

 

Faszerowane pieczarki z porami i mozzarellą

nadziewane pieczarki

Moja córa nie je mięsa, więc wymyśliłam dla niej różne warzywne dania. Ostatnio kupiłam ładne duże pieczarki , postanowiłam je nadziać czymś smacznym i podsmażyć przykrywając plastrami mozzarelli. Bardzo lubię połączenie pieczarek z porami, więc na to warzywo zdecydowałam się. Było ich kilka, więc nie chciało mi się odpalać piekarnika, zrobiłam je na patelni , najpierw podsmażyłam, a „wykończyłam” pod pokrywką.

 

PIECZARKI ZAPIEKANE Z PORAMI I MOZZARELLĄ

 

6 dużych pieczarek

jasnozielona część pora

kulka mozzarelli

sól, pieprz czarny i ziołowy

zioła prowansalskie

oliwa

Pieczarki pozbawiłam ogonków i lekko wydrążyłam, posiekałam to, co z nich wydobyłam i podsmażyłam z pokrojonymi porami na oliwie. Dodałam końcówki kulki mozzarelli i poddusiłam aż się roztopiły .Doprawiłam solą, pieprzem czarnym z młynka i ziołowym oraz ziołami prowansalskimi.

Wnętrza kapeluszy posoliłam na 10 minut, potem ułożyłam kapelusze na patelni z rozgrzaną oliwą i podsmażyłam , aż trochę zmiękły. Włożyłam do nich porowe nadzienie i przykryłam plastrami mozzarelli.

 

nadziewane pieczarki2

Potem dosmażyłam je pod pokrywką , aż ser się roztopił. Pieczarki były usmażone „al dente”, nadzienie w środku mięciutkie i aromatyczne, ser na wierzchu roztopiony. Całość wyszła bardzo smaczna, polecam to pyszne wegetariańskie danie.

Smacznego !

nadziewane pieczarki1

 

Ciemność widzę ! Ciemność jem ! Wielkopolscy blogerzy w Dark Restaurant

dark restaurant

 

W ubiegłym tygodniu nasza Wielkopolska Grupa Blogerów Kulinarnych miała wspaniałą okazję do integracji. Dzięki aktywności i znajomościom Moniki z Pin -up -cooking-looking dostaliśmy zaproszenie na posiłek w Dark Restaurant w Poznaniu. Jak nazwa wskazuje, jedzenie odbywa się w całkowitej ciemności i na dodatek goście nie wiedzą, jakich dań próbują.

Dark Resturant to jedyna taka restauracja w Polsce i jedna z 14 w świecie. Działa od siedmiu lat.  Można w niej spróbować nie tylko dań ze znanych wszystkim składników, ale też Bizzare Food, czyli takich ciekawostek, jak smażone larwy mącznika, sos z krwi wieprzowej  czy bycze jądra w tempurze. Szef kuchni, pan Radek Nejman stara się też dobierać zaskakujące połączenia, na przykład banany z czosnkiem . To, że jemy w zupełnych ciemnościach sprawia, że wyobraźnie pracuje i próbujemy domyślić się, co jemy. Często zgadujemy, bo ciemność wyostrza zmysł smaku.

Ale od początku – najpierw musieliśmy podać organizatorom, na jaki zestaw się decydujemy ( mniej więcej połowa wybrała bizzare) , czego nie lubimy i na co jesteśmy uczuleni.  Spotkaliśmy się silną grupą najpierw w sali oświetlonej niewielką lampą, witając się z tymi blogerami, którzy do wspólnych imprez teraz dołączyli.

 

dark powitanie

Wymieniliśmy ploteczki i organizatorzy opowiedzieli nam o restauracji i panujących w niej zasadach. Nikt nie może zobaczyć podawanych tam dań, bo owiane są mrokiem tajemnicy. Za to po posiłku goście spotykają się z szefem kuchni, zgadują, co jedli i dowiadują się od niego prawdy.

Na stole znajdują się sztućce, ale potrzebniejsza jest miska z wodą do mycia rąk , bo większość woli jeść  palcami. Po przydzieleniu numerków do sali udaliśmy się gęsiego za kelnerem, trzymając ręce na swoich ramionach. Kelnerzy obsługiwali nas w noktowizorach. Przed każdym na wyciągnięcie ręki była kostka ( na pierwszym zdjęciu), którą należało ponieść w razie problemów.

Po zajęciu miejsc zaczęliśmy się dzielić wrażeniami na temat naszych odczuć. Wydedukowaliśmy, że siedzimy przy jednym stole, rzędami na przeciwko siebie. Stół był na szerokość wyciągniętych dwóch rąk, co wypróbowałam podając rękę siedzącej naprzeciwko Ani z Everyday Flavours – ale nie od razu, bo najpierw trafiłam w …jej miskę z wodą !

Próbowaliśmy też odgadnąć kolor obrusa, padały typy, że zielony, bordowy, granatowy… Dostaliśmy do picia wino lub sok i jakoś obyło się bez ich wylania. Wesoły nastrój udzielił się prawie wszystkim, choć niektórym koleżankom wyobraźnie pracowała i czuły się nieswojo w ciemnościach. Mnie było całkiem dobrze, może dzięki temu, że słyszałam znajome głosy. A wyglądało to tak :

 

dark

Pojawiło się światełko noktowizora i kelner przyniósł przekąski. Talerz był prostokątny, to wyczułam. Najpierw powąchałam danie , pachniało mięsem i czymś słodkim. Spróbowałam – mięso, ale o specjalnej konsystencji. Smakowało trochę jak różowa wołowina smażona na krwisto, ale przyszła mi też do głowy metoda sous-vide – opakowane próżniowo mięso gotowane w niskiej temperaturze. Do tego wyczułam  kiełki i krojone w paseczki warzywa i jakiś sos z drobinkami, który wydawał mi się puree z figi. Wszystko było bardzo pyszne i korzystając z ciemności uczyniłam powiedzenie „palce lizać ” faktem i zjadłam sos z talerza do końca. Dłonie umyłam.

Zwolennicy bizzare’a mieli więcej do zgadywania – coś pomarszczonego wydawało im się świńskim uchem. Do tego jakieś niby kulki smakujące parmezanem…

Danie główne pachniało rybą i kawałki delikatnej smażonej ryby były na talerzu na podłożu z warzywnego sosu smakującego selerem.  Obok coś w kształcie walców , wydawało się panierowane- może ser, a może jakiś owoc morza, albo też warzywo typu pasternak … Trudno było zgadnąć. To danie postanowiłam jeść łyżką, ale na łyżkę nagarniałam jedzenie palcami. Od koleżanek  jedzących Mood Food ( zestaw poprawiający nastrój) słyszałam o kulkach otoczonych w sezamie, a  zwolennicy  bizzare’a rozpoznali banany z czosnkiem, inni pierogi… Te nie od razu – koleżanka zwierzała się nam, że trafiła na coś okrągłego i śliskiego i dopiero wyobraźnie poszła w ruch 🙂

Wśród wesołych rozmów , zgadywania i domysłów czas nam szybko minął i mrużąc oczy wyszliśmy za kelnerem do światła :

 

dark wyjście

Teraz szef kuchni wyjaśnił nam, co jedliśmy. Mięso nieźle trafiłam- wołowina sous -vide, kiełki, warzywa a sos to nie żadne figi, tylko zmielone orzeszki z octem balsamicznym ! Wspaniała i delikatna ryba, to był stek z rekina a panierowane walce, to smażone placki z kaszy z serem i ziołami. To wszystko na selerowym sosie. Do tego marynowane warzywa, które w większości rozpoznałam.

Zwolennicy hardkorowych dań dostali m. in. bycze jądra w tempurze, kulki o smaku parmezanu to smażone larwy mącznika, a śliskie okrągłe to pierogi z nadzieniem z wołowego ogona na sosie z krwi.

Szef kuchni, pan Radek Nejman ciekawie opowiadał o swojej pracy, przytaczając anegdotki. Podziękowaliśmy gospodarzom za wspaniałe wrażenia i przepyszne dania i rozstaliśmy się w miłej atmosferze. Na koniec dla mnie miły osobisty akcent – Właściciel lokalu, który nas tak miło ugościł , okazał się moim kolegą z liceum i rozpoznał mnie, mimo, że od matury minęło już lat nie powiem ile. Jarku- dziękujemy  za niezapomniany wieczór !

 

wdarku

Bułeczki drożdżowe nadziewane orzechami

 

Karnawał trwa, to doskonały czas na drożdżowe wypieki. Wprawdzie myślałam o racuchach z pączkowego ciasta, ale staram się liczyć  kalorie i wykalkulowałam, ze upieczone drożdżowe słodkości będą mniej tuczące niż smażone… Zrobiłam te bułeczki podobnie, jak kiedyś cynamonowe – rozwałkowałam drożdżowe ciasto, polałam stopionym masłem , posypałam cukrem i orzechami, zwinęłam w rulon i pokroiłam w grube plastry. I ćwiczę silną wolę, żeby zostawić więcej dla domowników a samej spróbować symbolicznie  🙂

 

BUŁECZKI DROŻDŻOWE Z ORZECHAMI

60 dkg mąki

30 g drożdży

1/4 kostki masła

2 jajka

3 łyżki cukru i jedna cukru z wanilią

szklanka mleka

1/2 łyżeczki soli

łyżka wiśniówki

Masa :

1/2 kostki masła

2/3 szklanki zmielonych niezbyt drobno orzechów

4 łyżki cukru

Orzechy miałam w trzech gatunkach – połowa włoskich, po 1/4 ziemnych i nerkowców. Te dwa pierwsze gatunki obrałam przy pomocy męża, dodałam nerkowce i zmieliłam w blenderze, nie tak drobno, żeby były wyczuwalne kawałki.

Drożdże roztarłam  z łyżeczką cukru, dodałam 1/2 szklanki letniego mleka, posypałam łyżką mąki i odstawiłam do wyrośnięcia. W międzyczasie stopiłam i przestudziłam masło i wymieszałam cukier z jajkami.

Do miski wsypałam mąkę ( 1/5 kg, resztę zostawiłam na później ), posoliłam , dodawałam stopniowo mieszając : wyrośnięty rozczyn, jajka z cukrem, resztę mleka, stopione masło w temperaturze pokojowej i wiśniówkę dla aromatu i lepszego wyrastania.  Wyrabiałam drewnianą łyżką aż ciasto zaczęło odstawać od brzegów miski i pojawiły się pęcherzyki powietrza. Postawiłam przykryte w ciepłym miejscu do podwojenia objętości, co trwało około 40 minut.

Masło rozpuściłam  i lekko wystudziłam.

Do wyrośniętego ciasta dodałam resztę mąki i wyrobiłam. Podzieliłam je na dwie części, każdą rozwałkowałam na omączonym blacie na prostokąt , posmarowałam stopionym masłem, posypałam cukrem i orzechami po czym  zwinęłam w rulony. Pokroiłam je na plastry ok 3, 5  cm i położyłam na natłuszczonych blachach . Postawiłam je w ciepłym miejscu na 10 min, do podrośnięcia.

Piekłam w 180 C około 20 min, do zrumienienia.

 

Pierwsze zjedliśmy ledwo trochę przestygły a i na zimno zajadane są ze smakiem. Ja dziś obudziłam się nieco wcześniej niż zwykle w sobotę i jak sobie przypomniałam o bułeczkach , to zaraz zrobiłam sobie kawę i zjadłam do niej jedną – smakowała bosko !

Dobrze, że oprócz bułeczek upiekłam też placek, bo czuję, że dziś na podwieczorek a na pewno do wieczora pójdzie reszta.

Smacznego !

 

 

Szybki deser z herbatników w czekoladowym smaku

 

Dziś szybki deser i szybki wpis, bo jadę na spotkanie blogowe do Poznania. Szczegóły opiszę niebawem, zdradzę tylko, że będziemy jedli po ciemku 🙂

A deser zrobiłam wczoraj na podwieczorek na poprawę humorów w mroźny dzień. Małe herbatniczki przełożyłam kremem czekoladowo- piernikowym, który robiłam na Święta i ocalał jeden słoiczek, polałam po wierzchu polewą czekoladową i ozdobiłam połówkami nerkowców. Szybkie i pyszne, można przełożyć ciastka dowolnym kremem czekoladowym.

Przy okazji przypomnę mój przepis na polewą czekoladową, którą robię na bazie kakao. Z czasów reglamentacji słodyczy ( a pamiętam je ) został mi bowiem szacunek do czekolady i rzadko ją rozpuszczam na polewę, wolę zrobić  tak, jak dawniej. Tym razem wyszła mi wyjątkowo piękna, pyszna i błyszcząca.

 

CIASTKA CZEKOLADOWO-PIERNIKOWE

 

małe herbatniki

krem czekoladowo-piernikowy

orzechy nerkowce

polewa czekoladowa:

1/2 kostki masła lub dobrej margaryny

1/4 szklanki mleka

1/2 szklanki cukru

3 łyżki kakao

łyżka mąki ziemniaczanej

dowolny aromat

Wszystkie składniki oprócz mąki ziemniaczanej i aromatu wrzucamy do garnka i topimy mieszając. Gotujemy kilka minut na malutkim ogniu. Po zdjęciu z ognia dodajemy dowolny aromat ( może być też łyżeczka likieru albo wiśniówki), wsypujemy mąkę ziemniaczaną i szybciutko mieszamy, żeby nie było grudek. To zapobiega pękaniu polewy na cieście i nadaje jej piękny połysk.

Smarujemy ciasto lub ciastka  gorącą polewą , studzimy w temperaturze pokojowej, potem możemy włożyć je  do lodówki.

Jak już wspomniałam, smarowałam ciastka kremem piernikowym, składałam po dwa , potem polałam gorącą polewą i ozdobiłam połówkami nerkowców.

Pyszny deserek i szybki, polecam z dowolnym kremem czekoladowym.

Smacznego !

 

 

Rillettes z dodatkiem wędzonki

rilettes

 

Pierwszy raz zobaczyłam to pyszne smarowidło do chleba kilka late temu na jakimś blogu i zapamiętałam. W ubiegłym roku dostałam słoiczek rillettes od znajomych z Francji i bardzo mi posmakowało. Wprawdzie jest bardzo kaloryczne bo składa się z mięsa gotowanego długo w tłuszczu , ale o tej porze roku, gdy przebywając na mrozie tracimy sporo kalorii, można sobie na taką smakowitość pozwolić.

Zrobiłam ją trochę nietypowo, bo dodałam nieco wędzonego boczku, ale akurat miałam na takie ochotę. Bazą było mięso z udek i skrzydeł z kaczki i kaczy tłuszcz, jednak nie miałam go wiele, dodałam więc nieco smalcu. Wykorzystałam też trochę przerośniętego mięsa z łopatki, które mi zostało po przygotowaniu gulaszu.

 

RILLETTES NA BAZIE KACZKI Z DODATKIEM WĘDZONKI

 

2 udka i skrzydła z kaczki

ok. 20 dkg mięsa z łopatki wieprzowej

ok. 25 dkg wędzonego boczku

ok. 1/2 szklanki tłuszczu z kaczki

1o dkg smalcu wieprzowego

szklanka czerwonego wytrawnego wina

szklanka rosołu

liście laurowe, jałowiec, ziele angielskie, pieprz w ziarnach

po łyżce majeranku i tymianku ( miałam suszony)

Tłuszcz z kaczki powoli wytopiłam w garnku. Osobno wytopiłam lekko tłuszcz z wędzonego boczku i dodałam wszystko do garnka. Włożyłam mięso z kaczki i łopatki, wlałam wino i rosół, dodałam przyprawy.

Dusiłam to wszystko na wolnym ogniu około 4 godzin, mieszając co jakiś czas. Potem wyjęłam mięso, odrzuciłam skórę i kości a mięso porozdzielałam widelcem na pojedyncze włókna. Połączyłam wszystko razem i przelałam do słoiczków, które należy trzymać w lodówce.

Okazało się, że nie trzeba już nic przyprawiać, rillettes wyszło  pyszne, pachnące winem i przyprawami. Doskonale nadaje się do smarowania chleba i wyśmienicie smakuje na zimową kolację albo jako szybka przekąska po powrocie do domu w mroźną pogodę. Kupiłam do niego chleb pszenno-żytni z ziarnami, ale do następnego słoika chyba się skuszę i upiekę sama jakiś pyszny chlebek.

Mnie smakowały do kanapek z rillettes surówki ze świeżych warzyw albo plasterki kiszonych ogórków. Ale bez niczego też są wyśmienite.

Smacznego !

 

rilettes1

 

 

 

 

Wpis nr 900 ! Bajaderka orzechowa i serwetka na WOŚP

 

Przez ponad cztery lata blogowania nazbierało mi się już 900 wpisów ! Ciekawe, kiedy będzie 1000 ? A dziś wpis specjalny, bo mój deser jest sfotografowany, jak większość , na serwetce. Wybrałam najładniejszą i przeznaczyłam ją na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która jutro będzie grała dla dzieci i seniorów.

Serwetka jest w formie małego bieżnika, o wymiarach 40 na 18 cm, w białym kolorze. Zrobiłam ją własnoręcznie, jakieś dwa lata temu i wykorzystywałam obok innych do zdjęć dań na mojego bloga.

 

 

Aukcja trwa do 15 stycznia do 17.38. Kto chce kupić, niech kliknie tutaj- klik, klik

 

A teraz o tym, co jest na serwetce. Po Nowym Roku zostały mi resztki ciasta- drożdżowego i korzennego . Wyschły trochę, więc je pokruszyłam, dodałam do polewy czekoladowej, dodałam rozdrobnione różne orzechy i migdały, wymieszałam i zastudziłam w pojemniku a potem pokroiłam w kostkę.

 

BAJADERKA ORZECHOWA Z RESZTEK CIASTA

 

1,5 szklanki okruszków suchego ciasta drożdżowego i korzennego

1/2 szklanki posiekanych orzechów ( włoskie, nerkowce, fistaszki, migdały)

1/2 kostki masła

1/2 szklanki cukru

2-3 łyżki kakao

1/4 szklanki mleka

Mleko, masło, cukier i kakao rozpuszczamy w garnku i gotujemy kilka minut na wolnym ogniu. Do gorącego wrzucamy okruszki ciasta i rozdrobnione orzechy, mieszamy dokładnie i wykładamy najlepiej do prostokątnego pojemnika. studzimy do temperatury pokojowej, potem wkładamy do lodówki. Kroimy w kostkę.

Z resztek ciasta wyszedł pyszny deser o wyraźnym smaku orzechów, który wszystkim bardzo smakował.  Można taki zrobić też z okruchów biszkoptu lub innego ciasta.

A komu podoba się serwetka , zachęcam do udziału w licytacji .

Smacznego !

 

Muffinki czekoladowe z orzechami nerkowca

 

Miała mnie dziś odwiedzić Ania z boga Green Plums, bo pracowała akurat w mojej okolicy. Niestety obowiązki wezwały ją na uczelnię i nie mogła do mnie przyjechać… A ja już miałam upieczone muffinki do kawy. I to bardzo smaczne, z dodatkiem kakao i orzechów nerkowca. Aniu, mam nadzieję, że następnym razem uda Ci się do mnie wjechać, a tymczasem pokazuję chociaż na zdjęciu muffinki ( a raczej ich reprezentantkę)  i podaję przepis .

 

MUFFINKI KAKAOWE Z ORZECHAMI NERKOWCA

1, 5 szklanki mąki
½ szklanki cukru

1, 5 łyżki kakao

2/3 szklanki mleka
jajko
1/3 kostki stopionego masła

czubata  łyżeczka proszku do pieczenia

1/4 szklanki zmiksowanych orzechów nerkowca

Orzechy zmieliłam w blenderze , ale nie na proszek, tylko na drobne kawałeczki. Masło stopiłam i wystudziłam.

Suche składniki wraz ze zmielonymi orzechami zmieszałam w misce, dodałam mieszając mleko i stopione masło, na koniec wbiłam jajko i dokładnie wymieszałam.

Napełniłam 12 foremek do połowy i wstawiłam do piekarnika na około 20 minut. Po wystudzeniu posypałam cukrem-pudrem.

Orzechy nadały im ciekawy smak, muffiki wyszły puszyste ale niezbyt suche. Idealne do kawy. Aniu, szkoda…

Smacznego !

 

 

Sałatka z selera z orzechami i szynką

 

Bardzo lubię sałatki na bazie selera konserwowego z orzechami i w majonezie. Prezentowałam na blogu kilka, między innymi z ananasem i kukurydzą. Tym razem bez ananasa ( zniknął w tajemniczy sposób), ale ze swojskimi jabłuszkami i czymś konkretnym – pokrojoną gotowaną szynką. Połączenie selera z majonezem i orzechami zawsze mi smakuje i w tym zestawieniu też tak było .

 

SAŁATKA Z SELERA Z ORZECHAMI I SZYNKĄ

 

słoik selera konserwowego

2 jabłka

10 dkg szynki gotowanej

garść orzechów włoskich

kilka łyżek majonezu

pieprz kolorowy z młynka

Seler odsączamy. Dodajemy obrane i starte na tarce o grubych oczkach  jabłka i pokrojoną drobno szynkę. Dodajemy kolorowy pieprz z młynka. Mieszamy z majonezem, posypujemy posiekanymi orzechami włoskimi.

Smak selera konserwowego pasuje do jabłek , orzechy nadają chrupkości , pieprz pikanterii, szynka ciekawego posmaku. Jedna z moich ulubionych sałatek.

Smacznego !