Dzienne archiwum: 11 stycznia, 2010

Pasta z bakłażana

Leżał w lodówce od Świąt, w towarzystwie drugiego. Kupiłam je z myślą o Córce-wegance, ale po Wigilii było tyle wegańskich potraw, że nie trzeba było przez Święta robić nic nowego, a ostatnio, jak była w domu, to zrobiłam jej pasztet z grochu taki, jak z fasoli .
Poza tym była jeszcze zawekowana kapusta z grzybami, więc o bakłażanie znowu zapomniałyśmy. Ale dziś, robiąc poniedzielne porządki w lodówce ( obiad – przegląd lodówki), zobaczyłam go w towarzystwie miękkiego pomidora, który aż się prosił o wykorzystanie do jakiejś pasty lub sosu. Zrobiłam więc wegańską pastę z bakłażana, podobną do leczo:

WEGAŃSKA PASTA Z BAKŁAŻANA

2 małe bakłażany
1 pomidor( może być miękki)
papryka ( u mnie czerwono-zielona)
mała biała cebula
mała czerwona cebula
2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
łyżka posiekanej natki pietruszki
kilka łyżek oliwy
1/3 szklanki bulionu warzywnego
sól, pieprz zwykły, ziołowy i cayenne
gałka muszkatołowa, ostra papryka, czosnek granulowany
mała szczypta cukru
Najpierw przygotowałam bakłażany, żeby nie były gorzkie: obrałam, pokroiłam w plastry i nasoliłam na papierowym ręczniku, po czym zostawiłam na około pół godziny  ( miało być krócej, ale zasiedziałam się na Durszlaku…). Potem je opłukałam i osuszyłam.
Potrawę zrobiłam w kuchence mikrofalowej, bo warzywa w niej zachowują intensywne smaki. Ale można zrobić na patelni lub w rondlu.
Wlałam do odpowiedniego naczynia ( z pokrywką) kilka łyżek oliwy i włożyłam posiekane w kosteczkę cebule, wstawiłam odkryte na 5 minut na 700 W. Potem dodałam posiekaną podobnie paprykę i znowu na 5 minut na tę samą moc. Następnie wrzuciłam bakłażany, wlałam bulion warzywny i przykryłam, wstawiłam na 12 minut na tę samą moc. Na końcu dodałam obranego i pokrojonego pomidora, przecier pomidorowy, natkę i przyprawy i dusiłam pod przykryciem  5 minut na 600 W.
Można to wszystko zmiksować, ale miękki bakłażan i pomidor dają się rozgnieśc widelcem a kosteczki cebuli i papryki dają ciekawą fakturę. Na sam koniec, kiedy ostatecznie doprawiałam do smaku, stwierdziłam, że przyda się maciupka szczypta cukru, żeby przełamać ostre smaki. I to był strzał w dziasiątkę – pasta jest tak pyszna, że nie wiem, ile z niej dotrwa, żeby ją zawieźć jutro do Córki, bo z tym zamiarem ją robiłam. Podjadłam sporo przy próbowaniu i lepiej ją schowam głęboko w lodówce w podróżnym słoiczku…
Myślę, że nadaje się nie tylko na kanapki, ale z dodatkiem mąki, kaszki czy ugotowanego ryżu jako baza na kotlety.
A na obiad będzie fasolka po bretońsku, bo znalazłam boczek wędzony, kiełbaski , pieczone mięso i przecier pomidorowy…
Smacznego!